[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pianista podsunął mu mikrofon, ale mężczyzna machnął ręką, umożliwiając mi przy okazji, bym dobrze się przyjrzał jego twarzy.Kwadratowej, mocnej, lecz teraz pijanej, nieszczęśliwej i przestraszonej.Jakby za chwilę miał zacząć krzyczeć ze strachu.Wiedziałem już, co takiego świętuje.Leslie skrzywiła się.- Nie przyrządzili „różowej damy” jak trzeba.Na świecie istnieje tylko jeden bar, gdzie przyrządzają „różową damę” tak, jak lubi Leslie, i nie znajduje się on niestety w Los Angeles.Przysunąłem jej irlandzką kawę z uśmiechem oznaczającym: „A nie mówiłem?”.Był wymuszony.Strach tego mężczyzny był zaraźliwy.Odpowiedziała uśmiechem i uniosła kieliszek:- Za błękitny blask Księżyca.Także uniosłem kieliszek i wypiłem.Nie był to jednak toast, jaki sam bym wygłosił.Mężczyzna w golfie ześliznął się ze swojego stołka i ostrożnie ruszył do drzwi, nawigując powoli i prosto niczym liniowiec oceaniczny wpływający do portu.Szeroko otworzył drzwi i odwrócił się, a do środka wlało się, omywając jego sylwetkę, dziwaczne, błękitnobiałe światło.Łajdak.Czekał, żeby ktoś na to wpadł i wykrzyczał prawdę innym.Ogień zagłady.- Zamknij drzwi! - zawołał ktoś.- Czas na nas - powiedziałem cicho.- Skąd ten pośpiech?Pośpiech? Przecież on może zacząć mówić! Ale nie mogłem jej tego zdradzić.Leslie położyła dłoń na mojej ręce.- Ja wiem.Wiem.Ale nie możemy od tego uciec, prawda?Serce mi zamarło.Wiedziała, a ja tego nie zauważyłem?Drzwi się zamknęły, pogrążając Czerwoną Stodołę w czerwonawym półmroku.Mężczyzna, który stawiał, wyszedł.- O, Boże.Kiedy się domyśliłaś?- Zanim przyszedłeś - odparła.- Ale kiedy próbowałam sprawdzić, nic mi nie wyszło.- Sprawdzić?- Wyszłam na balkon i skierowałam teleskop na Jowisza.Mars jest teraz poniżej horyzontu.Jeśli Słońce zmieniło się w nową, to wszystkie planety powinny być oświetlone tak jak Księżyc, prawda?- Prawda.Cholera.Sam powinienem o tym pomyśleć.Leslie zajmowała się w końcu tylko amatorsko astronomią.Miałem trochę pojęcia o astrofizyce, a tymczasem nie potrafiłbym znaleźć Jowisza, nawet gdyby zależało od tego moje życie.- Ale Jowisz nie był ani trochę jaśniejszy niż zwykle.Więc już zupełnie nie wiedziałam, co myśleć.- Ale wtedy.Poczułem budzącą się gwałtowną nadzieję.I wtedy przypomniałem sobie.- Tamta gwiazda, nad naszymi głowami.Ta, na którą patrzyłaś.- Jowisz.- Świeciła jak jakiś pieprzony neon.To przesądza sprawę.- Mów ciszej.Mówiłem cicho.Ale przez jedną szaloną chwilę chciałem wskoczyć na stół i krzyczeć! Ogień i zagłada.Jakim prawem mają nic nie wiedzieć?Dłoń Leslie zacisnęła się mocno na mojej ręce.Niebezpieczny moment minął.Cały się trząsłem.- Wyjdźmy stąd.Niech sobie myślą, że nadejdzie świt.- Nadejdzie.- Leslie roześmiała się ponurym, szczekliwym śmiechem, jakiego nigdy u niej nie słyszałem.Wyszła, a ja sięgnąłem po portfel, potem przypomniałem sobie, że nie muszę.Biedna Leslie.Stwierdzenie, że Jowisz wygląda normalnie, musiało sprawić jej ulgę, dopóki po półtorej godzinie biała iskierka nie zapłonęła wspaniałym blaskiem.Światło słoneczne docierało do Ziemi za pośrednictwem Jowisza w ciągu półtorej godziny.Kiedy już dotarłem do drzwi, Leslie prawie biegła wzdłuż Westwoods w kierunku Santa Monica.Zakląłem i ruszyłem, żeby ją dogonić, zastanawiając się, czy nagle nie oszalała.Wtedy zauważyłem leżące przed nami cienie.Wzdłuż całej drugiej strony Santa Monica Boulevard kładły się rzucane przez Księżyc poziome wzory z ciemnych i błękitno-białych pasów.Dogoniłem ją na rogu.Księżyc zachodził.Zachodzący Księżyc zawsze jest wspaniały, a dzisiaj świecił z widocznego pod autostradą skrawka nieba.Był straszliwie jasny i tworzył niewiarygodnie złożony rysunek linii i cieni.Nawet jego nieoświetlony fragment lśnił perłową poświatą od Ziemi.A na Księżycu? Ludzie z Apollo XIX zginęli pewnie w ciągu kilku pierwszych minut aktywności słonecznej nowej.Schwytani w pułapkę na księżycowej równinie, może ukrywali się za jakimś topniejącym głazem.A może byli po ciemnej stronie? Nie pamiętam.Cholera, być może przeżyją nas wszystkich.Poczułem ukłucie zazdrości i nienawiści.Oraz dumy.To my ich tam umieściliśmy.Zdobyliśmy Księżyc przed wybuchem nowej.Jeszcze trochę, a dotarlibyśmy do gwiazd.Zachodzący dysk dziwnie się zmieniał.Kopuła, latający spodek, soczewka, linia.Zniknął.Zniknął.No, dobra.Teraz możemy o nim zapomnieć, teraz możemy sobie chodzić bez ciągłego przypominania nam, że coś jest nie tak.Zachód Księżyca oczyścił miasto z wszystkich tych niesamowitych cieni.Lecz chmury jaśniały dziwnym blaskiem.Podobnie jak chmury po zachodzie Słońca, ale tej nocy ich zachodnie krawędzie lśniły siną bielą.I pędziły po niebie zbyt szybko.Jakby próbowały uciekać.Kiedy odwróciłem się do Leslie, po jej policzkach toczyły się ogromne łzy.- O, niech to.- Ująłem ją za rękę.- Przestań.No, przestań.- Nie mogę.Wiesz, że kiedy zacznę płakać, to nie mogę przestać.- Nie to miałem na myśli.Pomyślałem, że zrobimy to, co zawsze odkładaliśmy, co lubimy.To nasza ostatnia szansa.Czy tak chcesz umrzeć, płacząc na rogu ulicy?- W ogóle nie chcę umierać!- Gówno!- Stokrotne dzięki.Miała czerwoną i wykrzywioną twarz.Płakała jak dziecko, nie zważając na godność ani wygląd.Czułem się okropnie.Czułem się winny, ale wiedziałem też, że ta nowa to nie moja wina, więc się rozzłościłem.- Ja też nie chcę umierać! - warknąłem.- Pokaż mi jakieś wyjście, to chętnie skorzystam.Dokąd mielibyśmy uciec? Na biegun południowy? To by tylko dłużej trwało.Po dziennej stronie Księżyc musi być zupełnie stopiony.Na Marsa? Kiedy to się skończy, Mars będzie częścią Słońca jak Ziemia.Na Alfę Centauri? Przy koniecznym do tego przyspieszeniu rozmazalibyśmy się po ścianie jak masło orzechowe i galaretka.- Och, zamknij się.- Dobra.- Hawaje.Stan, moglibyśmy dotrzeć na lotnisko w dwadzieścia minut.Lecąc na zachód, zyskalibyśmy dodatkowe dwie godziny! Mielibyśmy o dwie godziny więcej przed wschodem Słońca?Coś w tym było.Dwie godziny były warte każdej ceny! Ale ja przeanalizowałem to już wcześniej, patrząc na Księżyc z mojego balkonu.- Nie.Zginęlibyśmy wcześniej.Posłuchaj, kochanie.To, że Księżyc robi się jaśniejszy, zobaczyliśmy tuż przed północą.To znaczy, że kiedy Słońce zmieniło się w nową, Kalifornia znajdowała się z tyłu Ziemi.- Zgadza się.- W takim razie musimy znajdować się najdalej od fali uderzeniowej.- Nie rozumiem.- Spójrz na to w ten sposób.Najpierw eksploduje Słońce.Od tego w jednej sekundzie po całej dziennej stronie podgrzewa się powietrze i oceany.Para wodna i przegrzane powietrze błyskawicznie się rozszerzają.Na stronę nocną pędzi z rykiem ognista fala uderzeniowa.Właśnie zbliża się do nas.Jak zaciskająca się pętla.Ale najpierw dotrze do Hawajów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]