[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ch³opiec milcza³.– W grach spotykasz dziewczyny i je¿eli masz kontroller z synapsorami, mo¿eszdoznawaæprze¿yæ seksualnych.– Daj mi ju¿ tê grê.Jest bardzo ciemno.– Boisz siê?– Mieszkam daleko.– Chcia³byœ poznaæ œwiat, prze¿yæ przygody?– Tak, tak, muszê ju¿ iœæ.– Czym siê interesujesz?– Komputerami.Pirat szuka³ przez chwilê czegoœ w kieszeni.– Ju¿ wiem, jakiej gry potrzebujesz.Ona sprawdzi, czy jesteœ prawdziwymmê¿czyzn¹, ilejesteœ, facet, wart i poka¿e ci to ca³e gówno.– Co takiego?– Œwiat, którego tak siê boisz! Masz! I schowaj dysk pod kurtkê – powiedzia³Pirat.– Tunie jest bezpiecznie.Ch³opiec spogl¹da³ na oszklon¹ wiatê przystanku.Na szybie bêd¹cej ekranemkomputeraprzeskakiwa³y cyfry pokazuj¹ce zbli¿aj¹c¹ siê godzinê przyjazdu.By³ to jedynybezpiecznywidok ze znanego mu œwiata, reszta to strach i ciemnoœæ.– Mój autobus! – krzykn¹³ nagle ch³opak.– Jutro, tutaj! Widzisz zakratowane okno? Tam mieszkam! – krzykn¹³ Pirat.Ch³opiec odbieg³ i nawet siê nie obejrza³.Patrzy³ za nim przez chwilê, s¹dz¹c,¿e nale¿y dokolorowego œwiata spoza œciany blasku.Nic dziwnego, ¿e ba³ siê i nie rozumia³rzeczywistoœci widzianej od strony podwórka.Ch³opak by³ dobrze ubrany iczysty, mia³przecie¿ rodziców i mo¿e forsiastego ojca na posadzie.Co taki wie oprzejœciach pomiêdzyjednym a drugim niemo¿liwym do ¿ycia œwiatem.Pirat zakl¹³, nienawidzi³ œwiata,w którymnie by³o dla niego miejsca.Zanurzy³ siê w betonow¹ klatkê schodow¹, id¹c zeschylon¹g³ow¹, coraz wolniej, a¿ doszed³ do okutych blach¹ drzwi, zza których dobiega³owycieuwiêzionej kobiety.Otwiera³ wszystkie zamki bez poœpiechu – wychodz¹c musia³ mieæ pewnoœæ, ¿e onanieucieknie.Wycie z ³atwoœci¹ przedostawa³o siê przez okute blach¹ drzwi, ale ju¿go nieirytowa³o.Do najgorszego mo¿na siê przyzwyczaiæ, tak sobie mówi³, lecz corazwolniejdobiera³ klucze.Musia³ jednak siêgn¹æ po ostatni.Siedzia³a na parapecie okna, maj¹c ramiona przewleczone przez kraty i rêcezaciœniête naprêtach tak mocno, ¿e zbiela³y jej palce.Zach³annie wpatrywa³a siê w œwiat nazewn¹trz,jakby przez oczy tam siê przelewa³a.I wy³a.Wszed³ na palcach, naprawdê bezszelestnie, lecz us³ysza³a – nie uchem, leczzmys³emnieznanym normalnym ludziom.Chcia³ od razu usi¹œæ przy komputerze i za³o¿yæokulary, bysiê przenieœæ w lepszy œwiat i uciec od tej kobiety.Sta³ o krok od zbawczegofotela, lecz by³aszybsza, jak zawsze, lepsza od cz³owieka o instynkt i prêdkoœæ.Umilk³a.Wci¹¿mocnotrzymaj¹c siê krat, obróci³a ku niemu ogolon¹ g³owê i spojrza³a zmêczonymwzrokiem.– Ogl¹da³am œwiat – powiedzia³a gor¹czkowo.– Ju¿ go rozumiem.– Tak? – zapyta³, posuwaj¹c siê w stronê fotela.– Nie rób tego! Nie usi¹dziesz, póki nie skoñczê mówiæ.Wiedzia³, ¿e bêdzie gadaæ bez koñca, podniecaj¹c siê w³asnymi s³owami doszaleñstwa ioœlinienia siê, a potem zapragnie seksu, a jeœli on, zmaltretowany psychiczniei niechêtny,odmówi, rozpêta siê piek³o.Scena powtarza³a siê regularnie, ta chorapsychicznie kobietaby³a jego ¿on¹.Dawno temu, kiedy choroba przyæmi³a dopiero po³owê mózgu,wymog³a nanim przyrzeczenie, ¿e nie odeœle jej do rodziców.Przysi¹g³ wtedy, gdy¿ jeszczewierzy³ wmo¿liwoœæ wyleczenia nie wiedz¹c, jakim ciê¿arem bêdzie dotrzymanie s³owa.Sta³o siê¿elaznymi kajdanami, lecz obietnicy, mimo to, nie ³ama³.– Œwiat jest chaosem – rzek³a ze swad¹.– Popatrz na te mrówki w dole, naulicy.Ich ¿yciezosta³o pozbawione sensu, wykonuj¹ zabawne ruchy, drepcz¹ w tê, a potem w tamt¹stronê,zaaferowani, musz¹ za³atwiæ nadzwyczaj wa¿ne sprawy przed koñcem œwiata, którywkrótcenast¹pi.Jakie znaczenie ma zakup wózka dla dziecka, czy dostarczenie szefowina czasrozliczeñ, je¿eli jutro wszystko stanie siê niewa¿ne?– Ludzie – rzek³, patrz¹c na komputer – musz¹ ¿yæ tak, jakby koniec œwiatanigdy nie mia³nast¹piæ.Ta uwaga zapali³a mu w mózgu œwiat³o.W bia³ym blasku zobaczy³ koszmar w³asnejsytuacji i wybuch³ w nim wœciek³y i nag³y gniew.– Tak! – wrzasn¹³.– Znowu masz racjê! Widzisz inaczej, ni¿ zdrowi ludzie,schizis wtwojej psychice ³amie œwiat na dziwne kawa³ki i pokazuje odmienny obraz i sens.Jutrokoniec œwiata! Prawda! Dlaczego mam sobie odmówiæ ostatniej przyjemnoœci?!Przecie¿jutro koniec œwiata! Mam s³uchaæ twych bredni, schizofreniczna idiotko?!Zwiesza³a siê z kraty coraz ni¿ej, trzymaj¹c siê prêtów z ca³ych si³, myœla³,¿e skoczy muna g³owê jak zwierzê, chory mózg nie podpowiedzia³ jej, co by siê wówczaswydarzy³o, mo¿enic, przecie¿ ju¿ dawno przesta³ j¹ biæ.Wytrzeszcza³a coraz bardziej swojewielkie zieloneoczy, czarny kapelusz z oddart¹ górn¹ czêœci¹ zsun¹³ siê na brwi.Kiedyœurzek³a go ta zieleñ iblask, który potem hipnotyzowa³ i zniewala³, wiêc j¹ bi³, bo nie móg³ znieœæjej szaleñstwa iw³asnej udrêki.Próbowa³ w ten sposób odciosaæ z siebie cierpienie, potem tozrozumia³.Szara sukienka podarta na szmaty podsunê³a siê do góry, wychud³e cia³o, nibyszkielet,wzbudza³o w nim niechêæ, kiedyœ to by³a ³ania, zupe³nie niedawno, lecz odsuwa³atalerze,pos¹dzaj¹c go o chêæ otrucia.Pewnie, chcia³by to zrobiæ, myœla³ o tym, a jejchory inadwra¿liwy mózg mia³ zdolnoœæ odczytywania pragnieñ, które przecie¿ nie by³yzamiaremczy planami i nigdy by w czyn siê nie oblok³y.Pamiêæ o wielkiej mi³oœci, ech,to by³a cudnadziewczyna, wstrzymywa³a czyny z³e.Uœwiadomi³ sobie teraz, ¿e ca³y czas mia³anad nimprzewagê, a litoœæ zamieni³a go w niewolnika.Nie, ju¿ dosyæ.I có¿ by osi¹gnê³a, rzucaj¹c mu siê na g³owê, ale miota³o ni¹, wiêc musi byæszybszy,dosyæ, jak¿e wielk¹ czuje odrazê – do niej i do tego wszystkiego naoko³o.Wyci¹gn¹³ ramiê wstronê ekranu, drug¹ rêk¹ na³o¿y³ okulary i s³uchawki, w pó³ sekundy system siêuruchomi³.I ju¿ nie ma ani jej, ani tego pokoju, odjazd! Szybciej! Program siê otwiera, aw nimwirtualny, piêkny œwiat, który jest trójwymiarowym obrazem ze œwiat³a.Szybko poda³ parametry ulubionej sytuacji i rzeczywistoœæ tworzy³a siê fragmentzafragmentem.Najpierw pojawi³ siê z³oty piasek i Pirat stan¹³ na pla¿y.Gdyspojrza³ przedsiebie, tam zarysowa³ siê brzeg oceanu i jego kontury wype³ni³y siê zielon¹wod¹.Kiedy siêodwróci³ i spojrza³ na ziemiê, wyros³y na niej pionowe laski bia³ych hoteli.Doda³ jeszczekilka rzeczy dla dope³nienia dekoracji, a wiêc kawiarniê na tarasie, ocienion¹liœæmi palmy,ciep³y klimat, lekki wietrzyk i ³agodn¹ porê póŸnego popo³udnia.Od pewnegoczasu spotyka³siê ze sw¹ kochank¹ zawsze w takim miejscu, bêd¹cym rajem piêknych, bogatych ibeztroskich, gdy¿ tak w³aœnie tam siê czu³.Rozejrza³ siê woko³o, na pla¿y le¿a³ z³oty piasek, nietkniêty stop¹, oceanporusza³ siêmiarowo i obojêtnie, bia³e punktowce odbija³y blaski.By³o pusto.– Synergy! – zawo³a³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]