[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hauptman nie chciał widocznie rysować ich karykaturalnie, jakby pewnym był, że przez samo zestawienie ich z dwoma projektami nadludzi, płaskość ta się uwypukli; postąpił z nimi łagodnie, jakby z litości.I oto Jan Vockerat stanął wobec nich jak chłystek, a panna Anna Mahr jednem ich przewyższyła: znajomością noweli Garszyna.Dramat się Hauptmannowi nie udał; źle zresztą mówimy, nazywając dramatem »Samotnych« — jest to bowiem rozwlekłe studyum psychologiczne, udramatyzowana psychologicznaDowieść, pełna szerokich opisowych ustępów,: których każdy ma w sobie coś pięknego, lecz uema dramatycznej siły; brak temu dziełu skupienia, za wiele zaś ma ono lirycznej rozlewności, tej, którą Hauptmann gromadzi zawsze na zakończenie aktów, zawsze efektowne, niedomówione, zawsze niemal z aparatem łez; są to kwiaty, mające ustroić szare, realistyczne podłoże, odmalowane znakomicie, z najdrobniejszymi szczegółami.Suchy ten materyał ożywił poeta i ubarwił; przytem wziął dla rozmaitości — słońce za aktora i słońce gra, pilnie czuwając nad tem, aby nie psuć ogólnego tonu i posłusznie się stosuje do zmian nastroju scenicznego; najkapitalniejsza scena, rozmowa dwojga »samotnych« wypadła — rzecz prosta — na szarą godzinę, aż się rozpłynęła w ciemność nocną.Herman Sudermann.»Łódź kwiatowa« sztuka w pięciu aktach.»Heil dir im Siegeskranz« pomyślał może Gerhart Hauptmann.uradowany, kiedy już w drugim akcie dojrzał, że w »Łodzi kwiatowej« jest aa dnie okropna dziura, przez którą na róże wlewa się woda aforyzmów, niedomówień, kiepskich »nietscheanizmów«, psychologii z wysprzedaży po cenach zniżonych, tak że w aktach następnych z pysznej, strojnej i ze smakiem udekorowanej łodzi, nie zostało nic, prócz wody.I uradował się chyba wielki Hauptmann, że Sudermann, (który jak wesoło Alfred Kerr powiada, »ma z Hauptmannem tylko tyle wspólnego, że obaj mają wspólne końcówki nazwisk«) — tonie w swej własnej teatralności, we własnym szychu i imitacyi genialności.Autor »Sobótek« i właściciel najpiękniejszej w literaturze brody, przeżywa tragedyę zbankrutowanych geniuszów, którzy źródło swojej twórczości ujęli w rury wodociągowe i rozprowadzają cienkim strumieniem po świecie.Niezmiernie przykra tragedya, niezawiniona przez niego, lecz przez tę publiczność z noweli Piotra Altenberga, która ziewając po przedstawieniu, zadecydowała, że Sudermann to przecież genialny twórca, w co najłatwiej uwierzył on sam, trudniej jego przyjaciele, w co nie chciała uwierzyć berlińska literatura, z czego kpi Kerr i wszyscy jak on złośliwi i co wprawiło w irytacyę Hauptmanna, który założył twórczy magazyn naprzeciwko.Lecz Sudermann miał za sobą leniwą publiczność, przed którą bił zawsze czołem, a ona z wdzięczności powtarzała kwieciste jego powiedzenia, czyniąc go nadwornym swoim poetą, z salonu i z buduaru, w którym także trzeba od czasu powiedzieć »głęboki« aforyzm, byle był zawsze nieco perfumowany.Jest i buduarowa filozofia, ufryzowana jak sudermanowska broda, i tej zobowiązał się autor »Niech żyje życie« dostarczać filozoficznych produktów, spreparowanych odpowiednio do pachnącej atmosfery, odpowiednio spopularyzowanych, dla łatwiejszego pojęcia i odpowiednio przenicowanych ze względu na oryginalność — twórczą.Stąd dla Sudermanna wdzięczność i uznanie, które przeszło w przyzwyczajenie, stąd pasowanie go na modnego twórcę, którego modność była równa bodaj czy nie modności sortie de bal w eleganckim berlińskim świecie.A to jest wielka rzecz w literackiej karyerze.To jest może tyle nawet warte w literaturze, co posiadanie brody indyjskiego handlarza koni, takiego z Kiplinga, albo nieudale samobójstwo przed premierą.Jeśli się z tego rośnie na geniusza, nie znajdzie się na starość najdobrotliwszego z ludzi, na którego pierś możnaby złożyć piękną głowę i zapłakać gorzko nad niewdzięcznością tych, których się wiodło w zakątki, aby znaleźli szczęście, którym się zastawiało stoły ze zręcznością ostendzkiego garcona, aby żyło życie i upijało się szampanem, którym się przez lat tyle gadało tak pięknie, tak dlugo i tak wiele, że można było wycisnąć z tego litry perfum na każdej premierze i skropić niemi gburowatość tych nieostrzyźonych i źle wychowanych geniuszów, jadających tylko cytryny, a spijających żółć, — nie wierzących ani w Boga, ani w Sudermanna!Tej niewdzięczności doświadcza teraz zmniejszająca się z dnia na dzień wielkość z berlińskiego teatralnego rynku.»Der arme Heinrich«! — powiedziałby Hauptmann.Der arme Hermann! — powiedzmy my, szczerzej od autora »Pippy», na widok Sudermanna, który wszedł w lakierowanych butach w wodę po kostki i krzyczy pięcioaktowymi dramatami, że wpadł w głębię filozoficzną, która mu się aż do uszu nalewa.A z całej tej historyi nie tyle Sudermanna szkoda, ile tych lakierowanych butów,kryjących wedle zdania berlińskiej Jerozolimy^ lwie pazury.Lecz tyle już razy krzyczał Hę, mań Sudermann, że wpadł w głębię, że już dziś nikt nie jest ciekaw tego widoku, i każdy obojętnie przechodzi, spiesząc na czterechsetne przedstawienie Wedekinda, który okazał się sprytniejszym i obrał lepszą cząstkę z twórczej szarlataneryi.Nikt nie chce patrzeć, jak się biedna niewiasta truje z powodu barona v.Volkenringh, aby sobie mógł wykrzykiwać aforyzmy aż indyjskich fakirów, gdyż wszyscy wolą oglądać »przebudzenie się wiosny« — Ot i tragiczne za wikłanie w twórczym dramacie Sudermanna!Zresztą publiczność Sudermanna, nawet ta jego specyalna publiczność, nie wiele wymagająca i taka, od której się z drugiej strony niczego nie wymaga, choruje na chimery Tei z »Łodzi kwiatowej« i chce od czasu do czasu uderzenia bata dla oryginalności.Wedekind i je— J mu podobni doskonale udają menażeryjnych pogromców, publiczność doskonale udaje menaże—ryę i porozumienie ku obopólnemu zadowoleniu przyszło do skutku, wobec czego miły, elegancki, wytworny i świetny Sudermann musi bankrutować, mając na składzie tylko poetycki towar pierwszorzędnego gatunku, jedwabie i szampany, rujnujące artystki i dyrektorów teatru, do tego rozcieńczoną filozofię i nic prócz tego;i kiedy teraz Sudermann tworzy, to jest, chce bożą metodą twórczą stworzyć z niczego coś, historya się nie udaje; pierwej bowiem brał,nicc i ubierał w róże słów, które rosły podlane szampanem i to uchodziło za twórcze dzieło; teraz na róże i szampan nikt nie chce patrzeć i z całej twórczej roboty pozostaje to zasadnicze »nic«, czy tam »Łódź kwiatowa«, a nad tem wszystkiem niewypłacalny autor z miną Jeremiasza (Stary Testament i Sudermann niedaleko) i płacząc szuka, czy tam przecież jaki »Kamień pod kamieniem« nie ocalał z ogólnej zagłady? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl