[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednym z najzagorzalszych zwolenników teorii „wielu światów" jest fizyk David Deutsch, wykładający na uniwersytetach w Oksfordzie i Austin w Teksasie.W jego wersji teorii „wielu światów" w chwili zachodzenia procesu kwantowego nie następuje odszczepienie, czyli nie powstaje nowy wszechświat.W zamian za to dwa identyczne światy rozłączają się jako dwa światy nieco się od siebie różniące.Przy tym urzeczywistniają się obie możliwości - na przykład kot żywy i kot umarły - każda w oddzielnym wszechświecie.W porównaniu z klasyczną teorią wszechświatów równoległych wersja Deutscha ma tę zaletę, że nie występuje tu „ciężkostrawna" koncepcja tworzenia się nowych wszechświatów.Tutaj z kolei ze zdrowym rozsądkiem kłóci się możliwość istnienia nieskończonej liczby identycznych światów.Teoria ta prowadzi w konsekwencji do pytania, czy możliwa jest obserwacja tych innych światów.Na to pytanie nie ma w tej chwili jednoznacznej odpowiedzi.Lubujący się w osobliwościach David Deutsch jest przekonany, że zasadniczo możliwe są eksperymenty w skali mikro, w których dwa lub więcej światów jest ze sobą przejściowo połączonych, przy czym mogą między nimi przepływać informacje i następować wzajemne wpływy.Co takiego widzielibyśmy, gdyby doszło do czasowego połączenia światów? Czy widzielibyśmy zarysy alternatywnej rzeczywistości? A może nasze sny są bramami do światów równoległych o innych scenariuszach? Nie ma wątpliwości, że w pewnych warunkach pomostem do innych światów jest nasza psyche.Ale także pewne okoliczności fizykalne mogą prowadzić do zderzenia z różnymi okresami czasowymi innych światów.Łatwo sobie wyobrazić, że takie „zderzenia" wywołują u świadków poważne wstrząsy.Tego typu przypadek opisał amerykański pisarz Ken Meaux w „Strange Magazine 2" z roku 1988.Pisarz opowiada tam o pewnym mężczyźnie - nazywa go L.C.- który po wielu latach przyjaźni zwierza mu się z dziwnego przeżycia, które nie daje mu spokoju.Otóż L.C.podróżował w interesach ze swym przyjacielem biznesmenem.Właśnie zjedli lunch w małej mieścinie Abberville w południowo-zachodniej Luizjanie.Wsiedli do samochodu i ruszyli autostradą 167 do pobliskiego miasta Lafayette, rozmawiając o interesach.Działo się to 20 października 1969 roku, około godziny 13.30.Był piękny wczesnojesienny dzień, bezchmurne niebo, dość ciepłe powietrze, szyby samochodu były opuszczone.Na autostradzie nie było prawie ruchu.Po jakimś czasie ujrzeli jadący przed nimi wolno stary samochód - „oldtimer".Gdy się zbliżyli do tego reliktu przeszłości, skupił on na sobie całą ich uwagę, wyglądał bowiem, jakby dopiero co wyjechał z wystawy starych samochodów.L.C.i jego towarzysz nie mogli się powstrzymać od głośnych komentarzy.Ponieważ samochód poruszał się bardzo wolno, przyjaciele postanowili go wyprzedzić.Najpierw jednak zwolnili, podziwiając piękny pojazd, znajdujący się w doskonałym stanie.Podczas wyprzedzania L.C.zwrócił uwagę na jaskrawopomarańczową tabliczkę rejestracyjną z wyraźnie wypisanym rokiem: 1940.Było to ze wszech miar dziwne i przypuszczalnie niedozwolone, chyba że samochód miał specjalne zezwolenie, na przykład z uwagi na uczestnictwo w rajdzie starych samochodów.Kiedy wolno mijali „starożytny" pojazd, L.C.siedzący na miejscu obok kierowcy zobaczył, że za kierownicą siedzi młoda kobieta ubrana w stylu lat 40.W roku 1969 kobieta w kapeluszu z długim kolorowym piórem i futrze odstawała - delikatnie mówiąc - od obowiązującej mody.Na siedzeniu obok kobiety stało dziecko, przypuszczalnie mała dziewczynka.Płeć dziecka trudno było jednak ustalić, gdyż ubrane było również w sposób nietypowy - w gruby płaszcz z kapturem.Okna samochodu były zamknięte.L.C.zdziwił się; dzień był wprawdzie chłodnawy, ale wystarczył cienki sweter, by czuć się dobrze przy tej pogodzie.Gdy zrównali się z samochodem, przeraził ich wyraz twarzy kobiety siedzącej za kierownicą.Była wyraźnie w panice.Przerażona i bliska płaczu wpatrywała się z napięciem w drogę przed sobą, oglądała się do tyłu, tak jakby coś zgubiła lub wyglądała ratunku.L.C.krzyknął do kobiety, czy potrzebuje pomocy.Skinęła głową, spoglądając ze zdziwieniem w dół na ich samochód (stare samochody miały o wiele wyższe podwozia).L.C.pokazał jej na migi, by zjechała na pobocze i zatrzymała się.Musiał kilkakrotnie powtórzyć prośbę gestami i bezgłośnym poruszaniem wargami, gdyż kobieta nie opuściła okna w swoim samochodzie i miała trudności ze zrozumieniem go.Kiedy wreszcie zobaczyli, że kobieta zjeżdża wolno na pobocze, wyprzedzili ją, również zjechali z drogi i zatrzymali się.Kiedy się jednak obejrzeli, ku ich bezgranicznemu zdumieniu nie było nigdzie śladu po starym samochodzie, jakby się rozpłynął w powietrzu.Oniemiali ze zdumienia wpatrywali się w autostradę za nimi.W zasięgu oka nie było zjazdu ani miejsca, gdzie samochód mógłby się ukryć.Zrozumieli, że poszukiwania nie mają sensu.Po chwili zatrzymał się obok nich inny samochód, którego kierowca spytał w podnieceniu, co się stało ze starym samochodem.Opowiedział, jak to wyglądało z jego punktu widzenia.Jadąc autostradą 167 na północ, zauważył w pewnej odległości nowoczesny samochód podjeżdżający wolno do zabytkowego samochodu.Oba poruszały się w żółwim tempie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]