[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obecnie przebywa³ wraz z rodzin¹ w swymdomu w Round Valley, a ka¿dy, kto chcia³ siê z nim zobaczyæ, musia³ sam doniego przyjechaæ.Jaguar powoli podskakiwa³ na drodze pokrytej koleinami, biegn¹cej dolin¹ miêdzywysokimi sosnami i ob³ymi górkami do siedziby szamana.Dom sta³ na uboczu wpewnym oddaleniu od domków i przyczep, w których mieszka³a wiêkszoœæ Indian zRound Valley, na zalesionym grzbiecie nad rzek¹ Eel.Gdy podje¿d¿aliœmywyboist¹ drog¹, powoli ods³ania³ siê widok na budynek w stylu szwajcarskiegodomku górskiego.By³ dwupoziomowy, wykonany wed³ug specjalnego projektuarchitektonicznego, z balkonami i szerokimi rozsuwanymi oknami.— Niez³e tipi — zauwa¿y³a Jane.Zatrzyma³em jaguara u stóp drewnianych schodków prowadz¹cych do domu.Potemwygrzeba³em siê ze œrodka i, mru¿¹c oczy w s³oñcu, wypatrywa³em oznak ¿ycia.Kilkakrotnie nacisn¹³em klakson, po czym rozsunê³o siê jedno z okien iniewielki mê¿czyzna, ubrany w kraciast¹ koszulê i spodnie z kantami, wyszed³ nabalkon.— Dzieñ dobry! — zawo³a³em.— Czy mam przyjemnoœæ z George'em Tysi¹c Mian?— George Tysi¹c Mian to ja, a pan?— Nazywam siê John Hyatt.A to jest Jane Torresino.Pani Torresino umawia³a siêna wizytê.— Nie jestem dentyst¹ — odpowiedzia³ George Tysi¹c Mian.— Nie trzeba siê zemn¹ umawiaæ na wizyty.Ale pamiêtam.Proszê na górê.Wdrapaliœmy siê na schody prowadz¹ce na balkon.George Tysi¹c Mian podszed³ ipoda³ nam rêkê.Z bliska wygl¹da³ na jeszcze mniejszego: miniaturowy idelikatny mê¿czyzna z twarz¹ poznaczon¹ i pogniecion¹ niby kapuœciany liœæ.Aletrzyma³ siê bardzo prosto i mia³ w sobie jakieœ dostojeñstwo, przez co sprawia³wra¿enie kogoœ niezwykle wa¿nego.By³ obwieszony naszyjnikami i amuletami,które zdawa³y siê niezmiernie stare, mocne i tajemnicze, ale nosi³ je takswobodnie, jakby by³y tylko ozdobami.Na przegubie mia³ zegarek od Cartiera.By³ ze z³ota, z cyferblatem rzeŸbionym w tygrysim oku.— Pani przyjaciele z Sausalito nadmienili, ¿e martwi¹ was niektóre z naszychlegend — powiedzia³ George Tysi¹c Mian, wprowadzaj¹c nas do wnêtrza.By³o tozaciszne, eleganckie domostwo, wybudowane z drewna sosnowego, wype³nioneindiañskimi dywanikami i poduszkami.Przez pó³otwarte, rozsuwane drzwi mog³emdojrzeæ nowoczesn¹ kuchniê, gdzie sta³a kuchenka z ceramiczn¹ p³yt¹ orazkuchenka mikrofalowa.Jane da³a Indianinowi gliniany pojemnik z tytoniem, który kupi³a tego rana wHealdsburgu.— S³ysza³am, ¿e to takie raczej tradycyjne — powiedzia³a.— Mamnadziejê, ¿e panu odpowiada marka Klompen Kloggen.George Tysi¹c Mian uœmiechn¹³ siê.— Nie wiem, czemu biali zawsze zachowuj¹ siêprzepraszaj¹co w obliczu tradycji — powiedzia³.— Oczywiœcie to œwietna marka.Usi¹dŸcie, proszê.Czy napijecie siê kawy?Rozsiedliœmy siê na pod³odze, na wygodnych poduszkach, podczas gdy m³odaIndianka, zapewne s³u¿¹ca George'a Tysi¹c Mian, parzy³a kawê w ekspresie.Tu¿za ramieniem szamana smuga œwiat³a s³onecznego rozœwietla³a jego starcz¹ g³owêra¿¹co jasn¹ aureol¹.— W waszych myœlach jest coœ, co was powa¿nie martwi — zacz¹³.— Obawiacie siê,¿e nie potraficie tego zrozumieæ, ¿e nie wiecie, co to mo¿e byæ, oraz boiciesiê, ¿e to was poch³onie.— Sk¹d pan to wie? — zapyta³em.— Bardzo proste, panie Hyatt.Czytam z waszych twarzy.Zreszt¹ biali ludzie niemaj¹ zwyczaju szukaæ porad u indiañskich szamanów, chyba ¿e czuj¹, i¿wyczerpali wszystkie mo¿liwe wyjaœnienia dostêpne w ich w³asnej kulturze.— Wcale nie jesteœmy przekonani, ¿e to ma coœ wspólnego z legendamiindiañskimi, proszê pana — powiedzia³a Jane.— Tak tylko zgadujemy.Ale imwiêcej o tym wiemy, im wiêcej siê wydarza, tym bardziej to wszystko nas kierujew tê stronê.— Proszê mi o tym powiedzieæ.Od pocz¹tku.Zacz¹³em mówiæ o mojej pracy, o tym, jak przyszed³ do mnie Seymour Wallis wsprawie oddychania, które s³ysza³ w swoim domu.Potem przedstawi³em to, coprzytrafi³o siê Danowi Machinowi, nastêpnie Bryanowi Corderowi, wreszcie samemuSeymourowi Wallisowi.Mówi³em o landszaftach Mount Taylor i Cabezon Peak, oniedŸwiedzicy, która zniknê³a, i o ko³atce z paskudn¹ mord¹.George Tysi¹c Mian wys³ucha³ tego spokojnie i nieporuszenie.Gdy przebrn¹³emprzez wszystko, uniós³ g³owê.— Czy pan wie, dlaczego mi pan o tym opowiada?Pokrêci³em g³ow¹.Jane wtr¹ci³a: — Przyjechaliœmy tutaj, poniewa¿ nie mo¿emy tego zrozumieæ.Otoca³y powód.Ja pracujê w ksiêgarni i sprawdzi³am, czym jest Mount Taylor.Dowiedzia³am siê, ¿e z t¹ gór¹ s¹ zwi¹zane te wszystkie historie o WielkimPotworze i Pierwszym, Który U¿y³ S³Ã³w dla Si³y.Pewnie nie obesz³oby mnie to,gdyby nie wzmianka, ¿e Pierwszy Który U¿y³ S³Ã³w dla Si³y podobno ma powróciædrog¹ wielu kawa³ków, czy coœ w tym rodzaju.Wtedy zaczê³am kojarzyæ, ale nieumiem wyjaœniæ, co i jak.Indianka przynios³a nam kawê w gliniaczkach i œwie¿e herbatniki orzechowe.Widocznie umia³a czytaæ w moich najskrytszych myœlach, tak jak George Tysi¹cMian.Poczu³em, ¿e talerz pe³en œwie¿uteñkich ciastek orzechowych prawie miwynagradza ca³odzienne nucenie Moon River.George Tysi¹c Mian powiedzia³ miêkko: — Ka¿dy demon indiañski ma imiê pospolitei imiê rytualne, podobnie jak wiele demonów europejskich.Na przyk³ad byliMordercy Oczu podobno stworzeni przez córkê wodza, która zniewa¿a³a siebiekolcem kaktusa.Potem, jak pani wspomnia³a, by³ Wielki Potwór, który naprawdênazywa³ siê zupe³nie inaczej, oraz Pierwszy, Który U¿y³ S³Ã³w dla Si³y.Szaman ostro¿nie dobiera³ s³owa.Zatopi³ w ciastku orzechowym olœniewaj¹ce zêbyi przez chwilê prze¿uwa³, zanim dokoñczy³.— Pierwszy, Który U¿y³ Stów dla Si³y by³ najstraszliwszym i nieprzejednanymdemonem indiañskim.By³ podstêpny, sprytny i z³oœliwy, a najlepiej bawi³ siêwzbudzaniem zamieszania i nienawiœci oraz zaspokajaniem ¿¹dz.Nazywamy goPierwszym, Który U¿y³ S³Ã³w dla Si³y, poniewa¿ jego podstêpy i okrucieñstwostworzy³y w sercach ludzi pierwsze uczucia wœciek³oœci i pragnienia zemsty.Jak zapewne wiecie, wœród bogów indiañskich s¹ zarówno dobrotliwi bogowie, jaki Ÿli.Na wielkiej radzie bóstw Ÿli bogowie siedzieli zwróceni na pó³noc, adobrzy na po³udnie.Pierwszy, Który U¿y³ S³Ã³w dla Si³y by³ jednak¿e takpodstêpny i pe³en z³ej woli, ¿e ¿adna ze stron go nie przyjê³a i siedzia³ samprzy drzwiach.By³ demonem chaosu i zamêtu, a Indianie czasami opowiadaj¹, ¿egdy poproszono go w zamierzch³ych czasach, aby pomóg³ rozmieszczaæ gwiazdy, towówczas rozrzuci³ je byle jak po nocnym niebie i st¹d siê wziê³a Mleczna Droga.George Tysi¹c Mian upi³ kawy.— Czy to z tym demonem mamy siê zmierzyæ? Z Pierwszym, Który U¿y³ S³Ã³w dlaSi³y? — zapyta³em.Z twarzy Indianina nie mo¿na by³o niczego wyczytaæ.Odstawi³ kubek na podstawkêi delikatnie osuszy³ usta czyst¹ chusteczk¹.— S¹dz¹c po tym, co mi pan opowiedzia³, to absolutnie mo¿liwe.Nie wiedzia³em, czy ¿arty sobie ze mnie stroi, czy mówi powa¿nie.Znaj¹c osch³epoczucie humoru Indian, s¹dzi³em, ¿e bawi siê naszym kosztem.Œwietniepotrafi³em sobie wyobraziæ, jak rozœmiesza s³uchaczy historyjk¹ o tym, ¿e bia³etêpaki przyjecha³y specjalnie a¿ do Round Valley, aby zasiêgn¹æ jego rady, a onz ca³¹ powag¹ opowiedzia³ im o demonie, który rzuca³ w powietrze gwiazdy, wiêcbiali odjechali w przekonaniu, ¿e musz¹ walczyæ z jakimœ prehistorycznym duchemindiañskim.Oczami wyobraŸni widzia³em ca³e plemiê zrywaj¹ce boki ze œmiechu.— Absolutnie? — zapyta³em ostro¿nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]