[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Masz na myœli Sama? Zosta³ moj¹ praw¹ rêk¹ ju¿ trzy lata temu.a czasem bywatak¿e lew¹.Pracowa³ ze mn¹ w podkomisji.Phyllis nie wytrzyma³a.Nie mog³a bez koñca spokojnie s³uchaæ, jak Andrewbagatelizuje wszystkie nale¿ne mu komplementy.- Zgadzam siê z panem i z mêdrcami tego kraju, panie Baldwin.Andrew uczyni³znaczny krok w kierunku zdeformalizowania uk³adów panuj¹cych w centralnychoœrodkach w³adzy.o ile jeszcze w ogóle u¿ywa siê tego okreœlenia.Trevayne zachichota³ cicho.Moja nieoceniona ¿ona.Jakiego okreœlenia, kochanie?„Deformalizacja".Ostatnio rzadko je s³yszê, a szkoda.S¹dzi³em, ¿e masz na myœli „centralne oœrodki w³adzy".Nie wiem czemu, ale zaka¿dym razem, kiedy czytam o tym w ksi¹¿kach, myœlê o toalecie.- To historyczne bluŸnierstwo! Czy¿ nie tak, panie Baldwin? - Nie jestempewien, moja droga.- Tylko proszê nie opowiadaæ mêdrcom, ¿e urz¹dzam plac zabaw na dziedziñcuBia³ego Domu.Cichy œmiech starca sprawi³ Phyllis wielk¹ przyjemnoœæ.Frank Baldwin wyraŸniepowesela³.Chyba przesta³ na chwilê myœleæ o przykrych wydarzeniach dnia, oswoim smutku.Jednak zaraz potem uœwiadomi³a sobie, ¿e weso³e interludium nie potrwa d³ugo.Nie uda im siê rozjaœniæ wspomnieñ starego cz³owieka.- Billy Hill i ja naprawdê uwa¿aliœmy, ¿e stworzona przez nas podkomisja jestm¹drym, po¿ytecznym darem dla kraju.Nawet nie marzyliœmyo tym, ¿e prawdziwym darem oka¿e siê nastêpny prezydent Stanów Zjednoczonych.Kiedy wreszcie zdaliœmy sobie z tego sprawê, ogarn¹³ nas lêk.Odda³bym wszystko na œwiecie, ¿eby sprawy nie u³o¿y³y siê w ten sposób.Nie w¹tpiê.Ktoœ, kto w takich warunkach chce obj¹æ ten urz¹d, musi dysponowaæniesamowit¹ motywacj¹.Trzeba byæ szaleñcem, ¿eby zgodziæ siê na.- Baldwinumilk³, zorientowawszy siê, ¿e zapêdzi³ siê trochê za daleko.Mów dalej, Frank.Nic nie szkodzi.Proszê o wybaczenie, panie prezydencie.Nie mam prawa wyg³aszaæ takich opinii.Nie musisz siê przede mn¹ t³umaczyæ.Myœlê, ¿e by³em zaskoczony co najmniej taksamo jak ty i ambasador, a na pewno bardziej wystraszony.W takim razie czy wolno mi zapytaæ - dlaczego?Phyllis przygl¹da³a siê uwa¿nie mê¿owi.Mimo ¿e pytanie to pojawia³o siê setkirazy w ró¿nych oficjalnych okolicznoœciach, a przynajmniej drugie tyle wprywatnych, odpowiedzi nigdy j¹ w pe³ni nie usatysfakcjonowa³y.Szczerzemówi¹c, nie by³a pewna, czy w ogóle istnieje jakaœ jednoznaczna odpowiedŸ, czyte¿ w grê wchodzi³y jedynie najlepsze chêci nieprzeciêtnego, uczciwegocz³owieka, który postanowi³ zmierzyæ siê ze zjawiskami budz¹cymi jego niechêæ iprzera¿enie.Gdyby takiemu cz³owiekowi uda³o siê zdobyæ w³adzê, utrzymaæ j¹ idzia³aæ, wykorzystuj¹c choæby tylko piêædziesi¹t procent swoich mo¿liwoœci, toi tak by³oby to lepsze od tego, przeciwko czemu zdecydowa³ siê wyst¹piæ.Jeœlipoza t¹ prost¹ prawd¹ istnia³y jeszcze jakieœ odpowiedzi, to jej m¹¿ nie by³ wstanie ich zwerbalizowaæ.W ka¿dym razie nie w satysfakcjonuj¹cy j¹ sposób.- Jeœli mam byæ zupe³nie szczery, to zarówno przed konwencj¹, jak i po niejkorzysta³em z nieograniczonych zasobów finansowych.By³o tego wiêcej, ni¿zdo³a³aby zebraæ jakakolwiek partia.Wiem, ¿e nie mam siê czym chwaliæ, aletaka jest prawda.- Odpowiedzia³ pan na pytanie "jak", panie prezydencie.Pozostaje jeszcze„dlaczego".Phyllis przenios³a wzrok na starego bankiera.Baldwin chyba naprawdê chcia³ siêdowiedzieæ prawdy, gdy¿ wpatrywa³ siê w Trevayne'a b³agalnym spojrzeniem.Franklyn Baldwin mia³ ca³kowit¹ racjê: "jak" mia³o w tej chwili stosunkowoniewielkie znaczenie, choæ by³o to ca³kowite szaleñstwo.Limuzyny zaje¿d¿aj¹ceprzed dom o ka¿dej porze dnia i nocy, dodatkowe linie telefoniczne, niekoñcz¹cesiê spotkania w Barnegat, Bostonie, Waszyngtonie, San Francisco i Houston.Andrew rzuci³ siê g³ow¹ naprzód w sam œrodek huraganu, zapominaj¹c o jedzeniu,spaniu i odpoczynku.Zapominaj¹c o niej i dzieciach.Na twarzy jej mê¿a pojawi³ siê nieœmia³y uœmiech, który zawsze wzbudza³ w niejcoœ w rodzaju podejrzliwoœci.Przecie¿ wszystko czyta³eœ, Frank.Ja naprawdê wierzê w to, co zawar³em wswoich przemówieniach.Czu³em, ¿e mogê stopiæ w jeden chór wiele sprzecznychg³osów.To niedobra metafora.Nie wydaje mi siê, ¿eby mo¿na by³o stopiæg³osy.Chyba lepsze bêdzie s³owo „po³¹czyæ".Postanowi³em usun¹æ dysonanse, awprowadziæ harmoniê.Dziêki temu opad³by poziom ha³asu, my zaœ moglibyœmy zaj¹æsiê korzeniami z³a.Moglibyœmy wzi¹æ siê do roboty.Muszê przyj¹æ to wyjaœnienie, panie prezydencie.Uda³o siê panu.Sta³ siê panpopularnym cz³owiekiem, chyba najbardziej popularnym ze wszystkich, którzy wostatnich latach zasiadali w Bia³ym Domu.Cieszê siê, ale jeszcze bardziej jestem zadowolony z tego, ¿e to wszystkodzia³a.Dlaczego pan i ambasador Hill byliœcie przestraszeni?Phyllis zada³a pytanie bez zastanowienia.Andy zerkn¹³ na ni¹ z ukosa, a onanatychmiast domyœli³a siê, ¿e wola³by, by nie porusza³a tego tematu.Nie jestem pewien, moja droga.Wygl¹da na to, ¿e im bardziej siê starzejê, tymmniej jestem pewien czegokolwiek [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl