[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy ją uzdrowiłem.Przejąłem na siebie jej obrażenia, i przez trzy dni cierpiałem tak samo jak ona.Dziewczyna tymczasem odzyskała zdrowie, urodę i inteligencję.Opiekowała się mną przez te trzy dni, nadal nie odzywając się ani słowem.Czwartego dnia, gdy już wracałem do siebie, zapytała, dlaczego to zrobiłem.Dlaczego nie mogłem po prostu jej uzdrowić i tyle? Zapytała też, jakiemu diabłu służę.Odpowiedziałem, że nie służę diabłu, ale Pozaskończonemu, Niezaprzeczalnemu Bogu.Odparła, że jestem w błędzie.Potem wsiadła na muła i opuściła wioskę.Śledziłem ją wzrokiem.Kiedy zniknęła mi z oczu, poczułem, że błogosławiona obecność mnie opuściła.Jak mógłbym opisać to wrażenie? Czułem się, jakbym w jednej chwili utracił wszystkie członki i zmysły, całą radość i nadzieję.Popadłem w obłęd i nie odzyskałem zdrowych zmysłów przez bardzo długi czas.Zdarłem z siebie szaty i tarzałem się w popiołach wieśniaków.Jako szaleniec poznałem prawdziwe możliwości mych cudownych mocy.Przywoływałem burze ognia, paliłem skały i piasek.Nauczyłem się tworzyć owady ze swych dłoni i skorpiony z nóg.Opanowałem też te drobne sztuczki, które już znasz.Mogłem zrobić wszystko, tylko nie poczuć Boga.Rozumie się samo przez się, że złorzeczyłem niebiosom.Głośnym krzykiem domagałem się przebaczenia i odpowiedzi.Czy moje nagłe zrodzone talenty podpalacza i jarmarcznego sztukmistrza pochodziły od Boga? A jeśli nie, to od kogo? Czy to była zwyczajna dziewczyna? Czy może anioł, zesłany, by poddać mnie próbie? A jeśli tak, na czym polegała ta próba? Dlaczego wyniesiono mnie tak wysoko tylko po to, bym upadł? I czy Bóg wiedział, że upadnę?Głos wielebnego przeszedł w krzyk.Kapłan powstrzymał się nagle.- Mój obłęd również był burzą ognia - podjął ciszej, lecz z wielką pasją.- Z czasem się wypalił.Pewnej nocy, leżąc nago na ziemi, uświadomiłem sobie, że odzyskałem zdrowe zmysły.Bóg nadal był nieobecny, ale rozum powrócił.Postanowiłem uwierzyć, że próba, której nie przeszedłem, miała sprawdzić, czy potrafię kochać bliźniego równie mocno, jak Boga.Twój lud wcale nie jest głupi: miłość do doskonałego Bóstwa może nam przeszkodzić w kochaniu niedoskonałych ludzi.Jest jednak bożą wolą umożliwić powrót zagubionym, a tego nie da się osiągnąć bez miłości.Postanowiłem więc, z pewnością potrafisz sobie wyobrazić moją uniżoną pokorę, że wrócę na ścieżkę uzdrowiciela i będę spełniał bożą wolę, czekając na uzdrowienie i powrót światła.Nie spodziewałem się, co się wydarzy, ale być może ty się tego domyśliłeś.Utraciłem moc uzdrawiania.Nie potrafiłem wyleczyć nawet pęcherza czy bólu głowy! Od tej pory potrafię czynić jedynie całkowicie bezużyteczne cuda.Nie umiem nawet stworzyć gorzały! - Wielebny uśmiechnął się zjadliwie.Po jego twarzy znowu spłynęły łzy.- W którym miejscu popełniłem błąd? Ty przynajmniej robisz wrażenie urodzonego potępieńca, mój synu.Nie musiałeś znosić cierpienia, jakim jest utrata łaski.Nie masz o tym pojęcia!***Płacz i zawodzenie wielebnego dotarły do leżącego na dnie szybu Gwynna.Poirytowany sentymentalnym użalaniem się nad sobą kapłana, uczepił się resztek dumy i godności.Język zrobił mu się sztywny jak gałąź akacji, a ciernie przebiły podniebienie, nie był więc już w stanie mówić.Mógł jedynie skierować do wielebnego bezpośrednią myśl:Ojcze, drżę na myśl, jaki obraz musimy sobą przedstawiać, ty i moje doczesne szczątki.Czy naprawdę nie mógłbyś wypowiedzieć kilku godnych, choć bezużytecznych słów pociechy i nadziei albo zażartować dla złagodzenia nastroju? A jeśli to przekracza twoje możliwości, czy nie mógłbyś przynajmniej ofiarować mi daru milczenia?***Jednakże, choć Gwynn słyszał wielebnego, kapłan pozostawał głuchy na jego próby nawiązania porozumienia.W końcu przestał płakać.Wytarł nos w rękaw, odchrząknął i ponownie przemówił do Gwynna:- I co teraz pocznę? Z kim będę toczył spory? Ty szalony skurczybyku.Kobieta! Mógłbyś żyć bez niej.Ten drugi nieszczęśnik, siłacz, zapewne był dobrym człowiekiem.Powinienem teraz siedzieć obok niego i modlić się za spokój jego duszy.Ale jego nie znam, a ciebie tak.Chcę przez to powiedzieć, że wiem, iż jesteś najbardziej niegodziwym, podłym i najmniej wartościowym człowiekiem, jakiego w życiu spotkałem.Mimo to, kiedy spotykaliśmy się w croale, rozmawialiśmy przy posiłku jak przyjaciele.Bez ciebie będę tylko łazęgą przesiadującym w barze.Powinienem się modlić za twoją duszę, ale sądzę, że gdybyś żył, nie byłbyś z tego zadowolony.Zresztą to nie ma znaczenia, bo Bóg i tak mnie nie słucha.***Masz rację, kapłanie.To byłby dla mnie dodatkowy afront, pomyślał Gwynn.Spróbował zamknąć oczy, by nie widzieć otaczającego go tłumu, ale jego powieki były tak samo nieruchome jak język.***- Pozwól mi do siebie mówić - ciągnął wielebny.- Z kim innym będę mógł jeszcze kiedyś pogadać? Posłuchaj: Bóg pragnie kochanków.Bóg nie jest łagodny.Jest bocianem brodzącym na podmokłej łące i tygrysem w nocy.Samotność, tęsknota za tym, co utracone, cokolwiek każe psom szczekać, gdy nie ma do tego widocznych powodów, a całemu gatunkowi krokodyli nie robić przez sto milionów lat nic poza spaniem i zabijaniem: z pewnością zaznałeś tego wszystkiego, gdy utraciłeś swą kobietę.Miałeś swego rodzaju odwagę i kochałeś piękno.Kochałeś boży świat.Byłeś.Wielebny nie potrafił już ciągnąć tego dłużej.- W dupę z tym.Byłeś odwrotnością laski.Pławiłeś się w świadomej ignorancji, szczęśliwy jak świnia tarzająca się w gównie.Mnóstwo ludzi powiedziałoby, że to godne i sprawiedliwe, a do tego cholernie korzystne dla wszystkich, że umarłeś młodo.A Bóg okazał wielką łaskę, dając ci szybką śmierć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]