[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trochę to wymyślne, ale tak to już bywa z tymi magikami od techniki.Teraz uważają cały ludzki umysł i serce za pole swych szczególnych zainteresowań.– Rozumiem, że Brian szuka Iksa w grupie B1, ale dlaczego podejrzewa akurat mnie?– Cóż.– Hunter wykonał szybki, lecz niezręczny gest dłonią.– Nasz Brian to kochane stworzenie, ale nie brakuje mu zwykłej spostrzegawczości.Powiedział, że spotkał cię dziś rano i sprawiłeś na nim dziwne wrażenie.Jakbyś był roztrzęsiony, tak to określił.Moim zdaniem był to zwykły kac, ale wolałem mu o tym nie wspominać.Straszny z niego idealista, prawda?– Tak – powiedział Churchill, dopijając whisky.– Ale jaki by nie był, tym razem niezbyt się pomylił.Rzeczywiście byłem roztrzęsiony.Nadal jestem.– Czy chcesz mi o tym opowiedzieć?– Tak.– To dobrze.Ale najpierw musimy zająć się pewnym ważnym drobiazgiem.Daj mi tę szklankę.Albo nie, mam lepszy pomysł.Zaraz wracam.Natychmiast po jego wyjściu Churchill wstał i zaczął spacerować po bibliotece w poszukiwaniu jakiegoś przedmiotu, na którym mógłby skoncentrować swą uwagę.Nie udało mu się to aż do momentu powrotu Huntera z niemal pełną butelką whisky, dzbankiem na mleko zawierającym wodę, salaterką z kostkami lodu i łyżką do zupy oraz pustą szklanką.Rozmieścił te przedmioty bardzo pomysłowo, lecz i tak zaczynały wyślizgiwać mu się z rąk.Postawił je na sekreterze, marszcząc czoło z wysiłku i skupienia, i szybko przyrządził dwa drinki.– Proszę – powiedział.– Zabezpieczenie zapasów stanowi naczelny cel służby administracyjnej.– Dlaczego pijesz?– Bo mam na to ochotę.Nie, tak naprawdę nie satysfakcjonuje mnie już obserwowanie innych pijaków.Nic dziwnego.Podglądanie jest rzeczą upokarzającą.A więc, co cię martwi?– Czy dlatego chciałeś ze mną porozmawiać, żeby móc mnie o to spytać?– Och, nie.Wcale, bynajmniej, nie.Przeżyłem dziś wiele udanych i urozmaiconych doznań seksualnych, a od tego zawsze robię się gadatliwy.W dodatku w salonie brak jakichkolwiek osobników godnych miana ludzi, poza Brianem, a jego towarzystwa miałem już dziś pod dostatkiem.– Rozumiem.Zresztą cieszę się, że mnie o to pytasz.Przede wszystkim, nie jestem Iksem.– Nie.– Aczkolwiek sympatyzuję z nim tak mocno, że zrobiłbym to co on, gdybym tylko na to wpadł.Kiedyś nie byłem tak zagorzałym przeciwnikiem śmierci, zwłaszcza śmierci ludzi, którzy chcieli mnie zabić, albo którzy mogliby zabijać moich przyjaciół i rodaków.A więc na początku nie miałem nic przeciwko udziałowi w operacji „Apollo”.Szczerze mówiąc, czułem nawet dumę, bo w tej akcji chodziło o powstrzymanie naprawdę bardzo niebezpiecznych ludzi.Przedstawiono nam sytuację geograficzną i strategiczną, a potem wyjaśniono, jak mamy ich złamać.To mnie nieco zaniepokoiło i zacząłem pić więcej niż normalnie.Nie spodobał mi się sposób na powstrzymanie wroga który był wtedy przedmiotem szkolenia.Jest to nie tyle nowa metoda, zmodyfikowana wersja starej.Ważne jest to, że służy zabijaniu ludzi.Nie mogę powiedzieć ci więcej, ale wierz mi, że jest to sprawa moralnie wątpliwa.Pomimo to nie wycofałbym się z „Apolla”, nawet gdybym mógł (a byłoby to niezbyt łatwe), bo wtedy nieważne było to, że mam robić coś, czego nie akceptuję, bo wtedy ja byłem nieważny.I wtedy poznałem Catharine.Od tego czasu wszystko, co robiłem i czego nie robiłem, stało się bardzo istotne.Ja sam stałem się ważny.Tak więc coraz trudniej było mi pogodzić się z udziałem w „Apollu”.Nie byłoby tak źle, gdybym tylko mógł porozmawiać o tym z innymi szkolonymi chłopakami.Ale okazało się, że to na nic.Wszyscy, oczywiście, zgadzali się, że mamy dokonać rzeczy strasznej, ale takie były rozkazy i to konieczne.Na początku myślałem, że mówią tak dlatego, bo są głupi albo nieczuli.Lecz uświadomiłem sobie, iż nie sposób stwierdzić, czy mówią szczerze, gdyż chodzi przecież o śmierć.Ledwo wypowie się to słowo, coś się w ludziach zacina, nawet w takich, którzy bez wahania opowiedzą ci o całym swym życiu seksualnym i tak dalej.Nie mogłem więc znaleźć ukojenia.Potem stało się coś jeszcze.Catharine ma w lewej piersi guzek.To może być rak.Tak się tym denerwuje, że sam nie wiem, co robić.A nie wiem, jak bardzo ona się tego boi, bo nie mówi nic na ten temat, a ja nie mogę jej zapytać.Zanim to się stało, znałem ją lepiej niż kogokolwiek przedtem.Znałem wszystkie jej myśli.Teraz już tak nie jest, bo pojawiła się śmierć.Myślałem o tym.To nie takie trudne, jak się wydaje.Jeśli się o tym nie myśli, to można popaść w panikę, a tego nie mogę zrobić.Na początku rozpaczałem tylko dlatego, że złe rzeczy zawsze przeważają nad dobrymi, a dobre nad złymi nigdy.Wiesz, jak to jest: ból zęba może zagłuszyć orgazm i tak dalej.Ale wkrótce pojawiły się kolejne problemy.Zauważyłem, że boję się bardziej, niż powinienem, bo wciąż jeszcze nie stwierdzono u Catharine nic konkretnego.Wydawało mi się, iż wiem, że to będzie rak i że ona umrze.Wkrótce wytłumaczyłem to sobie.Przypomniał mi się ten goniec i Fawkes.Jestem więc przesądny, a uświadomiwszy to sobie, mogłem czuć szok, obawę i zaangażowanie, a nie wszechogarniający strach.Ale nie.Uzupełniłem to czymś jeszcze.Nie trzeba wierzyć w Boga, przeznaczenie czy tajemne moce umysłu, aby uwierzyć w istnienie ciągów pechowych zdarzeń.Stwierdziłem jednak, że pech niezupełnie tłumaczy mój stan ducha i to nie tylko dlatego, że w tej sytuacji to bardzo łagodne słowo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]