[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„Cii!" - szepnął Twilly.Wyślizgnął się z samochodu i wędrował wśród zarośli do chwili, gdy wyraźnie zobaczył wywrotkę i to, czym zajmował się jej kierowca.Gdy kąt pochylenia skrzyni powiększyłsię, jej ładunek zaczął wysypywać się na ziemię - plastikowe i blaszane beczki, zbiorniki, butle toczyły się po porośniętej mchem skarpie w stronę brzegów rzeki Peace, nad którymi Twil y Spree miał nadzieję spędzić kojącą, przyjemną noc.Kierowca, którego nazwisko Twil y poznał dopiero z gazety, nie zawracał sobie głowy obserwacją tego, co czyni.Oparł się biodrem o zderzak, Palił papierosa i czekał, aż cały ładunek sturla się po zboczu.Potem opuścił skrzynię, wsiadł do szoferki i pojechał do oddalonego o osiem kilometrów domu.Vecker Darby wciąż jeszcze był pod prysznicem, gdy Twilly spiął na krótko stacyjkę ciężarówki i popędził nad rzekę, by pozbierać beczki, zbiorniki i butle.Dwie godziny później, gdy powrócił do domu Darby'ego, ten spał w swoim ulubionym fotelu Naugahyde z sześcioma pustymi puszkami po piwie Coors i włączonym na cały regulator Playboy Channel w telewizorze.Nie obudził się, gdy zostało otwarte jedno z okien sypialni i przecięta siatka chroniąca przed owadami.Dlatego też nie zauważył, że jakiś nieznajomy, ubrany w jego własny kanarkowy kombinezon (którego on sam prawie nigdy nie nosił, ale trzymał zawsze pod siedzeniem w swojej ciężarówce na wypadek spotkania z inspektorem Agencji Ochrony Środowiska), wsuwa do środka ułamany koniec plastikowej rynny.Nie obudził się także przez następnych dziewięćdziesiąt minut, w czasie których z rozmaitych beczek, zbiorników i butli przelano prosto do wnętrza jego domu około dziewięciuset litrów żrących i łatwopalnych płynów.Powstała w wyniku tej operacji trująca zupa zawierała takie składniki, jak ksylen, fitylat benzylu, metanol, toluen, etylobenzen, tlenek etylenu i zwyczajny kwas mrówkowy.Każdy z nich mógł spowodować ciężkie i długotrwałe skażenie rzeki Peace.Zagrożenie, jakie stworzyły dla zamieszkanego domostwa, było równie poważne, ale to, co nastąpiło później, okazało się przede wszystkim niezwykle widowiskowe.Gryzące opary obudziły w końcu Veckera Darby'ego.Wstał, kaszląc gwałtownie, i uświadomił sobie z całą ostrością, że coś jest nie tak.Miał zamiar opuścić mieszkanie, ale najpierw postanowił opróżnić swój napęcz-niały piwem pęcherz.Zapewne przeżyłby krótką wycieczkę do ubikacji, gdyby (z głupiego, bezsensownego nawyku) nie zapalił po drodze marlboro.Z brutalnie wyraźnych fotografi w „News Press" wydawanej w Fort Myers wynikało, że dom Veckera Darby'ego wypalił się do fundamentów.Budynek stał samotnie w czymś, co było niegdyś gajem pomarańczowym, od miasta dzieliło go wiele kilometrów i dlatego nikt nie wiedział o szalejącym piekle, dopóki nie dostrzegł go pilot pasażerskiego odrzutowca.Zanim przybyły wozy straży pożarnej, nawet ciężarówka ofiary zmieniła się w wypalony szkielet.Autor notatki w gazecie poinformował czytelników, że Darby był właścicielem firmy zajmującej się wywozem odpadków i obsługującej przedsiębiorstwa przemysłowe od Sarasota do Naples.W notatce wspomniano również, że zmarły pan Darby zapłaciłkiedyś dwieście siedemdziesiąt pięć dolarów kary za nielegalne wyrzucenie strzykawek, opatrunków chirurgicznych i innych skażonych odpadków szpitalnych na publiczne wysypisko śmieci za przedszkolem w Cape Coral.Twilly Spree przeczytał artykuł o Veckerze Darbym, stojąc koło automatu telefonicznego w centrum handlowo-usługowym usytuowanym przy stanowej autostradzie znanej pod nazwą Alei Aligatorów.Twilly czekał, by o umówionej godzinie zadzwonić do Desie Stoat.Podniosła słuchawkę po drugim dzwonku.- Twilly?Po raz pierwszy usłyszał, jak wymawia jego imię, i wywarło to na nim dziwne, choć wcale nie nieprzyjemne wrażenie.- Tak, to ja - odpowiedział.- Możesz mówić?- Tylko przez chwilę.- Powtórzyłaś mężowi groźbę?- Tak.- I co?- Nie uwierzył - wyjaśniła Desie.- W co nie uwierzył? Że zamorduję psa?Usłyszał w słuchawce westchnienie Desie i wyczuł w nim niepokój.- Palmer nie wierzy, że masz naszego psa, Twil y.Nie wierzy, że to było porwanie.Nie wierzy nawet w twoje istnienie.Sądzi, że mi odbiło i wymyśliłam całą tę historię.- Nie opowiadaj.- Strasznie się pokłóciliśmy.Chce, żebym poszła do psychologa.- Ale przecież pies zaginął - zdziwił się Twilly.- Co on na to?- Myśli, że wysłałam Boodle'a do matki.- Jezu, dokąd?- Aż do Georgii.- Masz za męża bałwana - uznał Twilly.- Muszę już iść - powiedziała Desie.- Zadzwonię za dwa dni.A tymczasem powiedz mężowi, żeby czekał na przesyłkę FedEx.- Och, nie.Co teraz masz zamiar zrobić?- Sprawić, żeby uwierzył - oznajmił Twil y.Desirata Brock urodziła się w Memphis, a wychowała w Atlancie.Jej matka była lekarzem pediatrą, a ojciec mechanikiem w liniach lotniczych Delta.Desie uczęszczała na Uniwersytet Stanowy Georgii, ponieważ chciała zostać nauczycielką, ale na drugim roku zmieniła plany, bo zaręczyła się z zawodowym koszykarzem, który nazywał się Gorbak Didovlic, miał nieco ponad dwieście dziesięć centymetrów wzrostu i nie mówił po angielsku.Dido, jak go nazywano w NBA, był początkującym zawodnikiem w drużynie Atlanta Hawks.WypatrzyłDesie na korcie tenisowym i posłał jednego z trenerów Hawksów, żeby zdobył jej numer telefonu.Dido bardzo ładnie się zachował, przyprowadzając na dwie pierwsze randki tłumacza z serbsko--chorwackiego, ale za trzecim razem pojawił się w mieszkaniu Desie sam.Poszli na obiad, a potem do klubu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]