[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeœli bêdziesz czekaæ na odpowiedni moment, nigdy siê niewyprowadzisz.Zawsze znajdzie siê jakiœ wa¿ny powód, ¿ebyzostaæ.Ale tak naprawdê zatrzymuje ciê tylko jedno: ty.Dobra ciocia Lucy z misj¹ ratowania ostatniego ocalone­go z rodzinnejkatastrofy.To ona wpad³a na pomys³, ¿ebym przybra³a panieñskie nazwisko mamy,by ochroniæ siê przed wœcibstwem i domys³ami przypadkowych osób.W moimostat­nim roku nauki w szkole znosi³a stosy prospektów uczelni i dopilnowa³a,¿ebym z³o¿y³a podanie, a kiedy zrobi³am dyplom i zdoby³am uprawnienianauczycielskie, ze wszystkich si³ stara­³a siê mnie powstrzymaæ przed powrotemdo domu i zamiesz­kaniem z mam¹.Ale to by³ mój obowi¹zek, bez wzglêdu na to,co mówi³a ciocia.Drgnê³am, bo za moimi plecami rozleg³ siê jakiœ ha³as.Odwróci³am siê.Mamasta³a na szczycie schodów.Mamo! - zawo³a³am, gor¹czkowo przypominaj¹c sobie,co powiedzia³am do cioci, i doszukuj¹c siê jakichœ s³Ã³w, któremog³yby mamê uraziæ.Musisz odci¹æ pêpowinê.Zapomnij o niej - œwiergota³a ciociaLucy, nie ca³kiem ³api¹c, co siê dzieje.- Bardzo kocham twoj¹matkê, ale jest doros³a i musi sprostaæ konsekwencjom swoichdecyzji.Masz w³asne ¿ycie.A jej te¿ szkodzi ci¹g³e przebywaniew tym.w tej izbie pamiêci.Powiedzia³am jej, ¿e powinna siêtu przeprowadziæ, zacz¹æ nowe ¿ycie.Zaopiekowa³abym siê ni¹.W parê dni stanê³aby na nogi.-Eee.nie, ciociu.- zaczê³am, wpatrzona w mamê.Sta³a boso, w nocnejkoszuli i prastarym, z¿artym przez mole swetrze.- Lucy! - Zaczê³a schodziæ z rêk¹ wyci¹gniêt¹ po s³uchawkê.- Chcê z ni¹ porozmawiaæ.73Oczy mia³a nie ca³kiem przytomne, rozbiegane; podejrzewa³am, ¿e co nieco ju¿sobie chlapnê³a, ale na oko niedu¿o.Odda³am jej s³uchawkê i wsta³am, mamrocz¹ccoœ o przygotowaniu obiadu.Id¹c do kuchni, us³ysza³am jeszcze, jak mówi:- Czeœæ, Luce.Ogl¹da³aœ wiadomoœci? Chyba tego nie wytrzy­mam.Bardzo cicho zamknê³am za sob¹ drzwi kuchni.Piêœci same mi siê zacisnê³y.Zmusi³am siê, ¿eby rozgi¹æ palce, jeden po dru­gim.Zaczeka³am, a¿ dobra stronamojego charakteru przekona z³¹, ¿e nie warto roznosiæ kuchni na strzêpy.Zpewnoœci¹ nie nale¿a³o wymagaæ od mamy, ¿eby najpierw pomyœla³a o Jenny czy jejrodzicach.Oczywiœcie jak zawsze myœla³a tylko o sobie.Ostatecznie zajê³am siê przygotowaniem fasoli na grzankach.Lodówka œwieci³apustkami.Wyrzucaj¹c snop omdla³ych, po¿Ã³³­k³ych ³odyg selera i torbêpomidorów, obecnie w sfermentowanym sosie w³asnym, musia³am dojœæ do wniosku,¿e pora iœæ na zaku­py, ale na razie nie mog³am siê na to zdobyæ.Fasolawystarczy.Na szczêœcie ¿adna z nas nie by³a szczególnie g³odna.Dzioba³amziarna - twarde jak kamieñ, w mêtnym, kleistym sosie usianym czarnymidrobinkami po przypaleniu.Podgrzewa³am fasolê nieco roztargniona i chyba nicdziwnego.Mama nawet nie udawa³a, ¿e je.Siedzia³a, gapi¹c siê w pustkê, a¿uzna³am, ¿e kolacja dobie­g³a koñca, i zabra³am jej nietkniêt¹ porcjê.- IdŸ poogl¹daæ telewizjê, mamo.Ja pozmywam.Powlok³a siê do salonu.Zanim zd¹¿y³am odkrêciæ wodê, prze­budzony telewizorrykn¹³ jak¹œ bezmyœln¹ reklam¹.Mamie by³o obojêtne, co leci.Chcia³a siêpogapiæ na cokolwiek, przyjmuj¹c dzienn¹ dawkê kalorii w p³ynnej postaci.Zmywanie to tania forma terapii; szorowa³am przypalony gar­nek, dopóki nieznikn¹³ najmniejszy œlad spalenizny.Nie myœla³am o niczym.By³am rozdra¿nionabez wyraŸnego powodu.Ogród za oknem zacz¹³ siê zacieraæ, roztapiaæ wciemnoœci.By³ wcze-74sny wieczór, zasnuty b³êkitem i fioletem, nieruchomy i spokojny.Nie sposóbwyobraziæ sobie, ¿e dwadzieœcia cztery godziny temu znajdowa³am siê w okucyklonu, a policja wyci¹ga³a ze mnie nik³e strzêpy wiadomoœci, jakbym ja jednaposiad³a tajemnicê tej sprawy.Nie sposób siê pogodziæ z faktem, ¿e wszyscyznaleŸliœmy siê w tym lesie za póŸno, ¿e znalezienie mordercy Jenny to bardzomarny erzac znalezienia jej ¿ywej.Wytar³am rêce w œcierkê i westchnê­³am.Dotar³o do mnie, ¿e jestem przybita.Mo¿e to by³a opóŸniona reakcja napoprzedni dzieñ.Mo¿e powód by³ taki, ¿e znalaz³am siê na uboczu zdarzeñ - aleprzecie¿ tego chcia³am.A w³aœciwie czego chcia³am? Kolejnej okazji, ¿eby siêpok³Ã³ciæ z sier¿antem Blakiem? Kolejnej chwili w blasku s³awy? Dostêpu dodochodze­nia? Musia³am siê wzi¹æ za siebie i ¿yæ dalej, choæ nie by³a to jakaœszczególnie podniecaj¹ca perspektywa.W oczach mgli³o mi siê ze zmêczenia.Wy³¹czy³am œwiat³o i dowlo­k³am siê dosalonu w chwili, gdy zaczyna³y siê wieczorne wiadomoœci.Usiad³am na sofie obokmamy, umyœlnie odchylona na oparcie, ¿eby nie mog³a zobaczyæ mojej twarzy, nieodwracaj¹c g³owy.Po czo³Ã³wce pojawi³o siê szkolne zdjêcie Jenny, zrobione parê miesiêcy temu.Schludnie zawi¹zany krawat, co siê jej normalnie nie zdarza³o, w³osy œci¹gniêtew porz¹dny kucyk.Nienaturalny uœmiech; fotograf by³ irytuj¹cy.Pamiêta³am go -nabzdyczony, traktowa³ dziewczynki jak idiotki.Nikt go nie polubi³.Patrzy³amna twarz na ekranie, usi³uj¹c skojarzyæ j¹ z tym, co powiedzia³ mi Blake.„Mogliœmy stwierdziæ, ¿e by³a w czwartym miesi¹cu ci¹¿y".Przecie¿ to buziadziecka.To w³aœnie by³a prawdziwa Jenny, prawda? Widywa³am j¹ niemalcodziennie, odk¹d przyby³a do szko³y.Rozmawia³am z ni¹ setki razy.To niejeden z tych przy­padków, gdy zdjêcie udostêpnione prasie nie ukazujerzeczywistej twarzy ofiary, któr¹ do nieszczêœliwego koñca pchnê³y narkotykiczy bunt.Jenny naprawdê wygl¹da³a jak to s³odkie, pogodne dziec­ko nafotografii.Uwa¿a³am j¹ za niewinn¹, pogodn¹, prostolinijn¹.Jak mog³am siê takpomyliæ?Powa¿ny prezenter w ciemnym garniturze przedstawi³ krótkie podsumowaniewszystkich podanych do publicznej wiadomoœci75informacji o œmierci Jenny.Materia³ otworzy³y zdjêcia z konferencji prasowej:najpierw Vickers, potem Shepherdowie.Jaskrawe reflek­tory podkreœli³y cieniepod ich oczami, g³êbokie bruzdy obejmuj¹ce jak nawiasy usta Michaela Shepherda.Wbrew temu, co powie­dzia³ Blake, mia³am nadziejê, ¿e po tym reporta¿u ktoœzg³osi siê na policjê.Nastêpne ujêcie pokaza³o dziennikarkê stoj¹c¹ przedszko³¹.Pamiêta³am j¹ z konferencji, siedzia³a w pierwszym rzêdzie.Wyda³a misiê atrakcyjna - wygiête ciemne brwi, wyraŸne koœci policzkowe i wydatne usta.Czerwona koszula i lœni¹ce czarne w³osy tak¿e dobrze prezentowa³y siê wobiektywie.G³os mia³a precyzyjnie modulowany.- Teraz znamy ju¿ to¿samoœæ ofiary, Jennifer Shepherd, i wiemy,jak zginê³a, ale jeœli policja posiada jeszcze jakieœ informacje,to nam ich nie zdradza [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl