[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bądź ostrożna - ostrzegł ją Pierre, powoli kręcąc głową.- Jeśli kiedykolwiek miał w sobie jakieś dobro, już dawno się ulotniło.Z wielką przyjemnością narzuciłby ci swoją wolę, mszcząc się, gdybyś się sprzeciwiła, ale z podwójną przyjemnością zemściłby się na Jeanie i na mnie za to, że w przeszłości zrobiliśmy z niego durnia.Rada brzmiała rozsądnie, toteż Cyrene postanowiła jej posłuchać.Zaczęła jednak dostrzegać, że oddając się Rene, zmniejszyła zakres własnej wolności zamiast go powiększyć.Do Pierre’a podszedł stary mężczyzna, który chciał wymienić kawał niebieskiego kamienia za beczułkę angielskiej tafii.Twierdził, że przed wieloma laty dostał kamień od pewnego Indianina, który przybył z zachodu, gdzie ziemia wznosi się na spotkanie nieba.Cyrene odeszła, kiedy Pierre przekonywał starca, by zachował swój skarb.Ponownie wyszła z kręgu, choć nie zmierzała w żadnym konkretnym kierunku.Mówiła sobie, że czuje po prostu zbyt wielki niepokój, by usiedzieć na miejscu, ale kroki zaprowadziły ją z powrotem do szałasu.Skórzana zasłona powiewała na wietrze.Niedźwiedzia skóra na posłaniu leżała płasko i gładko.Ani śladu Reno.- Jeśli szuka pani Lemonniera, jest na pokładzie „Półksiężyca”.Cyrene odwróciła się gwałtownie z okrzykiem, otwierając szeroko oczy.Kapitan Dodsworth stał tak blisko, że jej spódnice ocierały mu się o nogi; czuła bijący od niego zapach rumu.Pospiesznie cofnęła się o krok, widząc troskę w oczach Dodswortha.- Przestraszył mnie pan.- Przepraszam.Nie miałem zamiaru tak się podkradać, ale jest ciemno jak w piekle.- Mówił pan coś o monsieur Lemonnierze?- Owszem.Sądziłem, że może go pani szukać.Przed kilkoma minutami powiosłował do mojego statku, po krótkiej i ostrej wymianie zdań z Touchetem.Sam tam teraz płynę, ale Pierre wspominał dziś rano, że chciałaby pani obejrzeć moje towary.Pomyślałem, że zaproponuję pani miejsce w barkasie, jeśli chciałaby pani popłynąć teraz.Mogłaby pani wrócić z Lemonnierem.Czy to możliwe, że Rene kłócił się o nią z Touchetem? Nie miała pojęcia, skąd wiedział, że agent ją obraził, ale to nie miało znaczenia; powie Rene, że nie musi się wtrącać.Propozycja kapitana brzmiała atrakcyjnie, dostarczy też Cyrene doskonałego pretekstu do odwiedzenia statku.Jeśli sytuacja okaże się sprzyjająca, może dokona też planowanej transakcji.Podjęła decyzję, nim jeszcze kapitan Dodsworth skończył mówić.- Płyńmy więc - powiedziała zdecydownym głosem.„Półksiężyc” unosił się na falach zatoki jak statek-- widmo, bez świateł, bez żadnych odgłosów, z siwymi pasmami mgły wokół want i masztów.Oficer pełniący wachtę wychynął z mroku, pomógł Cyrene wejść na pokład, po czym odsunął się z szacunkiem, kiedy kapitan wskoczył za nią.Dodsworth skinął głową i polecił, by przyniesiono dwie beczułki indygo, które wcześniej przywiozła Cyrene.- Tędy, mademoiselle - powiedział, ujmując ją pod ramię.- Każę powiadomić Lemonniera o pani przybyciu, a tymczasem rozłożę specjalne towary, które mogą panią zainteresować.Cyrene zawahała się.- Wolałabym pójść prosto do kajuty Toucheta, czy tam, gdzie według pana jest Rene.- Moim zdaniem to bardzo nierozsądne - odparł ze śmiechem.- Trudno przewidzieć, na ile nasz przyjaciel może być ubrany, czy raczej rozebrany.Chyba nie chce go pani zawstydzić?Chodziło mu o to, że Cyrene nie chciałaby się sama zawstydzić.- Nie dbam o to - stwierdziła.- A jeśli oni walczą? Muszę ich powstrzymać.- Czyżby? Postąpiłaby pani raczej lekkomyślnie, skoro Touchetowi już od dobrych kilku lat należało się lanie.Skoro jednak pani nalega, każę oficerowi ich rozdzielić.Chodźmy.Trudno było się oprzeć jego dobremu humorowi i swobodnemu zachowaniu.Cyrene ruszyła za kapitanem, obrzucając jednak pogrążony w ciszy statek pełnym wątpliwości spojrzeniem.Kajuta kapitańska wcale nie była duża; składała się z koi, miski do mycia umieszczonej w małej szafce oraz stołu pod stale kołyszącą się lampą.Cyrene usiadła przy stole na jedynym krześle.Kapitan Dodsworth obszedł stół, wyciągnął małą skrzynkę, którą położył obok Cyrene, po czym się wyprostował.- Czy wypije pani kieliszek wina? - spytał wesoło.- Mam doskonałą maderę.Wydawało się, że gdyby odmówiła, mógłby się obrazić, co nie sprzyjałoby mającym się rozpocząć negocjacjom.Zresztą nie lubiła rumu i w ciągu całego wieczoru nie piła prawie wcale.- Z przyjemnością.- Dobrze - odparł, uśmiechając się szeroko.- Przyniosę ją, kiedy tylko zobaczę, co z pani przyjacielem.Tymczasem proszę obejrzeć rzeczy w tym kuferku.Wyszedł tak szybko, że zostawił otwarte drzwi, bujające się na zawiasach.Radość Dodswortha zdawała się przesadna, jak gdyby Cyrene złożyła mu jakąś obietnicę.Patrzyła za nim, marszcząc brwi.Nigdy wcześniej nie rozmawiała z tym człowiekiem bez towarzystwa Pier-re’a lub Jeana.To, co wiedziała o Dodsworcie, podobało się jej, ałe nie wiedziała wiele.Lecz przecież człowiek, który tak otwarcie mówił o żonie i dzieciach, nie zinterpretowałby mylnie faktu, że przyjęła jego zaproszenie na statek.Nie, to głupie.Rene znajdował się w pobliżu, miał się zaraz pojawić.Była bezpieczna.Czuła się na tyle pewnie, by podśmiewać się w duchu z własnej zależności od pogardzanej opieki Rene.Odsunęła nieco krzesło i schyliła się, by spojrzeć na zamek skrzynki.Okazał się prosty, ustąpił bez oporu.Podniosła wieko, odchyliła i zamarła oczarowana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]