[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fletcher w milczeniu pomóg³ im przenieœæ rannych spod ska³y do ³adownika, apotem przesun¹æ za³adowane sprzêtem nosze pod wrak.By³o to doœæ niezwyk³ezachowanie, kapitan bowiem nawet myœleæ zwyk³ g³oœno.Jednak Conwayapoch³ania³o akurat co innego.- Przypuszczam, ¿e wspomniane przez Doddsa krzaki kieruj¹ siê na Ÿród³o ciep³a,które kojarzy im siê z po¿ywieniem - powiedzia³, gdy dotarli do w³azu ³adowni.- W nocy nagrzejemy doœæ mocno statek, w dodatku magazyn pe³en jest ¿ywnoœci.Chyba dobrze bêdzie, jeœli rozrzucimy ile siê da tych kontenerów wko³o statku,aby krzewy przesta³y siê nami na razie interesowaæ.- Mam nadziejê, ¿e to zadzia³a - mrukn¹³ Fletcher.L¹downik wystartowa³, wzniecaj¹c miniaturow¹ burzê piaskow¹, gdy Conway wyszed³z wraku, dŸwigaj¹c pierwszy kontener.Rzuci³ go na drodze najbli¿szego krzaka,który odleg³y by³ jeszcze o jakieœ czterysta metrów.Uzgodni³ z Fletcherem, ¿eten bêdzie znosi³ pojemniki z magazynu i wystawia³ je przed w³az, a Conwayumieœci je na drodze ¿ar³ocznych roœlin.Chêtnie wykorzysta³by do tej pracynosze, ale Naydrad zaprotestowa³a, dowodz¹c, ¿e doktor nie zna siê na ichobs³udze i wystarczy ma³y b³¹d, a rozbije urz¹dzenie albo wyœle je prosto wniebo.Conway musia³ wiêc pos³u¿yæ siê w³asnymi miêœniami.- To ju¿ bêdzie ostatni, doktorze - powiedzia³ Fletcher, stawiaj¹c kontener napiasku.- Wiatr siê nasila.Cieñ wraku wyd³u¿y³ siê znacz¹co, a niebo mocno pociemnia³o.Czujniki skafandrapokazywa³y spory spadek temperatury, jednak zgrzany prac¹, Conway w ogóle tegonie zauwa¿y³.Rzuca³ pojemniki mo¿liwie najdalej, otworzywszy ka¿dy, aby krzewyna pewno wyczu³y zawartoœæ, chocia¿ zapewne i tak by to zrobi³y.Zaroœlapodesz³y ju¿ d³ug¹, czarn¹ lini¹.Z pozoru wydawa³y siê ca³kiem nieruchome.Nagle krzewy i wszystko inne zniknê³o za ciemnobrunatn¹ zas³on¹ porwanegowiatrem piasku, który uderzy³ od ty³u, rzucaj¹c Conwaya na kolana.Ziemianinspróbowa³ wstaæ, ale kolejny podmuch przewróci³ go na bok.Na wpó³ biegn¹c, nawpó³ pe³zn¹c, ruszy³ do wraku, chocia¿ nie wiedzia³ dok³adnie, w któr¹ stronêpowinien zd¹¿aæ.Piasek ju¿ nie szeleœci³, ale szumia³ og³uszaj¹co, uderzaj¹c ohe³m.G³os Doddsa niemal gin¹³ w tym ha³asie.- Z tego, co widzê na ekranie, idzie pan prosto na krzewy, doktorze - ostrzeg³go astrogator.- Proszê skrêciæ o sto dziesiêæ stopni w prawo.Wrak znajdujesiê trzysta metrów od pana.Fletcher czeka³ przed w³azem z ustawionym na maksymaln¹ moc œwiat³em.Wepchn¹³Conwaya do œrodka i zatrzasn¹³ drzwi, które by³y jednak na tyle wypaczone, ¿eprzepuszcza³y piasek po bokach.U do³u s¹czy³ siê wrêcz niczym woda.- Za kilka minut zasypie wejœcie - powiedzia³ kapitan, nie patrz¹c na Conwaya.- Naszemu kanibalowi trudno bêdzie siê tu dostaæ.Zreszt¹ Dodds i tak wczeœniejzobaczy go na ekranie, wiêc bêdziemy mieli czas, aby podj¹æ stosowne kroki.Conway pokrêci³ g³ow¹.- Nie mamy czym siê przejmowaæ, oprócz wiatru, piasku i tych krzewów -powiedzia³, a w myœlach doda³: Jakby to by³o ma³o.Kapitan chrz¹kn¹³ i zacz¹³ siê wspinaæ do w³azu prowadz¹cego na korytarz.Conway ruszy³ za nim.Odezwa³ siê jednak dopiero wtedy, gdy mijaliprzeciekaj¹cy zbiornik.- Coœ pana trapi, kapitanie?Fletcher zatrzyma³ siê i po raz pierwszy od niemal godziny spojrza³ wprost nadoktora.- Owszem.Ta istota w centrali.Przecie¿ nawet w Szpitalu niewiele da siêzrobiæ wobec utraty tylu koñczyn.Bêdzie ca³kiem bezradna, zostanie jej ¿ycieokazu laboratoryjnego.Zastanawiam siê, czy nie lepiej by³oby pozwoliæ jejzamarzn¹æ, i…- Mo¿emy zrobiæ dla niej ca³kiem sporo, kapitanie - przerwa³ mu Conway.- Jeœlitylko przetrwa bezpiecznie noc, oczywiœcie.Nie s³ucha³ pan, gdy rozmawia³em otym stworzeniu z Murchison i Prilicl¹?- Tak i nie, doktorze - odpar³ Fletcher, ruszaj¹c dalej.- U¿ywaliœcie ¿argonumedycznego, wiêc jak dla mnie, równie dobrze moglibyœcie mówiæ po kelgiañsku.Conway zaœmia³ siê cicho.- To mo¿e przet³umaczê.Obcy statek wystrzeli³ bojê nie z powodu awarii, ale powa¿nej choroby, któradotknê³a za³ogê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]