[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pos³ysza³em lekki jêk i jakby zduszone raptownie przekleñstwo: „ A mo¿e toJózef?” Nie waha³em siê wiêcej i zawo³a³em:– Józiek, , to ty? Ciemna sylwetka gwa³townie siê poruszy³a.Chwilê panowa³omilczenie,a potem pos³ysza³em cichy g³os:– Kto tam? ?.ChodŸ tu!.O, cholera!.28 Zbli¿y³em siê do siedz¹cego w trawie cz³owieka.Pochyli³em siê nad nim.Nieznajomyzapyta³ mnie: – Kto ty?? – Ja? ?.W³adek.Józefa Trofidy kolega.– Sk¹d idziesz? ?.Odkrasnych?– Nie.Szliœmy z towarem w drogê.Trofida prowadzi³.Zielonkipognalinam kota w Olszynce.Pos³ysza³em zdumione: – Aha! !.To, to wy byli!.– ChodŸmy! ! –powiedzia³emdo przemytnika.– Nie mogê, cholera.Zwichn¹³em nogê.– To ci pomogê.– Dobrze.WeŸ moj¹noskê.Zsun¹³ z barków pasy noski i rzuci³ j¹ na ³¹kê.Chwilê milcza³, a potem rzek³:–WeŸ noskê i po³Ã³¿ na wzgórzu.Rozumiesz? Swoj¹ te¿.Inaczej nie ma jak.PóŸniej poœlê po nie.B¹dŸ pewny!.Wszed³em na wzgórze i po³o¿y³em na jego wierzcho³ku obie noski.Potem wróci³emdoprzemytnika.– Podo³asz zanieœæ mnie do miasteczka? ? – zapyta³ chrapliwie.– Czemu nie? ?Mo¿naodpoczywaæ.Wzi¹³em go na plecy „ na barana ” i powoli poszed³em przez pola wkierunkuRakowa.Przemytnik wskazywa³ mi drogê: „ W prawo!.W lewo! ” I takbrnêliœmynaprzód w mroku nocy.Od czasu do czasu przemytnik sycza³ z bólu, szczególnie,gdysiê potyka³em lub podrzuca³em go wy¿ej na plecach.Donios³em go do cmentarza.Tu wypoczêliœmy, a potem ponios³em go dalej.By³a tod³ugadroga, zmêczy³em siê bardzo.Nareszcie wszed³em do jakiegoœ zau³ka, a potem na dziedziniec sporego domu.Tuopuœci³emgo na ziemiê, w pobli¿u okna.On zapuka³ po cichu w szybê.Wkrótce ze œrodkaodezwa³siê niezadowolony kobiecy g³os:– Kto puka? ? – Otwór, , Fela! ¯ywo! – Zaraz.Zd¹¿ysz!.ZnaleŸliœmysiêw mieszkaniu.By³a to du¿a, schludna izba podzielona na dwie czêœciprzepierzeniem.Z prawem widzia³em dwoje drzwi: jedne do kuchni, drugie do naro¿nego pokoju.Fela, siostra Saszki Weblina, zapali³a lampê i szczelnie zas³oni³a oknafirankami.Gdy przy œwietle lampy spojrza³em na ni¹, stan¹³em jak wryty, nie mog¹c od niejoderwaæoczu.By³a to wysoka, smuk³a kobieta, lat 28.Na plecach wi³y siê w gêstychsplotachczarne w³osy.W³o¿y³a tylko spódnicê, a na nogach mia³a domowe pantofle, leczniekrêpowa³a siê moj¹ obecnoœci¹.Krz¹ta³a siê po mieszkaniu i coœ porz¹dkowa³a.Twarzjej by³a urocza: poci¹g³a, matowoblada, regularna; zdobi³y j¹ du¿e, wyrazisteoczy,ciemne brwi i œlicznie ukszta³towane usta.Szczególnie przyku³y moj¹ uwagê jejnagieramiona i smuk³a szyja.Nie widzia³em dotychczas piêkniejszej kobiety.Tak misiêzdawa³o i tak wówczas myœla³em.I faktycznie – Fela Weblinówna by³anaj³adniejsz¹dziewczyn¹ w miasteczku.Palili siê do niej wszyscy tutejsi ch³opcy.Leczprêdkoodstrasza³a ich swymi drwinami i zimnym, szyderczym spojrzeniem wspania³ychzielonychoczu, w których kry³a siê jakaœ niezwyk³a si³a: wabi¹ca i.odpychaj¹ca.Patrzy³osiê w nie – jak w przepaœæ!Fela pomog³a mi u³o¿yæ na kanapie Saszkê i zaczê³a no¿ycami rozpruwaæ mu but naprawejnodze.Sta³em pochylony przy niej.Œledzi³em ruchy jej pe³nych, kszta³tnychramion,lœni¹cych niezwyk³ym urokiem nagoœci.Nagle przerwa³a sw¹ pracê; dostrzeg³amoje¿ar³oczne spojrzenie i prawie krzyknê³a:– Czego siê gapisz? ? Pomagaj!.Stale k³opot, cholera!.Trzeba siêpowiesiæ!– No, , ty, uspokój siê! – ze z³ym b³yskiem oczu rzek³ do niej Saszka.– Bozarazciê uspokojê!!29 Fela rzuci³a no¿yce na kanapê i wysz³a do naro¿nego pokoju.Po chwiliwróci³azapinaj¹c napiersi bluzkê.Twarz jej zmieni³a siê nie do poznania.Oczy zimno siê skrzy³y,wargiciasno zwar³y.Gdy zdjêliœmy but ze zwichniêtej nogi Saszki, który z bólu pogryz³ sobie dokrwiwargi, on powiedzia³ do siostry:– Skocz duchem po ¯ywicê.¯eby zaraz tu by³! Jeœli ¯ywicy nie znajdziesz wcha³upie,to leæ po Mamuta.Ale na jednej nodze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]