[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Wiesz, kochanie, to zupełnie fajne stworzonko ta… ta mała Rosę.Zdążyliśmy się już dobrze zaprzyjaźnić.Madame Bourdillat natomiast wyładowuję na mężu swoją złość.— A tobie ciągle to samo w głowie… Nie obchodzi cię, co się dzieje ze mną… Że przez twoją zachłanność straciłam Hugona…— Przeze mnie?— Pewnie, że przez ciebie… Czy nie ty powiedziałeś, żebyśmy poszli do działu zamówień? — Lecz zanim Bourdillat zdążył odpowiedzieć, pojawiła się sprzedawczyni z innym Hugonem.Oczy pani Bourdillat rozbłyskują.— No, jednak udało się znaleźć jeszcze jednego — zauważa z ulgą.Sprzedawczyni nastawia pokrętło „zawieranie znajomości”.Zaczynają działać sztuczne bodźce słynnego Palewskiego i Hugo kieruje się ku klientom.Twarz Madame Bourdillat oblewa uśmiech szczęścia, właśnie ma podać cybernerosowi ramię, gdy ten nagle zmienia kierunek i zamiast do pani Bourdillat, zwraca się do cybernerosa jej męża, Rosę.— Pozwoli pani ramię…Zaskoczona pani Bourdillat zaczyna się jąkać.— Ależ, proszę pana… pan… pan…— Doprawdy, niechże pan już przepędzi tę dziwkę — wtrąca nieoczekiwanie mała Rose, cyb pana Bourdillat.— O, przepraszam… A cóż to za ton — oburza się pani Bourdillat.— Wybaczy pani, to przecież tylko tani cyberneros popularny — usprawiedliwia się sprzedawczyni.Hugo natomiast zaznacza energicznie.— Jeśli nie przestanie mi się pani narzucać, będę zmuszony oddać panią na policję… Widzi pani przecież, że jestem w towarzystwie damy.Pani Bourdillat, zapomniawszy, że ten Hugo nie jest tym samym, z którym rozmawiała, pyta niemal z płaczem:— Przecież my się znamy… Jestem pańską panią… Przed chwilą byliśmy razem…— Wynoś się, łapy przy sobie… Co za pospolite indywiduum — wtrąca znowu cyberneros–kobieta.— Jeśli stąd nie pójdziesz, ciotuniu, to tak cię oskubię, że popamiętasz do końca życia…— Niech pani da spokój, już ja to załatwię — odpowiada Hugo II i rusza w stronę cofającej się ze strachu kobiety, a za nim podąża przerażona sprzedawczyni, której nie udaje się dosięgnąć zwinnego, w ostatniej chwili wymykającego się jej z rąk cyba.— Rolandzie, ty na to pozwalasz? — krzyczy na męża pani Bourdillat.— Co z ciebie za mężczyzna?— Nie będę przecież bił się z kobietą — jąka się Bourdillat, ale kiedy Hugo, zmieniwszy zamiar, kieruje się ku niemu, nabiera odwagi.— Proszę pana, pan… pan chyba się pomylił.Proszę mi wierzyć… Ja naprawdę…Hugo jednak nie ma agresywnych zamiarów.Spokojnie zatrzymuje się przed panem Bourdillat i mówi cicho:— Wybaczy pan, proszę zabrać stąd tę panią.W przeciwnym razie.Chyba mnie pan rozumie… W końcu jesteśmy mężczyznami.— Ależ tak… tak… Oczywiście.Sprzedawczyni już prawie udało się dosięgnąć do pokrętła regulatora, gdy cyb, nagle się obróciwszy, znowu wysunął się jej z rąk.Pan Bourdillat stara się uspokoić żonę.— No chodź, mamusiu… Nie upieraj się… Jeszcze mogą być z tego kłopoty.Widzisz, gdybyś mnie posłuchała… Gdybyś kazała zrobić cyba na mój wzór, nie byłoby tego wszystkiego.— Bredzisz! I ty uważasz się za mężczyznę? On już dawno dałby ci w twarz — syczy ze złością.— Nie będę się przecież bił z… maszyną.Tymczasem Hugo bierze za rękę drugiego cybernerosa i odchodzą razem w stronę sali prób.Tego już za wiele dla normalnej, żywej istoty.Madame Bourdillat, urażona do głębi w swej godności, rzuca się w kierunku pary cybernerosów.Wpada pomiędzy nie i rozdziela je siłą… Cybernerosowi–kobiecie nie trzeba było więcej.Z cybernerotyczną złością — dopiero teraz można naprawdę zobaczyć, jak bezbłędnie działają sztuczne odruchy warunkowe Palewskiego — rzuca się w obronie swego partnera na panią Bourdillat.Prosto do jej włosów.Po chwili kobieta i cyb, splątani ze sobą, biją się, szarpią, wymieniają ciosy, jak to można przeczytać w powieściach Zoli i obejrzeć na obrazach Toulouse–Lautreca.Madame Bourdillat krzyczy ze złością na męża.— Rolandzie, ty na to pozwalasz? Mężczyzna zaś bezradnie rozkłada ręce, a z jego ust dobywają się niemal dokładnie te same słowa, którymi żona karciła go jeszcze nie tak dawno.— Nie kupię przecież kota w worku… Nie chcę cybernerosa, o którego wierności nie jestem przekonany.Skoro już wydaję na niego tyle pieniędzy, chcę go wypróbować do końca.— Ale na mnie? — syczy ze złością kobieta leżąc na ziemi i szarpiąc włosy cyba.— Nie zniosłabyś przecież, gdyby to było z inną kobietą.Byłoby to tak samo, jakbym cię zdradził.Wokół robi się coraz większe zbiegowisko.Podzieliwszy się na stronnictwa, jedni głośno dodają ducha kobiecie, inni cybernerosowi.Sprzedawczyni, która przez cały czas robi rozpaczliwe próby dotarcia do pokręteł na plecach cybernerosa–kobiety — co nie udawało się z powodu nieustannej kotłowaniny cyba i kobiety, podczas której to jedno, to drugie znajdowało się raz pod spodem, raz na wierzchu — teraz razem ze swymi koleżankami ściąga cybernerosa z poszarpanej zupełnie kobiety i uspokaja go wyłączając odpowiednie pokrętła.Pani Bourdillat zwraca się ze złością do męża.— Wstydź się, Rolandzie… Pozwalasz, by jakiś zafajdany cyberneros traktował tak brutalnie twoją żon?… Powinieneś się spalić ze wstydu.Lecz pan Bourdillat — czego nawet nie robi cyberneros — nie tylko się nie wstydzi, a nawet, nie do pomyślenia, odcina się.— Nie obrażaj mojego cyba… Poza tym, to tylko cyberneros, ale ty powinnaś mieć więcej rozumu… Policzymy się jeszcze w domu — mówi i… i wymierza zaskoczonej kobiecie potężny policzek.Tylko sprzedawczyni, obawiając się skandalu, niemal ze łzami w oczach robi wyrzuty.— To pana wina… Po co przyprowadził pan tutaj swojego cybernerosa… A jeśli już pan tak zrobił, to po co przełączał pan tu przy piersi… Zdążyłby pan w domu… To właśnie zmyliło Hugona.— Pani wybaczy… Skoro już go kupiłem, mogę z nim robić, co mi się podoba — usprawiedliwia się Bourdillat.— Ale nie publicznie.— Żyjemy w wolnym kraju, proszę pani.Ładnie byśmy wyglądali, gdyby już nie wolno było publicznie się całować.Doprawdy nie mógłbym sobie tego wyobrazić.Pan Villon, kierownik działu dla kobiet, który znalazł się tu z powodu całego zamieszania, uspokaja ich z głęboką gorliwością zawodowego kupca.— Nic się nie stało, proszę pana… Szanowni klienci mogli się najwyżej przekonać o jakości naszych towarów.Prószę, niech pan porówna panią z cybernerosem… A przecież to tylko zwykły, tani cyberneros… Najtańszy… Pani natomiast, naprawdę… jakby tu powiedzieć… Naprawdę w pełni sił.I proszę popatrzeć.Czy u cyba jest jakieś zadraśnięcie? Czy wypadł mu choćby jeden włos?… A popatrzmy na panią… Cała w sińcach… Niebieskie, zielone… Włosy w strąkach… Ucho krwawi.— O, on też dostał za swoje — przekornie zwraca uwagę Madame Bourdillat.— Niech pan obejrzy ramię… Zupełnie wykręcone… A kostka…— No tak, małe zwichnięcie, drobna usterka, to wszystko.Naprawimy w ciągu dziesięciu mi nut.Pani natomiast jeszcze i po trzech tygodniach będzie miała na sobie pełno siniaków — odpowiada trochę niecierpliwie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]