[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Z wiekiem robisz siê coraz odwa¿niejszy, nie?— Wszystko siê jakoœ tak samo sta³o.Gdybym siê zastanowi³, nigdy bym tego niezrobi³.— Chrapa³am ostatniej nocy?— Umocni³aœ siê na pozycji kobiecego mistrza wszech czasów.Jesteœ ju¿ gotowado konkurencji na wy¿szym poziomie.— To musi mieæ coœ wspólnego ze snami.Pojawi³a siê Sahra.Wygl¹da³a skrajnie ponuro.To, co siê dzia³o, nie podoba³ojej siê w najmniejszym stopniu — ani œnieg, ani sposób, w jaki próbowaliœmy znim sobie poradziæ.Jednak nie powiedzia³a s³owa na ten temat.Rozumia³a, ¿ejest ju¿ trochê za póŸno, by robiæ z siebie zatroskan¹ mamusiê.Niezale¿nie odtego, czy siê to jej podoba, czy nie, to dziêki jej ch³opakowi jakoœ dawaliœmysobie dot¹d radê.Jednooki przekuœtyka³ obok, posi³kuj¹c siê lask¹, któr¹ ktoœ dla niego zrobi³ zbambusowej tuby pomniejszego miotacza.Nie mia³am pojêcia, czy przypadkiem niejest dalej uzbrojony.Poniewa¿ mia³o siê do czynienia z Jednookim, podejrzeniaby³y jak najbardziej na miejscu.Poinformowa³ mnie:— Przez ca³y czas nie dam rady, Dziewczynko.Ale póki bêdê móg³, niezrezygnujê.— Poka¿ Tobo, co nale¿y robiæ, i niech zajmie twoje miejsce, kiedy siê tylkonauczy.Gota poniesie kilof, a ty siadaj na konia.Z grzbietu bêdziesz imdoradza³, co robiæ.Stary pokiwa³ tylko g³ow¹, nawet nie chcia³o mu siê wynajdywaæ powodu dok³Ã³tni, co wiele mówi³o o jego os³abieniu.Goblin jednak spojrza³ na mniewilkiem, zak³adaj¹c z góry, ¿e na niego spadnie wiêkszoœæ roboty.Ale tylkowzruszy³ ramionami, t³umi¹c pokusê dyskusji.— Tobo.Stój.Zdajesz sobie sprawê, co nas dzisiaj czeka?— Tak, Œpioszka.— A wiêc oddaj swojej babce Klucz.Gdzie jest ten mój koñski kumpel? Dawaæ gotutaj.PodsadŸcie Jednookiego.— Zauwa¿y³am, ¿e bia³a wrona zrezygnowa³a zeswego miejsca na grzbiecie rumaka.W istocie, ptaka nigdzie nie by³o widaæ.—Hop, staruszku.— Kogo nazywasz starym, Dziewczynko? — Jednooki znalaz³ siê równie wysoko jakprzedtem jego g³owa.— Ciebie, bo zestarza³eœ siê tak, ¿e jesteœ ju¿ ni¿szy ode mnie.Dawaj tu swójzadek.Naprawdê chcê jeszcze dzisiaj dotrzeæ na miejsce.— Skarci³am Goblinatwardym spojrzeniem, na wypadek gdyby jednak przysz³o mu do g³owy wk³adaniekija w szprychy.Odpowiedzia³ pozbawionym wyrazu spojrzeniem.A mo¿e tylkoprzepe³nionym arogancj¹?Zepsuty ze mnie dzieciak.Wszystko musi iœæ po mojej myœli.Mniej wiêcej ko³opo³udnia w lekko sypi¹cym œniegu zamajaczy³ przed nami niewyraŸny zarysfortecy.Kiedy tylko Tobo za³apa³ sposób wyznaczania granic drogi dostateczniebiegle, by nad¹¿aæ za Goblinem, oddzia³ ruszy³ naprzód w tempie ograniczanymwy³¹cznie krokami Matki Goty.A j¹ najwyraŸniej gna³ niepohamowany pêd, ka¿¹cymkn¹æ ku przeznaczeniu, jakie zawsze odnajdywa³ w sobie ten, który akurat niós³Klucz.Mój wrodzony pesymizm nie potrafi³ znaleŸæ dla siebie po¿ywki.Gdyby ch³opcyIqbala nie odkryli przyjemnoœci zabawy w œnie¿ki, w ogóle nie mia³abym, na cosiê skar¿yæ.A i to tylko by mnie rozbawi³o, gdyby kilka chybionych pociskównie pomknê³o w moj¹ stronê.Dotarliœmy wreszcie do wspominanej przez Murgena rozpadliny — rozdarcia wpowierzchni równiny, za które odpowiedzialna musia³a byæ niewyobra¿alna potêga.Skutki trzêsienia ziemi, które to sprawi³o, odczuwano w samym Taglios.Po tejstronie Dandha Presh zrówna³o z ziemi¹ ca³e miasta.Zastanawia³am siê, czypodobne zniszczenia przynios³o innym œwiatom po³¹czonym z równin¹.Zastanawia³am siê te¿, czy trzêsienie wywo³a³y przyczyny naturalne.A mo¿ezosta³o spowodowane przedwczesnymi próbami Kiny otworzenia oczu i obudzenia siêze snu?— £abêdŸ! Wierzba £abêdŸ! Dawaj tutaj.Matka Gota zatrzyma³a siê na krawêdzi rozpadliny tylko dlatego, ¿e niepotrafi³a iœæ dalej.Reszta ha³astry t³oczy³a siê ciasno za plecami id¹cych wszpicy, bowiem ka¿dy chcia³ popatrzeæ.Warknê³am:— Rozst¹pcie siê, ludzie! Rozst¹pcie.Dacie przejœæ cz³owiekowi.— Zapatrzy³amsiê na zrujnowan¹ fortecê.Ruina to zapewne zbyt mocne s³owo, niemniej budowlaznajdowa³a siê w stanie postêpuj¹cego rozpadu, którego ju¿ nie sposób okreœliæpojêciem zaniedbania.Podejrzewa³am, ¿e gdyby pierwotnie stacjonuj¹cy w niejgarnizon golemów wci¹¿ gdzieœ przebywa³ w pobli¿u, stan budowli by³by doskona³yi nawet w tej chwili mo¿na by dostrzec ca³¹ za³ogê na zewn¹trz, pilnieotrzepuj¹c¹ ³aty œniegu przywar³e do wszystkich nierównoœci murów.£abêdŸ zacz¹³ narzekaæ:— Musisz siê w koñcu zdecydowaæ, kochanie.Albo chcesz, ¿ebym opiekowa³ siêRadish¹, albo.— Dobra, przestañ.Nie mam czasu.Jest mi zimno, jestem wœciek³a i chcê, ¿ebyto siê wreszcie skoñczy³o.Przyjrzyj siê tej szczelinie.Jest taka sama jakwczeœniej? Mimo i¿ wci¹¿ wywiera spore wra¿enie, nawet w po³owie nie jest takszeroka, jak wywnioskowa³am z opowieœci Murgena
[ Pobierz całość w formacie PDF ]