[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przelatujemy nad czymœ co zdaniem majorFritch jest Ameryk¹ Po³u­dniow¹, potem znów mamy pod sob¹ tylko wodê.Biegunpo³udniowy jest gdzieœ po lewej, a przed nami Australia.Nagle robi siê gor¹co jak w piecu i z zewn¹trz zaczynaj¹ dochodziæ dziwnetrzaski.Statek trzêsie siê jak epileptyk w febrze, a w luminatorze pojawia siêl¹d.— Poci¹gnij dŸwigniê! Otwórz spadochron! — wo³a ma­jor Fritch.Jednak mnie wcis³o w fotel, a j¹ rozp³aszczy³o na suficie, wiêc wygl¹da na to¿e jedn¹ nog¹ jesteœmy ju¿ na tamtym œwiecie — tym bardziej ¿e spadamypiêtnaœcie tysiêcy kilo­metrów na godzinê, a celujemy nie w ocean tylko wzielony skrawek l¹du otoczony wod¹.Jak r¹bniemy w ziemiê z tak¹ prêdkoœci¹ zestatku nie zostanie nawet t³usta plama.Ale nagle rozlega siê g³oœne „pyk" i kapsu³a zwalnia.Przekrêcam g³owê.Kurde,nie wierzê w³asnym oczom! Oka­zuje siê, ¿e Zuzia szarpn¹³ dŸwigniê i uratowa³nam ty³ki.Przysiêgam sobie, ¿e jak tylko siê z tego wykaraskamy zaraz damma³pie banana.Kapsu³a ko³ysze siê na spadochronie, w prawo, w lewo, i opada w stronêzielonego l¹du.Niby jest byczo, ale nie do koñca, bo mieliœmy spaœæ w morzesk¹d wy³owi³yby nas statki.Ale od samego pocz¹tku ca³y ten lot idzie jak pogrudzie, wiêc dlaczego teraz mia³oby byæ z górki?Major Fritch znów dorwa³a siê do mikrofonu.— L¹dujemy gdzieœ na pó³noc od Australii, ale nie wiem gdzie — skar¿y siê tym zHouston.Odpowiadaj¹ po kilku sekundach.— Jak nie wiesz, ty g³upia ruro, to wyjrzyj przez okno! Major odk³ada mikrofoni podchodzi do luminatora.— Jezu! — wo³a.— To chyba Borneo!Wraca do mikrofonu ¿eby powtórzyæ to samo kontroli z Houston, ale okazuje siê¿e straciliœmy ³¹cznoœæ.Dyndamy pod spadochronem i opadamy coraz ni¿ej.Pod nami widaæ tylko d¿unglê igóry i niewielkie brunatne jezior­ko.Coœ tam siê dzieje na brzegu, ale niebardzo widaæ co.Ca³a nasza trójka — ja, major Fritch i Zuzia — przylepi³a nosydo szyby i gapi siê w dó³.— O w pizdê, to nie Borneo! — wrzeszczy nagle major Fritch.— To Nowa Gwinea, ate bambusy w dole wyznaj¹ chyba kult cargo!Zuzia i ja wytê¿amy ga³y i wreszcie widzimy, ¿e na brzegu jeziorka stoi ztysi¹c dzikusów i wszyscy wyci¹gaj¹ rêce do góry.Ubrani s¹ w takie kusespódniczki z trawy, w³osy stercz¹ im dêba, a niektórzy maj¹ tarcze i dzidy.— Co wyznaj¹? — pytam siê.— Kult cargo — powtarza major Fritch.— Podczas drugiej wojny œwiatowejzrzucaliœmy Papuasom torby cu­kierków i takie tam duperele, ¿eby przekabaciæich na nasz¹ stronê.A oni myœleli, ¿e to Bóg albo Bóg wie kto zsy³a im podarkii wci¹¿ czekaj¹ na dalsze.Nawet pobudowali sobie prymitywne pasy startowe.Widzisz te okr¹g³e czarne znacz­niki? To w³aœnie ma byæ lotnisko.— Wygl¹daj¹ jak kot³y — mówiê.— Tak, rzeczywiœcie.— przyznaje major Fritch, ale g³os jakby siê jej ³amie.— Czy to nie tu mieszkaj¹ ludo¿ercy? — pytam siê.— Wkrótce siê przekonamy.Kapsu³a ko³ysze siê ³agodnie i opada w stronê jeziora.Tu¿ zanim uderza w wodêdzikusy zaczynaj¹ biæ w bêbny i energicznie poruszaæ ustami.¯adne odg³osy zzewn¹trz nie docieraj¹ do nas, za to nasza wyobraŸnia pracuje na pe³nyregulator.14L¹dowanie w jeziorku nawet nie posz³o najgorzej.Coœ chlup³o, plas³o i jesteœmyz powrotem na ziemi.Nic nie mówimy tylko wszyscy troje ³ypiemy przezluminator.Trzy metry dalej stoi na brzegu ca³e plemiê Papuasów i gapi siê na nas.Jeszczenigdy nie widzia³em tak przera¿a­j¹cych typów — marszcz¹ gniewnie czo³a ipochylaj¹ siê nisko, ¿eby siê nam lepiej przyjrzeæ.Major Fritch mówi, ¿e mo¿es¹ Ÿli, boœmy im nic nie rzucili ze statku.I dodaje, ¿e musi usi¹œæ i podumaæ:skoro uda³o nam siê wyl¹dowaæ, nie chce teraz zrobiæ jakiegoœ g³upiego kroku.Wmiêdzy­czasie oœmiu najroœlejszych tubylców wskakuje do wody i zaczyna pchaækapsu³ê do brzegu.Major Fritch wci¹¿ siedzi i duma kiedy nagle rozlega siê g³oœne pukanie donaszych drzwi.Wszyscy troje spogl¹damy po sobie.— Nie reagujemy — mówi major Fritch.— Mog¹ siê wnerwiæ, ¿e ich nie wpuszczamy — ja na to.— Cicho! — syczy major.— Mo¿e pomyœl¹, ¿e nikogo nie ma i pójd¹ sobie.Wiêc siedzimy cicho jak trusie pod miot³¹, ale po jakimœ czasie znów rozlegasiê pukanie.— Niegrzecznie jest nie otwieraæ — mówiê.— Zamknij siê, durna pa³o! — szepcze gniewnie major Fritch.— Nie widzisz, jacyoni s¹ groŸni?Nagle Zuzia podchodzi do drzwi i je rozsuwa.Na ze­wn¹trz stoi najwiêkszyczarnuch jakiego widzia³em na oczy odk¹d graliœmy z tymi palantami z Nebraskina Orange Bowl.W nosie ma koœæ, na biodrach spódniczkê z trawy, na szyi kilka sznurówkoralików, a w³osy stercz¹ mu na wszys­tkie strony tak jak temu ch³opakowi wperuce bitelsowskiej co gra³ wariata w Lirze.Kurde Balas, ale siê goœæ zdumia³ na widok Zuzi! Tak siê zdumia³, ¿e wzi¹³ izemdla³.Major Fritch i ja kikujemy przez okno.Inne dzikusy, jak zobaczy³y ¿eich kumpel siê przewraca, czmych³y i schowa³y siê w krzakach.Myœlê sobie:pewno czekaj¹ co bêdzie dalej.— Stój! Nic nie rób! — wo³a major Fritch, ale na pró¿no bo Zuzia z³apa³ jak¹œbutelkê, wyskoczy³ z kapsu³y i dawaj polewaæ dzikusa, ¿eby go ocuciæ.Po chwili facet siada, krztusi siê, kaszle, pluje, krêci ³bem z boku na bok.Nie da siê ukryæ, Zuzia dopi¹³ swego, tyle ¿e butelka co j¹ chwyci³ to by³a ta,do której siê wczeœniej odla³em.Nagle dzikus otwiera oczy i kiedy znów widziprzed sob¹ Zuziê, podnosi ³apy, pada na pysk i zaczyna biæ pok³ony jakrozmodlony Arab.Z krzaków wychodz¹ pozostali i zbli¿aj¹ siê wokio na trzês¹cych nogach.Oczymaj¹ wielkie jak spodki [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl