[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Volar zmarszczył czoło.– Nie widzę dla nich zbyt wielkiej przyszłości – rzekł.– Co mają zamiar zrobić, gdy przyjdzie czas wynurzenia się z tych kokonów? Czy będą w ogóle w stanie to zrobić? A może skazali się na wieczne uwięzienie? Wydaje mi się to zbyt wysoką ceną za zachowanie ludzkiego dziedzictwa.Wyższą nawet niż na Klepsit!Powoli, prawie leniwie, wizjer powrócił w stronę kopuły, której wnętrze już miał okazję podejrzeć.Tym razem, zamiast zatrzymywać się na błyszczącej półprzeźroczystej powierzchni, przeniknął przez nią i zatrzymał się na czymś za małą fontanną, pluskającą na środku sadzawki.Czymś zdeformowanym i wilgotnym.Czymś co.Siedziało po ludzku przed jakimś ekranem, który pokazywał obraz jeszcze jednej takiej.rzeczy.odzianej w jakieś brązowozielone liście, wyglądające jak postrzępione liście wodne.nawet twarz tego.A potem z wewnętrznej komnaty pod kopułą wyszedł jeszcze jeden taki stwór, chwiejąc się na opasłych nogach, niosąc w dłoniach, miękkich jak zgniłe grzyby, płaską metalową tacę, na której spoczywał talerz i dzbanek, najwyraźniej ludzki posiłek.Volar jęknął i zakrył oczy.– To było, oczywiście, niemożliwe – zasugerował, kiedy Statek powrócił do pokazywania mu jasnych gwiazd.– Nie „oczywiście”.– Nie, sądzę, że nie.Bo jeżeli tak, spróbowałbyś powstrzymać ich przed podjęciem tej próby.– Próbowałbym odradzać, tak.– Była więc szansa, choć niewielka.Rozumiem.Ale co dokładnie nawaliło?– Nie wiem.Mogę tylko wyciągać wnioski z tej wizyty i porównywać je z danymi z późniejszych, które dla mnie są poprzednimi.– Jaka jest najbardziej prawdopodobna hipoteza?– Że byli niecierpliwi.Kiedy wybrali swoją wyspę, zaniedbali wysterylizowania gleby aż do skały.Ten fakt lub deszcz, a może i odchody stworzeń żyjących w powietrzu, podkopał ich wysiłki, zanim udało im się całkowicie odizolować.Miejscowa biologia stosuje się do zasady chwiejnej równowagi i w tej chwili znajduje się w tej równowadze.Przy tym tempie ewolucji wystarczy stosunkowo niewiele organizmów, aby uruchomić proces, którego rezultaty widziałeś.– A jednak ciągle wyobrażają sobie, że wyglądają tak samo jak ich przodkowie.Niewiarygodne! Jakże mogą nie wiedzieć, że się różnią? Nie ma zdjęć, map genetycznych, wszystkich tych danych i wskazówek jak – och – starych narzędzi, mebli, których już nie mogą używać?– Wydaje się to częściowo spowodowane ludzką umiejętnością samooszukiwania się, która, jak wskazuje moje doświadczenie, nie zna granic.Częściowo może być to spowodowane zjawiskiem znanym od czasu początków lotów kosmicznych, a związanym z niektórymi lekami.Wywołują one negatywne efekty psychologiczne, włączając w to nagłe zmiany nastroju i osobowości.Jednakże fakt, że przepisywane były przez lekarza, zmniejszał szansę pacjentów, że domyśla się co jest prawdopodobną przyczyną ich cierpienia, co więcej skłaniał ich do prośby o nowe narkotyki, aby zwalczyć efekt działania poprzednich, a ponieważ cały ten proceder przynosił wszystkim oprócz konsumenta wyjątkowe zyski, narkotyków dostarczano.Analogicznie, jak można się domyślać, osadnicy woleli nie przyjmować do wiadomości, że zostali wciągnięci w miejscowy system, współżyjąc z symbiotami i komensalami.Pewnie mówili: „Nasze środki ostrożności są bez zarzutu, więc to się nie dzieje.” Najprawdopodobniej obce organizmy inwazyjne coś im w zamian dały.Można tak zgadywać w euforii.Jednak nie dysponując ciałem do analizy, nie mogę niczego robić poza zgadywaniem.W pewnym sensie naprawdę udało im się.Na tej planecie nie ma żadnego martwego ciała.Śmierć stała się rzadkością.– Nie możesz zbadać ich odchodów? A może próbki ze ścieków?– Próbowałem.Odczyty są zbyt powierzchowne.Volar potrząsnął głową z mieszaniną smutku i zdumienia.– Jeżeli to doświadczenie czegoś mnie nauczyło, to tego, że istoty ludzkie nie reagują rozumnie na absolutne zasady.Na Klepsit taką zasadą było, aby pokonać miejscowe formy życia, poświęcając tak wielu, ilu jest to konieczne, żeby rozwinąć odporność, która w końcu stanie się wrodzona, kosztuje nas to jednak utratę ludzkich cech, takich jak miłość czy litość.Tutaj jest to wyłączenie, odcięcie się, odizolowanie od miejscowego życia i kosztuje ich własną ludzką postać.Myślę.Zamilkł na dłuższą chwilę.Kiedy w końcu znów przemówił, zrobił to tonem człowieka, który podjął ostateczną decyzję.– Jakkolwiek fascynująca mogłaby być taka podróż, jestem za stary, aby towarzyszyć ci aż do końca Ramienia.Mam nadzieję, że pewnego dnia spotkasz pasażera dość młodego i energicznego, który nie będzie miał zamiaru nigdzie się osiedlać.Jeżeli chodzi o mnie, czuję, że już powinienem nie żyć, co zresztą byłoby faktem, gdyby nie twoja interwencja.Zdecydowałem teraz, w jakim świecie chciałbym dożyć końca moich dni, dla czystej satysfakcji, że taki świat istnieje.Powinno być to miejsce, gdzie nie ma żadnych absolutnych praw poza prawami natury, gdzie oświeceni ludzie korzystają z tego, co oferuje im życie.Gdzie wiedza zbierana jest i poważana, a na podstawie odkryć ludzie improwizują, z sukcesem przy odrobinie szczęścia.Spojrzał w górę na gwiazdy.– Z pewnością pośród tylu planet skolonizowanych przez ludzi, musi być gdzieś społeczeństwo nieprzywiązane do tego czy innego niepodważalnego diktum.Jest takie?Tym razem to Statek zadumał się przez chwilę, a gdy znowu przemówił, głos jego był nabrzmiały smutkiem.– Jest kilka, włączając w to mój następny przystanek, ale jeden.Nie, nie będzie wiele ciekawego na następnym przystanku.Znajdujemy się jeszcze zbyt blisko miejsca, z którego rozpocząłem swoją misję, gdzie skoncentrowane są kolonie skazane na niepowodzenie.– Czy dlatego, że w miarę posuwania się nabierałeś doświadczenia?– Nie.Raczej ci, którzy wysiedli najwcześniej byli najbardziej porywczy i niecierpliwi.Ci, którzy poczekali, mieli czas zastanowić się, analizować i planować.Generalnie, ich potomkowie radzą sobie lub też będą radzić lepiej.– To nie jest jednak jedna z twoich absolutnych reguł.– Volar zaśmiał się wstając.– Lubię cię, Statku! Przypuszczam jednak, że zbliżasz się do przestrzeni tachonicznej.Lepiej przejść do rutynowych czynności, hmm?– Obawiam się, że nie zrozumiałem, o co ci chodzi.– Naprawdę? Jesteś pewien, że nie bujasz? – Volar przeciągnął się i ziewnął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]