[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Zatoczyła ręką po werandzie, Benie, porozwalanych książkach i porozrzucanych meblach.– Do rana pozostanie tylko mgliste wspomnienie nieporozumienia pomiędzy nieznajomymi lub lekkiego trzęsienia ziemi.Już dorabiasz sobie teorię, widzę to.– Farrell zaczął gniewnie protestować, ale ona odeszła mówiąc: – To nieważne, rób co chcesz.Ja muszę zabrać Bena do łóżka.Pomógł jej, choć tego nie chciała.Była zbyt zmęczona, by mu rozkazywać, więc w końcu pozwoliła, żeby to on dźwigał po schodach główny ciężar – Bena, który głośno sobie podśpiewywał.Farrell zdjął z niego zniszczone ubranie wikinga i zaniósł je na dół do pralki.Zatrzymał się, by uporządkować salon, a gdy wrócił Sia obmywała gąbką Benowi zabłocone zadrapania i wyczesywała kawałeczki sekwojowej kory z jego sztywnych włosów.Ben zapadł w niespokojną drzemkę.Nadal rytmicznie mamrotał, a oczy miał na wpół otwarte.Sia także wydawała dźwięk, ale tak cichy, że Farrell bardziej go czuł w powiekach i cebulkach włosów niż słyszał.Nigdy nie byłem tak blisko ich łóżka.– Byłem tam, gdy go przywołała – powiedział.– Aiffe, Rosanna, przywołała go wprost z powietrza.– Sia spojrzała na niego i dalej zajmowała się obmywaniem Bena.– To, jak się znacie.nie rozumiem tego, ale nie zapomnę.Nie chcę zapomnieć.– Lutnia spadła na podłogę w twoim pokoju – powiedziała Sia.– Powinieneś sprawdzić, czy nic się nie stało.– Jej grube, piegowate palce przesuwały się po ciele Bena jak cień chmury.– Chrzanić lutnię.Wszystko z nim dobrze? – Oczywisty idiotyzm tego pytania kazał mu się cofnąć i przygotować na kpiny.Sia jednak spojrzała na niego niemal z uśmiechem.– Nie – odparła.– Z nikim nie będzie dobrze.Kawa byłaby dobra, w każdym razie.Lutnia była bez szwanku, choć dwie struny pękły.Farrell przyniósł Sii kawę, po czym wrócił do swego pokoju.Usiadł na łóżku i wymienił struny, przysłuchując się, jak w drugim końcu domu Sia śpiewała Benowi.Teraz, gdy nie było przy niej Farrella, śpiewała wyraźniej.Poznał, że nie po angielsku, ani w wiatrowym języku.Melodia była nieuchwytna, zbyt obca, by być ujmująca, ale Farrell wsłuchiwał się w nią, dopóki nie zaczęła rozpuszczać się w nim, ton po tonie, niczym azot we krwi nurka.Zasypiał z pragnieniem nauczenia się grania jej na lutni, ale nigdy mu się to nie udało.11.– Ulotnił się, nim wstałem – mówił Farrell.– Pierwsze, co zrobiłem, nawet się nie ubrałem, tylko poszedłem zobaczyć, co z nim, a jego już dawno nie było.Powiedziała, że zjadł śniadanie, zdeptał kilka ślimaków w ogrodzie i poszedł na uniwersytet.Kolejny typowy dzień na sielskiej farmie.– Czego się jeszcze dowiedziałeś? – Julia siedziała przy stole do rysowania i pracowała zawzięcie nad uchwyceniem wyglądu chorej siatkówki.Gdy Farrell nie odpowiedział, podniosła wzrok i zamachała bambusowym piórem, by zwrócić jego uwagę.– Co jej powiedziałeś, na litość boską? Nie uwierzę, że po prostu rozłożyłeś gazetę i narzekałeś na nędzny program w telewizji.– Ona nie ma telewizora.– Farrell podlewał kwiaty Julii, jak zwykle przelewając je.Teraz oparł się o framugę drzwi pracowni, udając, że ogląda wiszącą paproć.– Pytałem ją o różne rzeczy, skarbie.Naprawdę naciskałem.Pytałem, jak mogła pozwolić, by poszedł do pracy taki poturbowany i o co w ogóle, do diabła, chodzi z tym Egilem Eyvindssonem? A ona spojrzała na mnie i spytała, czy nie napiłbym się soku pomarańczowego, a ja powiedziałem, dobrze, ale co z Nicholasem Bonnerem, czy chodziłaś razem do szkoły z tym kochasiem? A ona nalała mi pomarańczowego soku i taka była z nią rozmowa.Ta wielka męczennica marnieje.– Nie, tylko się dąsa.Przeniosłam ją z sypialni i jeszcze mi tego nie wybaczyła.– Julia wróciła z powrotem do rysunku.Przyglądała mu się z irytacją, kręcąc głową, ale nadal mówiła do Farrella.– Wygląda na to, że zamieniliście się przez noc rolami, co? Teraz ty zadajesz impertynenckie pytania, a ona ich unika.Bardzo dziwne.– Nie wyglądała za dobrze – powiedział Farrell.– To, co zaszło pomiędzy nią, Aiffe i tym cherubinkiem, wydobyło z niej coś straszliwego.– Potarł granatowosine i napuchnięte kolano.– Wyglądał przy tym o wiele lepiej od dziewczyny.To jej było mi żal i nic nie mogłem na to poradzić.– Julia podniosła szybko głowę, jej ciemne oczy nagle zrobiły się niespokojne, niczym woda zmarszczona wiatrem.– Naprawdę nic na to nie mogłem poradzić – powtórzył.– Była jak dzieciak na pierwszym dorosłym przyjęciu, przekonana, że nad wszystkim panuje, że nic nie dzieje się bez niej, że to jej wielka chwila.Biedna mała, nie wiedziała nawet, w co się ubrać.– Nigdy jej nie żałuj – powiedziała Julia.Głos miała napięty i ostry, ale na słowie „żałuj” załamał się.– A ty? – zapytała cicho
[ Pobierz całość w formacie PDF ]