[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Muszę powiedzieć, że nie przypuszczałem, iż Hailcombe’owi się uda.Wiem od Boulby’ego, który spotkał go wczoraj w klubie u Daffy’ego, że chwali! się swoją zdobyczą.Jeden z kompanów zaśmiał się z niedowierzaniem.- Jej zaślepiony ojciec nigdy by się nic zgodził.Wyndham zmartwiał.Nie miał już żadnych wątpliwości, o kim mówią.Jeśli tylko któryś wymieni jej imię, będzie wiedział, co zrobić.- Sądzę, że nie miał wyjścia - odparł Ingleborough.- Mimo wszystko, Millhouse, uważam, że to bardzo zastanawiające.- Co takiego?- Cóż, Boulbv mówił, że Hailcombe orzechwalał się, że jutro będzie miał za żonę pewną młodą pannę, której nazwiska oczywiście nie wymienił.- Jutro! Czyżby zamierzał z nią uciec? Pytaniu temu towarzyszył ogólny śmiech.Wyndham wpadł w furię.Jak ta banda śmie mówić w ten sposób, i to w miejscu publicznym!- Boulby uważa, że to zwykłe przechwałki.Wszyscy znamy Hailcombe’a i wiemy, co z niego za bufon.- Tak, ale jego zwierzyna dziś opuszcza miasto - dodał Millhouse.- W każdym razie tak słyszałem.- Jeśli chcecie znać moje zdanie - włączył się inny głos, którego Wyndham nie mógł zidentyfikować, bo mówiący siedział do niego tyłem - ta złotowłosa dzierlatka nawet nie patrzy w jego kierunku.- Co to ma dorzeczy - rzucił Millhouse.- Każdy widzi, że Reeth i Hailcombe to dobrana parka.Rozumieją się jak mało kto.Idę o zakład, że dziewczyna przyjmie Hailcombe’a.Dwaj pozostali przebili zakład, potęgując tym samym niepokój Wyndhama.Z trudem się powstrzymał, żeby nie zażądać od nich wyjaśnień, ałe wiedział, że w ten sposób niczego nie uzyska.Wstał jednak, chcąc przynajmniej, by zauważyli jego obecność.Miał świadomość, że jego zainteresowanie Sereną jest powszechnie znane.Właśnie wtedy mężczyzna siedzący do niego plecami gwizdnął.- Ciekaw jestem, co na to powie Wyndham - rzucił.Dwaj pozostali chrząknęli znacząco, zobaczywszy wstającego wicehrabiego.Trzeci mężczyzna też się odwrócił, otworzył szeroko oczy ze zdumienia.- Wyndham, sir - oświadczył wicehrabia lodowatym tonem - powiedziałby, że zawsze mu się wydawało, iż klub White’a to miejsce spotkań dżentelmenów, a nie magiel.Skłonił się ironicznie i wyszedł z sali pozostawiając trzech mężczyzn w pełnym zakłopotania milczeniu.Aż kipiał z gniewu, również na Hailcombe’a, za;akie nierozważne gadanie.A może nie było nierozważne? Przeszedł go dreszcz.Może to była część planu Hailcombe’a, by taką gadaniną zniszczyć reputację Sereny? Może chciał w ten sposób zmusić ją do poślubienia go dla uratowania honoru?Lokaj podał mu płaszcz i kapelusz.Już miał wyjść, gdy w drzwiach zderzył się z mężczyzną, który właśnie wchodził.Cofnął się i przeprosił.- Nic się nie stało - powiedział przybysz i spojrzał na niego zaskoczony.- George Lyford, prawda? A raczej hrabia Wyndham?Wyndham przyjrzał się nieznajomemu.Wydawało mu sic, że rozpoznaje jego rysy, ale nie miał pewności.Mężczyzna był mniej więcej jego wzrostu, podobnej budowy, tyle że wyglądał na parę lat starszego.Zdjął kapelusz, ukazując jasne włosy.W opalonej twarzy uśmiechały się do Wyndharna szare oczy.- Lewis Brabant - przypomniał mu.- Parę lat temu razem polowaliśmy.W Bredington.Nie pamięta pan?Wyndharna nagle olśniło.Mężczyzna ten mieszkał w pobliżu opactwa Steepwood.Dopiero teraz to sobie uświadomił.Powitał go serdecznie.- Pan jest synem admirała Brabanta, prawda? Był pan na morzu, o ile sobie przypominam.Co słychać?Uścisnęli sobie dłonie.Brabant powiedział, że u niego wszystko w porządku, skończył służbę i właśnie wrócił do domu.Wyndham przypomniał sobie jeszcze, że brat Brabanta zmarł przed paroma laty.- Wychodzi pan? - spytał Brabant.- A może pan jednak zostanie jeszcze chwilę.Wypijemy razem szklaneczkę - zaproponował.Wyndham się zawahał.Nic chciał być nieuprzejmy, ale czas naglił, Brabant patrzył na niego pytająco.- Spieszy się pan - domyślił się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]