[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemniej spyta³ chytrze AurelianaDrugiego, czy to on jest z³otnikiem, ten zaœ odpowiedzia³, ¿e by³ to niegdyœwarsztat pu³kownika Aureliana Buendii.„Aha" - powiedzia³ oficer i zapaliwszyœwiat³o zarz¹dzi³ przeszukiwanie tak dok³adne, ¿e uwagi rewiduj¹cych nie usz³oosiemnaœcie z³otych rybek, które zosta³y nie przetopione i by³y ukryte wblaszanej puszce za buteleczkami.Oficer obejrza³ jedn¹ po drugiej na stoleroboczym i wtedy zmiêk³.„Chcia³bym wzi¹æ jedn¹ na pami¹tkê — powiedzia³ — wswoim czasie by³y znakiem rebelii, ale teraz s¹ relikwi¹".By³ miody, niemal wlatach ch³opiêcych, bez odrobiny nieœmia³oœci, i mia³ w sobie coœ naturalnego isympatycznego, czego przedtem nie da³o siê zauwa¿yæ.Aureliano Drugi podarowa³mu rybkê.Oficer w³o¿y³ j¹ do kieszeni koszuli z b³yskiem dziecinnej radoœci woczach, a pozosta³e rybki wrzuci³ do pude³ka i postawi³ je tam, gdzie by³o.- To bezcenna pami¹tka - powiedzia³.- Pu³kownik Aure­liano Buendia by³ jednymz naszych najwierniejszych ludzi.Ten ludzki odruch nie wp³yn¹³ jednak na jego czynnoœci zawodowe.Przed drzwiamipokoju Melquiadesa, tak¿e za­mkniêtymi na k³Ã³dkê, Santa Sofia de la Piedadodwo³a³a siê do ostatniej nadziei.„W tym pokoju nikt nie mieszka³ prawie odstu lat" - powiedzia³a.Oficer kaza³ otworzyæ i snopem œwiat³a latarki zamiót³œciany doko³a.Aureliano Drugi i Santa Sofia de la Piedad ujrzeli b³êdne oczyJosego Arcadia Drugiego w momencie, gdy snop œwiat³a przesun¹³ siê po jegotwarzy, i zrozumieli, ¿e tu jest koniec jednego niepokoju i pocz¹tek drugiego,który dopiero znajdzie ulgê w rezygnacji.Ale oficer dalej ogl¹da³ wnêtrze zapomoc¹ latarki, nie okazuj¹c ¿adnego zainteresowania, póki nie zauwa¿y³siedemdziesiêciu dwóch nocników spiêtrzonych na szafach.Wtedy zapali³ œwiat³o.Jose Arcadio Drugi siedzia³ na brzegu ³Ã³¿ka, gotów iœæ za ¿o³nierza­mi,bardziej uroczysty i zamyœlony ni¿ kiedykolwiek.W g³êbi by³y pó³ki zrozsypuj¹cymi siê ksi¹¿kami, zwojami pergaminów i stó³ do pracy czysty iporz¹dny, ze œwie¿ym jeszcze atramentem w ka³amarzach.Ta sama œwie¿oœæ by³a wpowiet­rzu i ta sama przezroczystoœæ, ten sam broni¹cy od kurzu i zniszczeniaprzywilej, który zna³ Aureliano Drugi w dzieciñ­stwie i którego tylko pu³kownikAureliano Buendia nie móg³ dostrzec.Ale oficera interesowa³y tylko nocniki.- Ile osób mieszka w tym domu? - zapyta³.- PiêÆ.Oficer najwidoczniej nie zrozumia³.Zatrzyma³ wzrok na tym kawa³ku przestrzeni,gdzie Aureliano Drugi i Santa Sofia de la Piedad wci¹¿ widzieli Josego ArcadiaDrugiego, i ten tak¿e zda³ sobie sprawê, ¿e oficer patrzy na niego nie widz¹c.Potem zgasi³ œwiat³o i zamkn¹³ drzwi.S³ysz¹c go rozmawiaj¹cego z ¿o³nierzamiAureliano Drugi zrozumia³, ¿e m³ody oficer widzia³ wnêtrze pokoju tymi samymioczyma, jakimi patrzy³ na nie pu³kownik Aureliano Buendia.- To prawda, ¿e nikt nie zagl¹da³ do tego pokoju przynaj­mniej od stu lat -powiedzia³ oficer do ¿o³nierzy.- Tu musz¹ byæ nawet wê¿e.Z chwil¹ gdy zamknê³y siê drzwi, Jose Arcadio Drugi by³ pewien, ¿e jego wojnajest skoñczona.Wiele lat temu pu³kownik Aureliano Buendia mówi³ mu ofascynacji, jak¹ wywiera wojna, i próbowa³ dowieœæ jej w niezliczonychprzyk³adach z w³asnego doœwiadczenia.Wierzy³ mu wtedy.Ale tej nocy, gdy¿o³nierze patrzyli na niego nie widz¹cym wzrokiem, Jose Arcadio Drugi myœl¹c onapiêciu ostatnich miesiêcy, o nêdzach wiêzienia, o panice na stacji i poci¹guna³adowanym trupami, doszed³ do wniosku, ¿e pu³kownik Aureliano Buendia by³b³aznem albo g³upcem.Nie rozumia³, ¿e mo¿na potrzebowaæ tylu s³Ã³w nawyt³umaczenie tego, co siê czuje na wojnie, kiedy wystarczy tylko jedno:strach.W pokoju Melquiadesa, pod ochron¹ sztucznego œwiat³a, szmeru deszczu ipoczucia, ¿e jest niewidzialny, Jose Arcadio chwilê swego poprzedniego ¿ycia, ijedynym strachem, jaki przetrwa³, by³o to, ¿eby go nie zakopano ¿ywcem.SantaSofia de la Piedad, która przynios³a mu posi³ek dzienny i której powiedzia³,czego siê lêka, przyrzek³a mu, ¿e bêdzie stara³a siê ¿yæ jak najd³u¿ej, nawetwtedy, gdy j¹ opuszcz¹ si³y, ¿eby upewniæ siê, czy go nie zakopano ¿ywego.Bez­pieczny od wszelkich lêków Jose Arcadio Drugi zaj¹³ siê wiêc studiowaniempergaminów Melquiadesa, z tym wiêksz¹ ochot¹, im mniej je rozumia³.Gdyprzywyk³ do szmeru deszczowego, który po dwóch miesi¹cach zmieni³ siê w jak¹œnow¹ formê ciszy, jedyn¹ rzecz¹ zak³Ã³caj¹c¹ jego samotnoœæ by³y kroki, któres³ysza³, gdy wchodzi³a i wychodzi³a Santa Sofia de la Piedad.Dlatego prosi³j¹, ¿eby mu stawia³a jedzenie na parapecie okna, a drzwi zamknê³a na k³Ã³dkê.Reszta rodziny zapomnia³a o nim, nawet Fernanda nie mia³a nic przeciw temu,¿eby go tam zostawiæ, dowiedziawszy siê, ¿e ¿o³nierze widzieli go i niepoznali.Po szeœciu miesi¹cach zamkniêcia, kiedy wojsko wycofa³o siê z Macondo,Aureliano Drugi zdj¹³ k³Ã³dkê szukaj¹c kogoœ, z kim móg³by roz­mawiaæ, póki nieskoñcz¹ siê deszcze.Kiedy otworzy³ drzwi, uderzy³ go w nozdrza smród nocników,które by³y ustawio­ne na pod³odze i wszystkie wielokrotnie u¿ywane.JoseArcadio Drugi, z¿erany œwierzbem, obojêtny na smrodliwe powietrze, czyta³ bezkoñca niezrozumia³e pergaminy.Pro­mienia³ jak¹œ anielsk¹ b³ogoœci¹.Ledwiepodniós³ wzrok na odg³os otwieraj¹cych siê drzwi, ale jego bratu wystarczy³o tospojrzenie, ¿eby dostrzec w nim powtórzony obraz nie­odwracalnego losupradziadka.- By³o ich przesz³o trzy tysi¹ce - tyle tylko powiedzia³ Jose Arcadio Drugi.-Wszyscy, którzy siê zebrali na stacji.Deszcz pada³ cztery lata, jedenaœcie miesiêcy i dwa dni.By³y okresy m¿awki,kiedy wszyscy wk³adali pontyfikalne szaty i przybierali wyraz twarzyrekonwalescentów, ¿eby uczciæ koniec pory deszczowej, wkrótce jednakprzyzwyczaili siê interpretowaæ te pauzy jako zapowiedzi wzmo¿onej ule­wy.Niebo rozdziera³y niszczycielskie burze, a z pó³nocy przychodzi³y huragany,zrywa³y dachy domów, rozwala³y œciany i wyrywa³y z korzeniami z ziemi ostatniesadzonki na plantacjach.Tak jak w czasie epidemii bezsennoœci, któr¹ Urszulaprzypomina³a sobie w te dni, sama plaga pobudza³a do obmyœlania œrodków obronyprzeciwko nu­dzie.Aureliano Drugi by³ jednym z tych, którzy najwytrwalej inajenergiczniej opierali siê bezczynnoœci.Przyszed³ do domu z jakiegoœ b³ahegopowodu tego wieczora, kiedy pan Brown przywo³a³ ducha deszczów, i Fernandachcia³a mu daæ po³amany parasol, który znalaz³a w szafie.„Nie trzeba -powiedzia³.- Zostanê tu, póki nie przestanie padaæ".Nie by³o to oczywiœcierygorystyczne i bezkom­promisowe zobowi¹zanie, ale ma³o brakowa³o, a by³by, jewype³ni³ co do joty.Poniewa¿ ca³a jego garderoba znaj­dowa³a siê u PetryCotes, co trzy dni œci¹ga³ z siebie bieliznê i czeka³ ubrany tylko w kalesony,a¿ mu j¹ wypior¹.¯eby siê nie nudziæ, zaj¹³ siê napraw¹ licznych uszkodzeñ wdomu.Umocni³ zawiasy, naoliwi³ zamki, poprzykrêca³ klamki w drzwiach, wyrówna³zasuwy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl