[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tu zaś obcięta ręka potoczyła się aż za szynę.Dalej więc widzimy, jak młodzieniec ręką, która mu jeszcze została, sięga po tę rękę, która nadal ściska bukiet.Pociąg jednak ciągle jedzie i następne koło obcina młodzieńcowi tę rękę, którą podnosił tę pierwszą rękę, która trzymała bukiet… Tu zaś widać, jak ów bezręki młodzieniec siada, a stopień, bo pociąg właśnie się zatrzymywał, jak stopień ten rozbija mu głowę i młodzieniec pada… Piętnaście obrazków, dokładnie tak jak to widziałem na dworcu, piętnaście wariacji na temat tych ludzkich rączek najdroższych…Koźlarz wykrzykiwał czerpiąc zachętę ze spojrzeń swoich gości i odwróciwszy się zaczął się cofać ku drzwiom.Tu nacisnął klamkę i oparł się plecami, tak że drzwi otwarły się na oścież i ukośny tunel światła oślepił agentów.– A tu, proszę panów, mamy kuchnię – wołał koźlarz wchodząc tyłem do pomieszczenia.– Tutaj wszystko już mamy pomalowane: nie tylko ściany i sufit, ale i szafy, i to nie tylko na zewnątrz, ale i wewnątrz.Ściany kuchni lśniły jak wnętrze pieczary.Smutni mężczyźni całowali ciężarne kobiety, w tle bodły się rogami białe woły, nad łóżkiem klęczała młoda kobieta i płukała w wodzie strumyka flaki, a wzdłuż szpaleru wierzb jechał muzykant z zarzuconym na ramię helikonem na rzemieniu…– Proszę zwrócić uwagę na ten kredens, obrazy mają tu swój ciąg dalszy wewnątrz kredensu i ciągną się zeń na zewnątrz – uśmiechał się pan Zerko.– Tu w tym kredensie – ciągnął – zobaczą panowie wariacje na temat nieszczęśliwego wypadku, doprowadzone aż po scenę śmierci! – Obu rękoma wskazywał kredens wołając – Tu, jak panowie widzą, stoi Cygan dokonujący spustu surówki z pieców martenowskich.Dalej widzimy, jak Cygan wpada do kadzi z wrzącą stalą, potknął się bowiem o jakieś żelastwo.Tu natomiast przedstawiono, jak dźwig unosi kadź, na której dnie namalowany jest Cygan, dalej zaś można dostrzec, jak stal wpływa do form, a w każdej z nich znajduje się Cygan.Tam zaś Cygan dostaje się do walcarki, gdzie walcuje się płyty, i w każdej płycie nadal widzimy całego Cygana.A tu wyobrażono, jak z płyt robi się blachę, blachę antykorozyjną, oczywiście, w każdym arkuszu mamy całego Cygana, z tych zaś arkuszy wykrawa się łyżki, noże i widelce i jak panowie widzą, wszędzie narysowałem tego Cygana, który na początku wpadł do przetopu… Tak oto Cygan rozszedł się w sztućcach po całym świecie, wszędzie znajdowała się jego cząstka, ale ja w każdym z tych przyborów do jedzenia narysowałem go w całości, no… – opowiadał koźlarz wpatrując się nadal w oczy swoich gości, którzy z trudem przełykali powietrze i drętwieli ze strachu.Pan Zerko uklęknął koło łóżka, po czym położył się i wsunął do szafki pod zlewem, tak że wystawały mu stamtąd jedynie skórzane rajtki i długie buty o zakrwawionych cholewach.– No i jakże będzie z tą rentą? – spytał.Pan Bucefał uklęknąwszy zobaczył, że pan Zerko ma w szafie pędzelek i miseczkę z tuszem i że maluje na wewnętrznych ścianach jakieś figurki.– Najbardziej odpowiednia byłaby dla pana chyba piąta grupa, renta wynosiłaby wówczas jakieś tysiąc sto koron – powiedział.– A więc proszę mnie zapisać! – zadudnił głos koźlarza.Pan Bucefał rzucił teczkę na pierzynę, położył na podłodze blok z deklaracjami, wsunął kalkę i zaczął wpisywać imię, nazwisko, grupę renty, adres, po czym przemnożywszy sumy podkreślił iloczyn.– Panie Zerko! – odezwał się pan Tolek – panie Zerko, proszę nie podpisywać tej deklaracji, to oszustwo!– Co? – Koźlarz wysunął się ze skrzynki.– Niech pan zrozumie, to nie dla pana, ta renta… bo aby otrzymywać ten tysiąc, musiałby pan wykupić dwadzieścia lat wstecz… a tegośmy panu, panie Zerko, nie powiedzieli… Lepiej niech pan sobie zafunduje farby i maluje – przekonywał pan Tolek.– Ależ w przeciwnym razie musiałbym przecież przez całe życie jeździć na rowerze krzycząc: „Skóóóra!” Skoro robotnicy mają rentę, to dlaczego nie miałby jej mieć każdy? – krzyczał pan Zerko.– A zresztą co panu do tego? Pański kolega spisuje to ze mną, nie pan!– Tak – powiedział pan Bucefał.– Proszę: oto ołówek i…Nagle pierzyna się uniosła, teczka ześliznęła się i z łóżka wyskoczyła staruszka w bieliźnie, porwała bloczek z deklaracjami, wyrwała kilka blankietów i drąc je na drobne części, posypywała klęczących pośredników.– To moja mamusia – przedstawił koźlarz.– Moja Muza, podsuwa mi pomysły, według których później maluję.– Bardzo mi przyjemnie – powiedziała staruszka i podała rękę panu Tolkowi.– Jakież tam znowu ubezpieczenie! Nie mamy nawet na farby.Ale proszę ze mną do pokoju, mamy tam rzeczy naprawdę niezwykłe! – zapraszała wpatrując się swoimi błękitnymi oczyma w oczy pana Tolka i cofając się odnalazła ręką klamkę i otworzyła drzwi do pokoju, potem zaś skierowała się w stronę małżeńskiego łoża, gdzie nie było ani pościeli, ani materaców, ale od krawędzi do krawędzi leżały ułożone starannie szybki, które tworzyły szklaną książkę.– To jest malowidło na szkle i prawdziwą rozkosz sprawia mi patrzenie, jak mój syn pędzelkiem maluje obrazki po drugiej stronie szybki… To tak jakby kotek pazurkiem dotykał lustra… – mówiła patrząc w twarz panu Tolkowi i na pamięć kartkowała w tej szklanej księdze, która trzeszczała, kiedy szkło kruszyło się na brzegach.– I tak na przykład tu wymalowany jest święty Augustyn, jadący na kombajnie poprzez morze żyta.Ale jak tak na pana patrzę, to widzę, że pan woli raczej motywy religijne, prawda? – Uśmiechnęła się.– A otóż i one! – zawołała i ledwie musnąwszy oczyma szklaną księgę, wpatrzyła się znów w pana Tolka.– Wyciągnęłam tu panu sytuację, przedstawiającą świętego Anioła z różami, które wypadają mu z ust.A tu znowu to nieszczęście, co przydarzyło się świętemu Bernardowi, który przypadkiem podczas wieczerzy Pańskiej wypił z kielicha pająka.Pająk ten żywy wylazł mu z ust… biedny pajączek! A tu mamy coś… Hej, wy tam! – wykrzyknęła staruszka, ale nadal patrzyła Tolkowi w twarz.– Ty antychryście! A pójdziesz mi tu! – I wciąż nie spuszczała wzroku z pana Tolka.Z kuchni wyszedł pan Bucefał.– Ma pan jeszcze mamusię? – spytała staruszka.– Mam – szepnął pan Bucefał.– A więc widzi pan – ciągnęła i dalej patrzyła panu Tolkowi w oczy – tu mamy sen, jaki miała mamusia świętego Dominika, sen, w którym zdawało się jej, że urodziła psa w białe i czarne łaty, który pochodnią oświetlił cały świat… Bardzo pracochłonne jest to malowanie na szkle, prawda? I pana mamusia na pewno śniła też o panu, jaką to rolę będzie pan grał na tym świecie, ale bez wątpienia nawet we śnie nie przypuszczała, że urodzi oszusta… Jak pan się nazywa?– Bucefał.– Takie piękne nazwisko – powiedziała.– Ale niech pan da temu pokój, póki jeszcze czas, bo inaczej skończy pan w kryminale.– A sprzedaliście już co? – spytał pan Tolek.– Aha – odparła i trąciła tyłkiem drzwi, które się zamknęły.Rozpięty na drzwiach wisiał blaszany Chrystus o żółtym ciele i w kąpielówkach w paski na biodrach.– Troszkę z tym przesadziliśmy – przyznała się po chwili.– Teraz to widzę.Tam na rozstajach wisiał blaszany Chrystus, ale ząb czasu go nie oszczędził
[ Pobierz całość w formacie PDF ]