[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zszedł do garażu.Stary Dolan, były zapaśnik wagi superciężkiej, a potem wykidajło w niejednej valakańskiej knajpie, dopasował mu na poczekaniu jakiś prywatny, zużyty strad o nieokreślonym kolorze.Inspektor wsiadł, z rozmachem zatrzaskując drzwiczki.Strad zafalował łagodnie.Off nie włączył automatu.Chciał sam prowadzić.Lekko i z pewnym mistrzostwem wyjechał na ulicę.Potem z łatwością wplót się w długi sznur sunących aleją stradów i posuwał się wraz z tą rzeką w stronę ronda Hlar.Z pewną trudnością przepchnął się przez Coka, zatłoczone już porządnie o tej porze, i skręcił w stronę instytutu z bulwaru Santala.Zatrzymał strad trochę dalej i czekał odpalając znów papierosa od papierosa.Powinni niedługo skończyć pracę.Z bramy instytutu wychodzili ludzie.Sekretarki jednak wciąż nie było widać.W końcu pojawiła się.Na szczęście sama.Uruchomił silnik.Sunął za nią wolno.Krok w krok.Postanowił, że zaczeka, aż za rogiem zniknie ostatnie okno instytutu.Musiał mieć pewność, że nikt go nie widzi.Na ulicy ruch panował niewielki.Kilka osób spieszyło gdzieś do swoich spraw, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, co się wokół nich dzieje.Off ruszył gwałtowniej.Zjechał na lewą stronę.Zahamował tuż przed idącą dziewczyną i otwarł drzwiczki.- Proszę wsiadać! - rzucił rozkazująco.Nie wahała się ani chwili.Trudno powiedzieć, czy zdawała sobie sprawę, że opór nie ma sensu, czy też przestraszyła się po prostu.Zatrzasnął drzwiczki i dodał gazu.Strad runął do przodu z impetem i już po chwili nie było go widać.Postanowił ominąć Coloi.Pojechali Linią Ognia koło lądowiska bobonsów i potem przez most Nasturcji, skąd bocznymi uliczkami dotarli do Nordici.Tutaj Ins zwolnił.Przez cały ten czas nie padło między nimi jedno słowo.- Chyba pan.wie, co robi - odezwała się wreszcie kobieta.- Bez wątpienia - odpowiedział.- Wiezie mnie pan do komendy - z trudem.usiłowała ukryć zdenerwowanie.- Jeszcze nie wiem - postanowił trochę ją nastraszyć.- Wiele zależy od pani.Od tego, jak się pani zachowa.Wolałbym uniknąć wizyty w Straporze.- Czego pan chce?! - sekretarka wyraźnie traciła panowanie nad sobą.Zatrzymał strad w jednej z bocznych uliczek, pod drzewem o gęstej koronie, osłaniającej od światła latarni.W tej sytuacji mogli uchodzić za parę ukrywających się kochanków.- Na razie tutaj będzie najlepiej - powiedział, odwracając się do niej przodem.- Wyglądamy na zakochanych.- Czego pan chce?! - zapytała po raz drugi.- Nie wie pani?- Nie.Nie mam pojęcia!- Chodzi mi o nazwisko i adres.- Przecież wysłałam panu zestawienie dyżurów!- Czy pani ze mnie kpi? - zdenerwował się.-Pani wie więcej!- Przecież nie mogę.- Musi pani.Musi pani powiedzieć wszystko i najlepiej, żeby pani przełożeni nie dowiedzieli się o naszym spotkaniu!- Czy pan zdaje sobie sprawę, że zaraz jak tylko pan mnie wypuści, zamelduję o tym nadużyciu, komu trzeba?- A jeżeli pani nie wypuszczę? - w jego głosie nie było groźby.- Pan oszalał?!- Tak! Właśnie! Oszalałem! A ze mną cały zakichany świat! Dość żartów.Czy pani nie rozumie, kobieto - mówił pochylając się nad nią z coraz większym zdenerwowaniem - że gra toczy się o coś większego niż kilka drobnych formalności? Czy pani nie rozumie, że jest tylko trybikiem, pyłkiem na drodze ścierających się olbrzymich machin? Czy pani nic nie rozumie?- Nie wiem, o czym pan mówi - głos jej zadrżał.- Ale pani jest uparta - powiedział kręcąc głową.- Będą się musieli panią zająć moi chłopcy.Zapewniam, że to nic przyjemnego.- Moi przełożeni nie pozwolą mnie skrzywdzić - wyrzucała słowa szybko jak katarynka.Tak.Miała stracha.- I.Iii.poza tym policzą się z panem-- Będzie pani mówić? - inspektor sięgnął do rozrusznika.- Pan postępuje bezsensownie i nielegalnie! - zacietrzewiła się.- Guzik mnie obchodzi legalność czy nielegalność! - wycedzał inspektor ze złością.- I niech pani wreszcie zrozumie, że nikt się nie dowie, co się z panią stało, a nawet jeśli się dowie, to przemilczy ten fakt, bo pani jest tylko pionkiem, a tutaj rozgrywa, się główna bitwa! Jasne? - krzyknął Off, szarpiąc ją za kołnierz bluzki.- Tak - wyszeptała nienaturalnym, zduszonym z przerażenia głosem.- Więc nazwisko piątego zwolnionego człowieka i adres!- Gir Rewapar.Adresu nie znam.- Bez żartów - inspektor ścisnął ją za przegub dłoni, aż syknęła z bólu.- To prawda! - krzyknęła przez łzy.- Adres - powiedział spokojnie Off, ściskając jej przegub jeszcze mocniej.- Naprawdę nie znam! - wybuchnęła płaczem.Puścił ją.Był pewien, że nie kłamie.Nie wiedziała, gdzie tamtego szukać.- Dobrze - powiedział.- Teraz odwiozę panią do Coloi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]