[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nocny Łowca oderwał wzrok od okna i spojrzał na nią, jakby coś przyszło mu do głowy.– Tess, wiesz, że nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz – powiedział.Jeszcze nikt nie nazywał jej „Tess".Tylko czasami brat mówił do niej „Tessie".Odetchnęła głęboko.– I co? Zawrócimy powóz i pojedziemy do domu?Will ujął jej dłonie, tak małe, że prawie zniknęły w jego czarnych rękawiczkach.– Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego – wyrecytował.Tessa uśmiechnęła się słabo.Trzej muszkieterowie?Wytrzymał jej wzrok.Jego niebieskie oczy były bardzo ciemne.Jeszcze nigdy takich nie widziała.Miały kolor nieba tuż przed nocą.Ocieniały je długie rzęsy.Czasami, kiedy muszę zrobić coś, na co nie mam ochoty, udaję postać z książki – wyznał.– Łatwiej mi wtedy podejmować decyzje.Naprawdę? A kogo udajesz? D'Artagnana?„To, co czynię teraz, jest o tyle, tyle piękniejsze od tego, co czyniłem dotychczas" – zacytował Will.– „A tam, dokąd idę, znajdę spokój o wiele większy, niż kiedykolwiek doznałem".– Sydney Carton? Przecież mówiłeś, że nie znosisz Opowieści o dwóch miastach?– Niezupełnie.– Ale Sydney Carton był pijakiem.Właśnie.Wiedział, że jest bezwartościowy, ale, chociaż próbował utopić swoją duszę, jakaś jego część była zdolna do wielkich czynów.– Will ściszył głos.– Co powiedział do Lucie Manette? Że chociaż jest słaby, nadal może płonąć.Tessa, która czytała Opowieść o dwóch miastach więcej razy, niż potrafiła zliczyć, wyrecytowała cicho:– ,A jednak byłem na tyle słaby i jestem na tyle słaby, by pragnąć, aby pani dowiedziała się, jaką władzę ma pani nade mną, że z garstki popiołu, którą jestem, zmieniam się w płomień".– Zawahała się.– Ale to dlatego, że ją kochał.– Tak.Kochał ją na tyle mocno, by wiedzieć, że będzie jej lepiej bez niego.Żar jego dłoni palił ją przez rękawiczki.Wcześniej, kiedy szli przez dziedziniec Instytutu do powozu, zimny wiatr zmierzwił jego atramentowoczarne włosy.Wyglądał przez to młodziej i bardziej bezbronnie.Jego oczy były otwarte jak drzwi.I patrzył na nią w taki sposób.Nie sądziła, że Will potrafi albo chce tak na kogoś patrzeć.Gdyby mogła się zarumienić, byłaby teraz czerwona jak piwonia.I zaraz pożałowała, że o tym pomyślała.Bo ta myśl nieuchronnie doprowadziła do następnej, dość nieprzyjemnej.Patrzył na nią czy na Camille, która rzeczywiście była wyjątkowo piękna? Czy dlatego zmienił się wyraz jego twarzy? Dostrzegał Tessę pod przebraniem czy widział tylko jej powłokę?Cofnęła się i zabrała ręce, choć trzymał je mocno.Tesso.– zaczął, ale nagle powóz zatrzymał się z szarpnięciem, aż zakołysały się aksamitne zasłony.Z siedzenia woźnicy dobiegł okrzyk Thomasa:– Jesteśmy na miejscu!Will wziął głęboki wdech, otworzył drzwi i zeskoczył na i chodnik.Następnie odwrócił się i podał jej rękę.jWysiadając z powozu, Tessa schyliła głowę, żeby nie zgnieść róż na kapeluszu Camille.Choć oboje nosili rękawiczki, niemal czuła pulsowanie krwi pod jego skórą mimo podwójnej i warstwy tkaniny, która ich oddzielała.Will miał rumieńce na policzkach, a ona zastanawiała się, czy to od chłodnego wiatru, czy z innego powodu.Stali przed wysokim białym domem z białymi kolumnami przy wejściu.Z obu stron otaczały go podobne budynki.Na szczycie białych schodów znajdowały się podwójne drzwi pomalowane na czarno.Były szeroko otwarte.Z wnętrza sączył się migotliwy blask świec.Tessa odwróciła się do Willa.Za nim na siedzeniu woźnicy zobaczyła Thomasa z twarzą zasłoniętą czapką.Z kieszeni jego kamizelki wystawał kawałek srebrnej rękojeści pistoletu.Gdzieś w tyle głowy Tessa usłyszała śmiech lady Belcourt.I zorientowała się, nie wiadomo wjaki sposób, że wampirzycę rozbawił jej podziw dla Willa.Nareszcie, pomyślała Tessa, czując ulgę mimo irytacji.Już zaczęła się obawiać, że wewnętrzny głos Camille nigdy do niej nie dotrze.Odsunęła się od Willa i uniosła głowę.Wyniosła poza nie była dla niej naturalna, ale dla Camille owszem.– Nie zwracaj się do mnie po imieniu, tylko tak, jak powinien niewolnik – zażądała, wydymając usta.– A teraz chodźmy.– Władczym skinieniem głowy wskazała na schody i, nie oglądając się, ruszyła po nich w górę.Na szczycie schodów czekał na nią elegancko ubrany lokaj.– Jaśnie Pani – powiedział cicho, a kiedy się ukłonił, Tessa zobaczyła dwa ukłucia po kłach na jego szyi, tuż nad kołnierzem.Obejrzała się na Willa i już miała go przedstawić lokajowi, kiedy głos Camille szepnął jej w głowie: „Nie przedstawiamy sobie nawzajem naszych ludzkich pupilów.To bezimienna własność, chyba że postanowimy nadać im imiona".O rany, pomyślała Tessa.Zniesmaczona, nawet nie patrzyła, dokąd prowadzi ją lokaj, dopóki nie znaleźli się w dużym pokoju o marmurowej posadzce.Tam sługa ukłonił się ponownie i odszedł.Will stanął u jej boku i przez chwilę oboje patrzyli na salę.Pomieszczenie rozjaśniał tylko blask świec.Grube i białe, płonęły w dziesiątkach złotych kandelabrów rozmieszczonych po całej sali, szkarłatne, trzymane przez białe ręce z marmuru wystające ze ścian, ociekały czerwonym woskiem i wyglądały jak kwiaty róż.Wśród świec krążyły wampiry o twarzach białych jak chmury.Ich ruchy były wdzięczne, płynne i dziwne.Tessę uderzyło ich podobieństwo do Camille: porcelanowa skóra, oczy w kolorze klejnotów, blade policzki muśnięte różem.Niektóre miały więcej ludzkich cech, sporo było ubranych zgodnie z modą obowiązującą w dawnych czasach: bryczesy i fulary, krynoliny albo suknie z trenami, koronkowe mankiety i żaboty.Tessa gorączkowo przesuwała wzrokiem po sali, szukając znajomej jasnowłosej postaci, ale nigdzie nie dostrzegła Nathaniela.Zamiast niego trafiła spojrzeniem na wysoką, chudą jak szkielet kobietę w wielkiej peruce, upudrowanej zgodnie z modą sprzed stu lat.Nieznajoma miała surową, straszną twarz, jeszcze bielszą niż puder pokrywający jej włosy.To lady Delilah, szepnął w jej głowie głos Camille.Lady Delilah trzymała za rękę jakąś drobną osóbkę.Dziecko, w tym miejscu? – zdziwiła się Tessa, ale kiedy towarzysz kobiety się odwrócił, zobaczyła, że to też wampir, o zapadniętych ciemnych oczach, które w okrągłej dziecięcej twarzy wyglądały niczym jamy.Uśmiechnął się do Tessy, obnażając kły.– Musimy poszukać Magnusa Bane'a – szepnął Will.– On nami pokieruje w tym zamieszaniu.Pokażę ci go, kiedy go zobaczę.Tessa już miała powiedzieć, że Camille też rozpozna Magnusa, ale w tym momencie zauważyła smukłego mężczyznę z szopą jasnych włosów, w czarnym fraku.Jej serce podskoczyło.ale kiedy ten człowiek się odwrócił, przeżyła gorzkie rozczarowanie.To nie był Nathaniel, tylko wampir o bladej, kościstej twarzy.Jego włosy były złociste jak u Nate'a, lecz w blasku świec niemal bezbarwne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]