[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Postanowi³am podj¹æ wyzwanie i pozostawaæ w domu tak d³ugo, jak d³ugo to bêdziepotrzebne, choæby do koñca ¿ycia.Poniewa¿ nie mia³am mc do roboty, pomyœla³am sobie, ¿e mog³abym poczytaæ.Dokona³amjuz rekapitulacji moich dzieciêcych, negatywnych doœwiadczeñ zksi¹¿kami i pomyœla³am, ¿e mogê sprawdziæ czy moja negatywna postawa uleg³azmianie.Uda³am siê w kierunku rega³u, aby zanurzyæ siê w wertowaniu ksi¹¿ek.Spostrzeg³am, ¿e wiêkszoœæ ksi¹¿ek by³a wydana w jêzyku niemieckim, pewna iloœæpo angielsku, amehczne wjêzyku hiszpañskim.Szybko zorientowa³am siê, ¿ewiêkszoœæ niemieckich ksi¹¿ek dotyczy³a botaniki.Pewna iloœæ dotyczy³a te¿zoologu, geografii, geologu i oceanografii.Na innej, ukrytej g³êbiej pó³ce,znajdowa³ siê zbiór ksi¹¿ek w jêzyku angielskim z dziedziny astronomii.Nainnym regale znajdowa³y siê ksi¹¿ki w jêzyku hiszpañskim z dziedziny poezji iliteratury.Zdecydowa³am, ¿e najpierw przeczytam ksi¹¿ki astronomiczne, poniewa¿ ten tematzawsze mnie fascynowa³.Wziê³am cienk¹ ksi¹¿kê z licznymi ilustracjami izaczê³am j¹przegl¹dac.Wkrótce jednak poczu³am sennoœæ.Kiedy obudzi³am siê by³o ca³kiem ciemno i musia³am na oœlep poszukiwaæ drogi kutylnym drzwiom domu.Posuwaj¹c siê w kierunku pomieszczenia, gdzie znajdowa³siê generator pr¹du, zauwa¿y³am, ¿e w kuchni pali siê œwiat³o.Zrozumia³am, ¿ektoœ musia³ uruchomiæ generator.Podniesiona na duchu, ¿e prawdopodobniepowróci³a Klara, ruszy³am do kuchni.Kiedy zbli¿y³am siê, us³ysza³am miêkkiœpiew wjêzyku hiszpañskim.To nie by³a Klara, to by³ mêski g³os, nie nale¿a³ onjednak do naguala.Ktoœ nadal œpiewa³, wyraŸnie akcentuj¹c s³owa.Zanim dosz³amdo drzwi mê¿czyzna wychyli³ siê na zewn¹trz i widz¹c mnie wyda³ ostry krzyk.Jatak¿e krzyknê³am i prze chwilê staliœmy przestraszeni naprzeciw siebie, niemog¹c wydobyæ g³osu.By³ on szczup³y i muskularny, zapewne mego wzrostu, a mo¿e nieznacznie wy¿szy%³ ubrany w niebieski kombinezon, podobny do tych, które nosz¹ pracownicystacji benzynowych.Skora jego twarzy by³a ró¿owa i mia³ lekko siwe w³osy.Jegonos 1 podbródek by³ ostry.Mia³ te¿ wystaj¹ce koœci policzkowe i ma³e usta.Jego oczy.Przypomina³y oczy ptaka.By³y ciemne i okr¹g³e, a jednoczeœnielœni¹ce i ruchliwe.Ledwo widzia³am bia³ka jego oczu.Kiedy na mego patrzy³am odnosi³am wra¿enie, izjest on zupe³nie m³od¹ osob¹.Nieprzypomina³ starego cz³owieka.Wygl¹da³ raczej niczym ch³opiec, którego skorawarzy pomarszczy³a siê pod wp³ywem jakiej s egzotycznej choroby.Coœ w mm by³o jednoczeœnie m³ode i stare, zrównowa¿one i niespokojne.Skoncentrowa³am siê i w mojej najlepszej, wypracowanej w szkole wersjihiszpañskiego, zapyta³am go, jak siê nazywa i co tu robi.Spojrza³ na mnie z zainteresowaniem – “Mówiê po angielsku"- powiedzia³ zaspecyficznym akcentem – “Przez wiele lat mieszka³em w Arizonie z krewnymiKlary.Nazywam siê Emilito.Pe³niê rolê dozorcy domu.A ty zapewne jesteœmieszkañcem drzewa.“Przepraszam, nie rozumiem".“Nazywasz siê Taisha, czy¿ nie tak” – powiedzia³ robi¹c lekko i swobodnie kilkakroków do przodu.“Tak to prawda, lecz co mia³eœ na myœli, nazywaj¹c mnie mieszkañcem drzewa*?".Nelida powiedzia³a mi, ¿e przebywa³aœ na du¿ym drzewie, które roœnie przedwejœciem do domu.Czy to prawda?".Automatycznie skinê³am g³ow¹ i w tym w³aœnie momencie uœwiadomi³am sobie coœ,co tylko ma³py o ma³ych mózgach mog³y nie wzi¹æ pod uwagê.To wielkie drzeworos³o po wschodniej stronie domu, do której dot¹d nie mog³am mieæ dostêpu.T¹czêœæ terenu mog³am obserwowaæ jedynie z oddalonego punktu na wzgórzach.Toodkrycie wywo³a³o we mnie podniecenie, poniewa¿ cieszy³am siê zperspektywicznej mo¿liwoœci poznawania terytorium, które by³o dla mnie dot¹dzakazane.Mój zachwyt zosta³ przerwany przez Emilito, który potrz¹sn¹³ g³ow¹, jakby siênade mn¹ litowa³ – “Co tam robi³aœ, biedna dziewczyno?"- zapyta³ klepi¹c mnielekko w ramiê.“Nic nie robi³am” – odpowiedzia³am czyni¹c krok do ty³u.Wmosekjaki siê nasuwa³dotyczy³ tego, ¿e zapewne zrobi³am coœ niew³aœciwego i z tego powodu zosta³amzawieszona na drzewie jako rodzaj kary.“W tej chwili nie mam zamiaru prowadziæ œledztwa” – powiedzia³ uœmiechaj¹c siê– “Nie musisz ze mn¹ walczyæ.Niejestem nikim wa¿nym.Jestem dozorc¹, osob¹wynajêt¹ do pracy.Nie jestem jednym z rodziny ".“Nie dbam o to, kim jesteœ"- powiedzia³am sapi¹c – “Mówiê ci, ¿e niczego niezrobi³am".“W porz¹dku.Jeœli nie masz ochoty o tym mowie, jest to dla mnie w porz¹dku” –powiedzia³ i odwróci³ siê kieruj¹c siê ku kuchni.“Nie ma tu o czym mowie” – krzyknê³am chc¹c mieæ ostatnie s³owo.Nie mia³am ¿adnych trudnoœci z krzyczeniem na niego.Nie odwa¿y³abym siêuczyniæ tego wobec kogoœ kto by³ m³ody i przystojny.By³am zaskoczona tym, ¿e ponownie krzyknê³am – “Nie dawaj mi niejasnychinformacji.Nelida upowa¿ni³a mnie do tego, abym zarz¹dza³a domem.Tutaj jajestem szefem.Napisa³a to w swoim liœcie".Emilito podskoczyù niczym raýony piorunem – “Jesteú kimú dziwnym” – wyrnamrotaù.Nastæpnie odchrzàknàù i wrzasnàù na mnie – “Nie waý siæ podejúã ani trochæbliz£J.Jestem byæ mo¿e stary, lecz jednoczeœnie dostatecznie silny.Praca tutaj nieoznacza jastawiama karku czy te¿ ryzyka, by byæ zranionym przez idiotê.Skoñczy³em".Nie wiedzia³am, co robiæ dalej – “Zaczekaj chwilê” – powiedzia³amprzepraszaj¹co.Nie mia³am zamiaru podnosiæ g³osu, lecz jestem strasznienerwowa.Nelida oraz Klara pozostawi³y mnie tutaj bez s³owa wyjaœnienia czy te¿uprzedzenia".“Dobrze.Równie¿ nie mam zamiaru krzyczeæ” – odpowiedzia³ tym samymprzepraszaj¹cym tonem, co ja – “Próbowa³em siê tylko dowiedzieæ, dlaczego oneciê zawiesi³y na drzewie.Nie mia³em zamiaru przeprowadzaæ œledztwa".“Uwierz mi, panie” – powiedzia³am, – “ze nie uczyni³am nic z³ego".“Dlaczego wiêc znajdowa³aœ siê na drzewie?.Ci ludzie s¹ bardzo powa¿ni.Niezrobiliby tego tak po prostu pod wp³ywem kaprysu.Poza tym j est j asne, ¿e jestes j edn¹ spoœród nich.Jeœli.Nelida pozostawi³a ci kartkê z informacj¹, ¿emasz zaopiekowaæ siê domem, oznacza to, zejestescie przyjació³kami.Nie dajeona tak ³atwo swego czasu do dyspozycji innym ludziom".“Prawd¹jest” – powiedzia³am, – “ze naprawdê nie wiem, dlaczego oni mniezawiesili na drzewie.By³am zNelid¹w lewej czêœci domu, a nastêpn¹ rzecz¹,jak¹pamiêtamjest to, ¿e obudzi³am siê ze obola³ym karkiem zwisaj¹c z drzewa.By³am tym przera¿ona".Przypominaj¹c sobie tê sytuacjê, kiedy zwisa³am z drzewa, mimowolnie zaczê³amczuæ strach i podniecenie.Moje cia³o dr¿a³o i poci³am siê stoj¹c przed tymobcym mê¿czyzn¹.“By³aœ w lewej czêœci domu?".Jego oczy poszerzy³y siê i wyraz zdziwienia natwarzy wydawa³ siê byæ prawdziwy.“Przez chwilê tam by³am, lecz nagle wszystko sta³o siê niewyraŸne ipociemnia³o” – powiedzia³am.“I co widzia³aœ?".“Widzia³am ludzi na korytarzu, bardzo wielu"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]