[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za ostatnie pieniądze kupili dziurawy paltocik, w metrze wytrzeszczali oczy na Klima, w piwnicy panował żar jak przy palenisku pieca hutniczego; podczas styczniowych mrozów tu i ówdzie popękały rury, administratorka popędziła Klima do roboty.Kaszpariawiczius wysłał Iwana na Litwę z jakimś kradzionym towarem, około Paneweży skrzynki z ciężarówki przerzucono na furmanki i zawieziono w nocny las, Iwan wrócił do Moskwy i przekonał się: okres powodzenia się skończył.Do piwnicy zajrzał chłopak pod krawatem, z teczką, przedstawił się jako członek rady zakładowej, obrońca, znaczy się, interesów pracujących po linii związkowej; Iwanowi wydał się zwykłym głupkiem, stukniętym na tle pracy społecznej, miał na takich sposób - za straszaka mogła posłużyć legitymacja pracownika milicji wileńskiej - nie użył jej jednak, zaniepokoiła go kocia giętkość przybysza, umiejętność wypatrzenia jednym rzutem oka tego, co najcenniejsze w pomieszczeniu, dziwne zawieszanie głosu i nieruchomienie gestu, jakby chłopak przyglądał się sobie z boku i wsłuchiwał się we własne paplanie - ten człowiek należał do gatunku wiecznych przebierańców, aktor, któremu nie studium teatralne, lecz życie udzielało lekcji rzemiosła.Pajac wyszedł, a Klim cały dygotał - zupełnie taki sam dowcipniś zjawił się u nich w przeddzień aresztowania rodziców i pytał o składki na organizację obrony przeciwlotniczej i chemicznej.Iwan wpadł w panikę, uświadomił sobie jednocześnie, że Klim, który całkiem upadł na duchu, nie będzie się teraz upierał i czepiał piwnicy.Domek obok willi Maksyma Dormidontowicza Michajłowa nikogo dotąd nie zainteresował.Po dwóch godzinach palenia i po zatkaniu wszystkich szpar nagrzał się jak należy.Na rynku kuncewowskim, tuż obok stacji kolejowej, kupili prześcieradła, poduszki, trzy garnki.Obładowani sprawunkami podeszli do domu, Klim odwrócił się i długo stał, patrząc w stronę piwnicy, dokąd przyjdzie kiedyś uratowana przez niego z opresji księżniczka i nie zastanie tego, któremu przyniosła swoją miłość.„Chodźmy, chodźmy.” - poganiał Iwan, dzwoniąc na mrozie kluczami, przytrzymując ręką najcenniejszy zakup - piecyk naftowy.Ani Iwan, ani Klim nie wiedzieli, co robić z bogactwem, jakie na nich spadło, choć od dziesiątego roku życia dążyli do tego, żeby nim zawładnąć, ścigając umykającą, migotliwą prawdę.Wydarli matce-naturze tajemnicę - mechanizm odnawiania się i przemiany nigdy niezmieniającej się materii, teraz należało się zająć formami przedkomórkowymi, sięgnąć jeszcze głębiej, żeby zrozumieć kody, szyfry, symbole i kryptografie czytanych przez wszystkich tekstów, badać i dociekać, znów czytać, myśleć, ale stracili już serce do myślenia, obaj jakby zawstydzeni tym, że mogli się uznać za szczęśliwców - wyprzedzili swoimi przemyśleniami biologów świata o pięć albo i więcej lat; wszystkie czasopisma zostały spalone, Szmalhauzen także, Klim nigdzie nie wychodził, przesiadywał w ciepłym domostwie, Iwana pociągał dom na Rauszskiej, podarowane przez los mieszkanie należało zbadać i jakoś wykorzystać, w tej kryjówce można by było przesiedzieć dzień, lub dwa, gdyby do domu w Kuncewie zajrzał także jakiś przedsiębiorczy typ z teczką.Iwan pobieżnie obejrzał mieszkanie - nie miał już wątpliwości - złodziejka kiedyś je zajmowała; mogła się tu zjawić lada dzień, w każdej chwili, na pewno trzymała gdzieś schowane zapasowe klucze, gotowa też wyłamać drzwi - nie, nie było sensu siedzieć w tym mieszkaniu i czekać na nie wiadomo co - to niebezpieczne.A jednak pęk kluczy przyjemnie ciążył w kieszeni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]