[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Ty pierdolony zdradliwy sukinsynu.Przypuszczam, że powinna mnie ucieszyć jego zszokowana, skonsternowana mina, ale nie czułem radości zwycięstwa i triumfu.Byłem zdegustowany głębią jego nienawiści do mnie i mojego ojca.– Przyszedłem tu, by zadać ci pytanie – powiedziałem, pełen wewnętrznego chłodu i niezłomności.– Jedno pytanie.Myślę, że znam odpowiedź, ale chciałbym usłyszeć ją z twoich ust.Zmrużył oczy.– Czy kazałeś uszkodzić statek Aleksa? Czy plotki mówią prawdę?– Nie! – warknął, zaciskając pięści.– Aleks był moim synem, z mojej krwi i kości! Nie jak ty.Był częścią mnie! Jak mógłbym go skrzywdzić?Uwierzyłem mu.Poczułem, jak stalowe szpony nienawiści ściskające mi serce trochę się rozluźniają.Uświadomiłem sobie, że pragnąłem mu uwierzyć, mimo wszystko.Nie chciałem żyć ze świadomością, że zamordował Aleksa.– W porządku – powiedziałem cicho.– To już wszystko.– Doprawdy? – Podnosząc głowę, zapytał: – Myślisz, że pozwolę ci położyć łapy na moich dziesięciu miliardach? Po tym, co zrobiłeś?– Już je mam.Skontaktowałem się z twoimi prawnikami, gdy tylko weszliśmy na orbitę lunarną.Pieniądze nadal są w depozycie.Wystarczy tylko mój podpis.– I mój!– Podpiszesz.– Akurat!– Jeśli nie, historia trafi do mediów.Cała historia, z detalami dotyczącymi ciebie, Fuchsa, mojej matki i mnie.Media uwielbiają takie rzeczy.– Ty.ty.– zabrakło mu słów.Kierując się do ozdobnego biurka w kącie pokoju, powiedziałem:– Po wyjściu stąd udaję się na Ziemię.Chcę zorganizować następną ekspedycję na Wenus.– Następną.?– Zgadza się.Już wiemy, jak przeżyć nawet na powierzchni planety.Wrócimy, by rozpocząć prawdziwą eksplorację.Martin Humphries potrząsnął głową.Nie wiedziałem – ani mnie to nie obchodziło – z jakiego powodu: ze zdumienia, z żalu czy z niedowierzania.– Możesz podpisać dokumenty depozytowe elektronicznie.Twoi prawnicy już się na to zgodzili.Nie musisz opuszczać Selene.– Zejdź mi z oczu! – warknął.– Nic nie sprawi mi większej przyjemności.Ale zostawię ci coś, co kupiłeś i za co zapłaciłeś.Patrzył na mnie, gdy wsuwałem dyskietkę do jego komputera.– Oto Wenus – powiedziałem.Ściany pokoju, nawet okna, były inteligentnymi ekranami.Nagle ukazały się na nich widoki zarejestrowane przez kamery małej Hekate, przedstawiające rozżarzoną Wenus.Zgasiłem wszystkie światła.Martin Humphries siedział przygarbiony i pokonany, skąpany w posępnym, czerwonym blasku planety.Niemal czułem jej żar, gdy stałem przy biurku.Idąc powoli do drzwi, patrzyłem na wrak Fosforos leżący na spieczonych skałach, z rozpostartymi na nim dziwnymi ramionami pokarmowymi.Martin Humphries siedział jak porażony, z kropelkami potu na czole.Chwyciłem za klamkę i czekałem.Grunt otworzył się i wrząca z wściekłości, oślepiająco biała lawa pochłonęła wrak, paląc, niszcząc, topiąc wszystko, czego się dotknęła.Zostawiłem Martina Humphriesa otoczonego ślepą furią Wenus.Zostawiłem go w piekle.W drodze do portu rakietowego i promu, który miał zabrać mnie na Majorkę, do Marguerity, zastanawiałem się, czy przed swoimi wyprawami w kosmos Aleks zostawił próbki spermy.Jeśli zamierzał pewnego dnia mieć dzieci, powinien to zrobić.Zabezpieczenie się przed skutkami promieniowania, nadzwyczaj groźnego w okresie burz na Słońcu, byłoby rozsądnym krokiem.Aleks zaliczał się do ludzi przezornych, dlatego byłem pewien, że schował gdzieś próbki spermy, może w domu w Connecticut.Zastanowiłem się, jak się poczuje Marguerita, gdy poproszę ją o urodzenie dziecka z jego sklonowanej zygoty.Czy zrobi to dla mnie? Wiedziałem, że to trudna decyzja.Oczywiście, będziemy mieć własne dzieci, ale najpierw chciałem odzyskać Aleksa.Zastanowiłem się, jak ja będę się czuć jako jego wielki brat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]