[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale chyba właśnie to było przyczyną, że Robina nie zamierzała dopuścić do zacieśnienia znajomości z panem Ainsleyem.Nigdy nie ukrywała, że w Abbot Quincey spędziła bardzo szczęśliwe dzieciństwo.Mimo to nie miała najmniejszej ochoty zmienić w swoim życiu jedynie plebanii.Coraz bardziej przyzwyczajała się do zupełnie innego stylu życia.I to jej się podobało! Naturalnie wcale nie wiązała swojej przyszłości wyłącznie z przyjęciami i innymi atrakcjami towarzyskimi.W tym nie widziałaby nic pociągającego.Chciała wyjść za mąż i mieć dzieci.Ale najważniejsze było dla niej, by poślubić mężczyznę, którego mogłaby kochać i szanować.Jej ideał gdzieś już na nią czekał, tego była pewna, a mimo to nie umiała go sobie wyobrazić.Obraz tego człowieka, jaki miała w głowie, wciąż był zamazany.- Tak, chciałabym wyjść za mąż, Danielu.Zdecyduję się na to dopiero wtedy, kiedy spotkam mężczyznę, którego pokocham.- A więc zdradziła swoje najskrytsze myśli.- Nigdy nie zawarłabym małżeństwa tylko dla poczucia bezpieczeństwa albo tylko po to, by mieć własny dom.Roześmiała się dźwięcznie, trochę zakłopotana.- Och, sama nie wiem, Danielu.Może za wiele wymagam od życia.To prawda, że miałam więcej szczęścia niż wiele innych panien.Tylko że.- Jak to wytłumaczyć? - W moim życiu nigdy nie zdarzyło się nic naprawdę ekscytującego.Każda panna marzy o spotkaniu rycerza z bajki, dzielnego Galahada, który ocali ją przed niebezpieczeństwem, a potem beznadziejnie się w niej zakocha.Pan może się śmiać - ciągnęła, gdy po tym wyznaniu usłyszała głośny wybuch śmiechu.- Pan jest mężczyzną i bez wątpienia miał niejedno ekscytujące doświadczenie.Tymczasem moje życie jeszcze kilka tygodni temu było zupełnie bezbarwne.Daniel nadal się uśmiechał, ale gdy się odezwał, nie ulegało wątpliwości, że mówi szczerze i bez ironii.- Wydaje mi się, że to rozumiem, ptaszyno.Coś ekscytującego od czasu do czasu na pewno nikomu nie zaszkodzi.A więc masz nadzieję spotkać swojego sir Lancelota.- Galahada - poprawiła go zawstydzona, że przyznała się do tak dziecinnego marzenia.- Ponieważ jednak ziszczenie się tej nadziei jest mało prawdopodobne, próbuję przyzwyczaić się do myśli, że będę wiodła życie guwernantki.- Wielkie nieba! To jednak dużo skromniejszy plan niż życie u boku dzielnego rycerza.- Owszem - przyznała - ale za to więcej w nim realizmu.Daniel wyjął jej z ręki wachlarz, rozłożył go i zaczął się przyglądać delikatnemu rysunkowi przedstawiającemu kwiaty.- Czy zapomniała już pani, że mama proponowała jej pobyt w Bath w charakterze damy do towarzystwa?Robina dobrze pamiętała tę rozmowę, ale nie potraktowała słów lady Exmouth poważnie.- Pańska matka z pewnością tylko żartowała.- Nie sądzę.Ona bardzo panią lubi.Wyglądał tak, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale najwyraźniej zmienił zdanie.Szybko oddał jej wachlarz, po czym wstał.- Ma pani dość czasu, aby rozważyć propozycję mojej matki.Sezon w Brighton trwa dość długo.Tymczasem możemy wrócić na salę i dalej się weselić.Byli w pół drogi przez oszkloną budowlę, gdy zauważyli, że przy drzwiach zaczynają gromadzić się ludzie.Grupka nagle się rozstąpiła i do oranżerii wszedł wypróbowany przyjaciel Daniela, Montague Merrell, w towarzystwie nie kogo innego, a samego regenta, Robina naturalnie wiedziała, że przyjaciel Daniela pozostaje w przyjaźni z przyszłym królem.Tuż przed kolacją widziała, jak pan Merrell wchodzi na salę w grupce osób otaczającej regenta.Wtedy nie miała szansy zostać przedstawiona monarsze, za to teraz nie mogła tego uniknąć.Regent potoczył wzrokiem po oranżerii i jego nalana twarz rozjaśniła się na widok znajomej postaci.- Exmouth, stary druhu! - Jak na dżentelmena o tak obfitych kształtach poruszał się z zaskakującą lekkością.- Tu obecny Monty poinformował mnie, że znajdujesz się wśród gości.Jak to dobrze znowu zobaczyć cię w towarzystwie!- Dziękuję, sir.- Daniel zauważył, że spojrzenie przyszłego monarchy kieruje się na Robinę, więc szybko ją przedstawił.Z gracją dygnęła i poczuła, jak jej dłoń otaczają ciepłe, pulchne palce.- Pyszności! Pyszności! - rozpromienił się regent, z uznaniem mierząc ją wzrokiem.Robina poczuła się jak wyjątkowo smakowity kąsek podany mu na talerzu.- Panna Perceval przebywa razem z nami w Brighton.Jest pod opieką mojej matki - wyjaśnił szybko Daniel na wypadek, gdyby władca miał jeszcze jakieś wątpliwości co do reputacji Robiny.- Wspaniale! - Przyszły król ostatni raz uścisnął smukłe palce Robiny i uwolnił jej dłoń.- A jak się miewa twoja droga matka, Exmouth? Ufam, że zdrowie jej dopisuje.- O, tak, sir.Jak zawsze.- Wspaniale! Wspaniale! - powiedział znowu i zwrócił się do Merrella.- Zostawmy, Monty, Exmoutha, niech odprowadzi tę pyszną pannę pod opiekuńcze skrzydła matki, a my chodźmy poszukać Wilmingtona.O ile pamiętam, mówiłeś, że i on tu dziś będzie.- Zaiste jest - potwierdził pan Merrell i szelmowsko mrugnąwszy okiem do Daniela, wrócił z regentem do sali bankietowej.Daniel i Robina ruszyli za nimi w stosownej odległości i po chwili znaleźli lady Exmouth wśród osób zgromadzonych w drugim końcu sali.- Nie kto inny jak regent we własnej osobie polecił mi odprowadzić Robinę pod twoją opiekę - oznajmił Daniel, wywabiwszy matkę z kręgu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]