[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy żona jubilera zobaczyła, że waham się, pomyślała, że nie zgadzam się na proponowaną cenę.Powiedziała więc:- Miły sąsiedzie, jeśli nie chcesz wyzbyć się tego kawałka szkła za dwadzieścia złotych monet, ofiaruję ci zań pięćdziesiąt.Wtedy przyszło mi na myśl, że jeśli owa niewiasta tak łatwo ofiarowywaną cenę z dwudziestu złotych monet podniosła na pięćdziesiąt, szkiełko to musi przedstawiać istotnie wielką wartość.Dlatego na razie nie odpowiedziałem ani słowa.Ona zaś, skoro zmiarkowała, iż nie chcę nic mówić, zawołała:- Weź więc całe sto, to znaczy pełną wartość tego szkiełka! Nie wiem nawet, czy mąż mój na tak wysoką cenę się zgodzi.A ja na to:- Dobra kobieto, po co ta gadanina? Nie sprzedam tego kamyka poniżej stu tysięcy złotych monet i możesz go za taką cenę dostać jedynie dlatego, że jesteś naszą sąsiadką.Wtedy żona jubilera zaczęła podnosić ofiarowywaną cenę stopniowo, aż doszło do pięćdziesięciu tysięcy złotych monet, ale w końcu rzekła:- Poczekaj, proszę, do jutra.I nie sprzedawaj swego kamyka przedtem, zanim mój mąż tu nie przyjdzie, aby go obejrzeć!- Z miłą chęcią - odparłem.- Najlepiej będzie, gdy sprowadzimy tu twego męża i niech sam sobie obejrzy.Nazajutrz rano przybył do naszej chaty jubiler, a ja wyciągnąłem diament z kieszeni i pokazałem mu.Diament zaczął iskrzyć się i migotać na mojej dłoni takim blaskiem, że jasno zrobiło się jak od lampy.Tedy jubiler przekonał się, że wszystko, co żona opowiedziała mu o jego urzekającym blasku, jest zgodne z prawdą.Wziął go przeto do ręki, badał, obracał na wszystkie strony i nie mógłsię dość nadziwić jego pięknu.Po czym powiedział:- Moja żona obiecała ci zapłacić pięćdziesiąt tysięcy złotych monet, a ja dorzucę jeszcze dwadzieścia tysięcy.Ale ja na to:- Twoja żona zapewne wymieniła ci cenę, jaką wyznaczyłem za ten kamień, to znaczy sto tysięcy złotych monet i ani o jedną mniej.Od tej ceny nie ustąpię ani grosza.Jubiler targował się zawzięcie, aby zakupić diament za tańszą cenę, ale ja odpowiedziałem:- Jeśli nie chcesz mi zapłacić tyle, ile żądam, będę zmuszony sprzedać diament innemu jubilerowi.W końcu zgodził się.Odliczył mi dwa tysiące złotych monet jako zadatek i dodał:- Jutro przyniosę ci całą sumę, na jakąśmy się ugodzili, i zabiorę mój diament.Przystałem na to i nazajutrz jubiler wypłacił mi całą sumę wynoszącą sto tysięcy złotych monet, którą musiał dopiero zebrać od swoich przyjaciół i wspólników.Wtedy wręczyłem mu diament, który przyniósł mi tak niezmierne bogactwo.Podziękowałem mu więc, wielbiąc równocześnie Allacha za to wielkie szczęście, które tak niespodziewanie stało się moim udziałem.Miałem też nadzieję, iż wkrótce zobaczę znów obu moich dobroczyńców Sada iSadiego, aby i im także podziękować.Uporządkowałem więc przede wszystkim moją chatę i dałem żonie trochę pieniędzy na potrzeby bieżące oraz lepszy przyodziewek dla niej i dla dzieci.Potem kupiłem piękny dom mieszkalny i urządziłem go jak najstaranniej.Po czym powiedziałem mojej żonie, która o niczym już nie myślała krom wspaniałych strojów, wystawnego jadła oraz pędzenia życia w przepychu i zabawach:- Nie godzi się nam rzemiosła naszego porzucić.Powinniśmy nieco pieniędzy odłożyć i przedsiębiorstwo dalej prowadzić.Poszedłem tedy do wszystkich powroźników w naszym mieście, zakupiłem za wielką sumę pieniędzy wiele warsztatów i kazałem im przy nich pracować.Nad każdym warsztatem wyznaczyłem nadzorcę, rozsądnego i godnego zaufania człowieka.I dzisiaj w całym mieście Bagdadzie nie ma dzielnicy, gdzie nie posiadałbym przedsiębiorstw i warsztatów powroźniczych.176Ba, nawet w każdej prowincji i w każdym mieście naszego kraju posiadam sklepy oddane pod pieczę uczciwych nadzorców.W ten sposób nagromadziłem niezmierne mnóstwo bogactw.Wreszcie nabyłem jeszcze inny dom, gdzie pomieściłem własne przedsiębiorstwo.Była to na wpółzburzona rudera, przy której było sporo gruntu.Kazałem więc stare mury zburzyć i wybudowałem na tym miejscu ten oto wielki i okazały gmach, któryś, władco wiernych, wczoraj oglądać raczył.W domu tym pracują wszyscy moi robotnicy i tam prowadzi się księgii rachunki mojego przedsiębiorstwa.Poza składami z towarem są tam również pokoje zaopatrzone w skromny sprzęt, jaki całkowicie wystarcza dla mnie i mojej rodziny.Tak więc po pewnym czasie mogłem przeprowadzić się ze starej chaty, w której mnie Sad i Sadi widzieli pracującym, i zamieszkać w nowym domu.W niedługim czasie po moim przeniesieniu się przyszło obu moim dobroczyńcom na myśl znowu mnie odwiedzić.Skoro przybyli na miejsce mojego dawnego warsztatu, zdziwili się, iż mnie tam nie zastali.Spytali więc sąsiadów:- Gdzie mieszka powroźnik Hasan? Azali żyje jeszcze? Czyli też umarł?A sąsiedzi odpowiedzieli:- O, teraz to bogaty przedsiębiorca i nie nazywają go już po prostu Hasanem, ale tytułują go: Mistrz Hasan el-Habbal.Zbudował sobie okazały dom i mieszka w takiej a takiej dzielnicy.Wówczas obaj przyjaciele poszli mnie szukać, uradowani dobrą nowiną.Ale Sadi w żaden sposób nie chciał dać się przekonać, iż całe moje bogactwo, jak Sad to twierdził, pochodzi z jednego źródła, a mianowicie z owego miedzianego pieniążka.Przemyślawszy całą rzecz, tak do swego towarzysza powiedział:- Mimo wszystko cieszę się z wielkiego szczęścia, które stało się udziałem Hasana, chociaż nadal twierdzę, że dwa razy mnie nabrał, zabierając mi czterysta złotych monet, dzięki którym musiał do tego bogactwa dojść.Nie zgadza się bowiem ze zdrowym rozsądkiem przypuszczać, iż wszystko to pochodzi z jednego miedzianego grosza, który mu dałeś.Ale przebaczam, Hasanowi i nie mam do niego żalu.A Sad na to:- Mylisz się, znam Hasana od dawna jako porządnego i rzetelnego człowieka.Nigdy by nas nie oszukał, a to, co opowiadał, było szczerą prawdą.Jestem głęboko przeświadczony o tym, że całe swoje bogactwo i majątek uzyskał jedynie dzięki owemu miedzianemu grosikowi, a zresztą wkrótce usłyszymy, co Hasan sam nam o tym powie.Tak rozmawiając przyszli na ulicę, przy której obecnie mieszkam, a kiedy ujrzeli tam wspaniały nowo wzniesiony gmach, od razu zgadli, że to mój dom, i zapukali, a skoro odźwierny im otworzył, Sadi nie mógł nadziwić się bogatemu urządzeniu i mnóstwu wyrobników, którzy tam pracowali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]