[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Wicher duje po nogach.Twardokêsek poprawi³ czapê, rozmasowa³ obola³e czo³o i popatrza³ po goœciach.Przy stole wedle paleniska, na którym weso³o buzowa³ ogieñ i bulgota³a polewkana wêdzonce, co zrazu chytrze zbójca wyw¹cha³, siedzia³a dziwaczna kompania.W³aœciwie tylko dwie persony, ale wielce osobliwe.Weso³kiem okaza³ siê potê¿nymê¿czyzna, nie pierwszej ju¿ m³odoœci, ale krzepki, przyodziany w bogate,barwne szatki.Rêce mia³ skrêpowane na plecach, a grube powrozy krzy¿owa³y siêkilkakroæ na jego piersi, co wyraŸnie pokazywa³o, ¿e by³ person¹ znaczn¹ isk³onn¹ do ucieczki.Gderliwy cz³ek, który drzwi nakazywa³ zamykaæ, okaza³ siêpostaci nikczemnej i zgo³a ma³o srogiej, ale nosi³ brunatn¹ szatêWê¿ymordowego s³ugi.Zbójca by³by siê mo¿e jeszcze na ów widok cofn¹³, ale wiedŸma ciekawiewygl¹da³a mu zza pleców, a karze³ przekleñstwem naprzód popêdza³.Wszed³ tedy,udaj¹c, ¿e nie dostrzega badawczych spojrzeñ przyczajonych przy niskim stolepacho³ków.Nadrabiaj¹c min¹, ruszy³ prosto do szlacheckiej ³awy przy ogniu,grzecznie siê pok³oni³, czap¹ nad ziemi¹ zamiót³.- Prosim wdziêcznie do kompanii - odezwa³ siê wiêzieñ.- Œmia³o siadajcie,waszmoœciowie, myœmy prawa szlachta, a ¿e w powrozach, to insza opowieœæ.Wytako¿, panienki, nie strachajcie siê - pok³oni³ siê przed Szarka i wiedŸm¹ naile sznury pozwala³y - bom cz³ek niegroŸny i zgodliwy.Siadajcie, gadam.Milejcz³ekowi na wdziêczne niewieœcie liczko popatrzaæ niŸli na mordy oprawców.- Ju¿ ty, Bogoria, na oprawców nie wyrzekaj - cz³eczyna w barwie ¿alnickiegokniazia butnie poprawi³ purpurowy ko³pak.- Lepiej by ci u pani matki wkomorze nie by³o.W rzeczy samej, na stole poniewiera³y siê resztki sutej wieczerzy, a iopró¿nionych dzbanów po piwie dostrzega³ zbójca niema³o.Musia³ przyznaæ, ¿enie wygl¹da³o to wcale na posi³ek wiêŸnia.Albo te¿ prostemu zbójcy nietrafiaj¹ siê równie hojni stra¿nicy, doda³ w myœlach szyderczo.- Ze swej strony do próœb siê piêknie do³¹czam - podj¹³ cz³ek w urzêdowychbarwach.- Pieska pogoda nasta³a, tedy wnoszê, ¿e nieb³aha potrzeba was zdomów wypêdzi³a.ChodŸcie, chodŸcie, opoñcze mokre zrzucajcie, nim was jakiechoróbsko dopadnie.Byle nie za blisko ognia - upomnia³ wiedŸmê.- Skóra odgor¹coœci popêka, boœmy dobrze kazali w kominie napaliæ dla wygodyœwi¹tobliwych osób.Zbójca pod¹¿y³ za ruchem jego rêki i dostrzeg³ wysoko na piecu pos³aniesprytnie przysposobione ze skór.Przy kominie sta³a para wysokich butów ikilkoro drobniejszych trzewików oraz kostur Ja³mu¿nika przystojnie oparty oœcianê.Rych³o siê wiêc Twardokêsek domyœli³, kto znalaz³ schronienie napiecowym legowisku.Widaæ jaki s³uga Cion Cerena wêdruje z m³odziakami,zgad³.Zna³ bowiem zbójca dobrze obyczaj, który nakazywa³ kap³anom Cion Cerena zbieraæpo goœciñcu wszelakie dzieci bezdomne i w klasztorach przygarniaæ.Co wiêcej,przy ka¿dym zakonnym domu zostawiano we œcianie specjaln¹ nisz¹ i ko³atkê przyniej, ¿eby matki mog³y tam bezpiecznie niechciane noworodki zostawiaæ i bezkary odchodziæ.Kap³ani bardzo skrupulatnie chowali owe dzieci we klasztorach iskrycie zbójca uwa¿a³, ¿e zakon Ja³mu¿nika czyni wszystkim przys³ugê sw¹dba³oœci¹ o podrzutków.Zreszt¹, spoœród wszystkich s³ug bogów jedynie¿ebraczych braciszków Twardokêsek na swój sposób ceni³.Zaduma³ siê nad misk¹ z soczewic¹ i wêdzonym miêsiwem, jednym tylko uchem³owi¹c opowieœæ kar³a o cudownym uzdrowieniu wiedŸmy.Gadka zreszt¹ zdawa³asiê iœæ wcale sk³adnie.Niewiasty przysiad³y skromnie na skraju ³awy, zaœ cz³ekw czerwonym ko³paku, który przedstawi³ siê jako miejscowy w³adyka i ksi¹¿êcypod-staroœci, przerywa³ z rzadka pobo¿nymi okrzykami zachwytu nad moc¹œwi¹tobliwej mateczki.Pacho³ków najwyraŸniej nie dopuszczano do kompanii, cobardzo zbójcê uradowa³o, bowiem w³adyka nie wygl¹da³ mu na szczególniebystrego, a wœród s³u¿by móg³ siê trafiæ jaki wœcibski m¹drala.Karczmarz tymczasem poda³ dwa kufle z ciemnym ¿alnickim piwem, które zbójcaznajdowa³ nazbyt mocnym i kwaœnawym, i dwa mniejsze kubki dla niewiast.Szarcepowierzono zaszczytn¹ pos³ugê pojenia wiêŸnia.Twardokêsek zl¹k³ siê nieco, byjakim niepolitycznym gestem dziewczyna nie da³a po sobie poznaæ, ¿e nie znaobyczajów miejscowej szlachty, jednak us³ucha³a bez jednego s³owa sprzeciwu.Jad³a w milczeniu, ze wzrokiem wbitym w poczernia³y ze staroœci blat, drobnek¹ski przedsiêkraj¹c, jak przystoi niewieœcie.Zbójca zna³ j¹ wystarczaj¹codobrze, by wiedzieæ, ¿e dok³adnie przys³uchuje siê rozmowie, choæ jej twarzprzybra³a wyraz obojêtnoœci i pokory.Kiedy opowieœæ Szyd³a dobieg³a koñca, w³adyka zabawi³ ich wspominkami os³u¿bie na ¿alnickich goœciñcach.Nie by³ dobrym mówc¹, zdaniem zbójcy zanadtozale¿a³o mu na uznaniu s³uchaczy, nie wy³¹czywszy wiêŸnia.Z nim z kolei,historia zdawa³a siê ca³kiem ciekawa.Pojmany nie doœæ, ¿e œmia³o wtr¹ca³ siêdo konwersacji, czyni¹c podstaroœciemu nader cierpkie przytyki, to jeszczetytu³owa³ go krewniakiem i wyraŸnie byli mocno spoufaleni.S³owo po s³owiewywnioskowa³ Twardokêsek, ¿e przysz³o mu dzieliæ gospodê z miejscow¹ zbójeck¹znakomitoœci¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ]