[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W szalonym pośpiechu, na szafce z księgami rachunkowymi, z pokojówką i lokajem robiącymi to samo tuż za drzwiami, kochał się z nią, a kiedy ogarnęło ją szaleństwo, zagryzła wargi, żeby nie krzyczeć.- Niech to - zaklął z ustami wtulonymi w jej szyję, kiedy ścisnęła go wewnątrz siebie w mimowolnym spazmie.- Niech to!Wtem wyprostował się, unosząc ją z blatu.Phoebe przywarła do niego, obejmując rękami jego ramiona, a nogami biodra.Szarpnął się i natarł na nią, doznając spełnienia, ale ona nie chciała, żeby to się skończyło.Byli złączeni w jedno.Rozdzielić się teraz zdawało się niemożliwością.Przenikliwy krzyk z korytarza brutalnie kazał jej wrócić do rzeczywistości.Zdyszany męski głos zaklął:- Piekło i szatani, ale z ciebie niezły kawałek ciała, Peg.Kobieta zachichotała.- Z ciebie też.Szmer sukni, cichnące kroki i świat Phoebe wrócił na pierwszy plan.James posadził ją na szafce i się wycofał.Jednak, mimo że odsunęła się od niego, rozplotła ręce i nogi i uwolniła spódnicę, nie puścił jej.Uwięził ją między swoimi rękami opartymi o ścianę, biodrami blokował jej rozchylone uda - znajdowała się w pozycji, w jakiej kobieta jest najbardziej bezbronna.Była zupełnie ubrana, a jednocześnie całkowicie dostępna dla niego i to nie tylko w sensie fizycznym.Odwróciła wzrok, starając się zapanować nad oddechem i wyrazem twarzy.Podejrzewała jednak, że on dokładnie wie, jak bardzo bezbronna jest wobec niego.- Phoebe.Powoli podniosła wzrok, żeby napotkać jego żywe, przeszywające ją spojrzenie.Płomyk świecy migotał za jego plecami, na jego twarz padały cienie, ale wyobraziła sobie, że wyraźnie widzi jego płonące błękitnym ogniem, granatowe oczy.- To dlatego chciałem, żebyś zamieszkała jak najdalej od dziecięcego skrzydła.Phoebe skinęła głową.- Tak, wiem.Ale.ale czy to było takie okropne? - spytała, zdu miona własną, niespodziewaną śmiałością.Uśmiechnął się.- Nie.- Wycisnął na jej ustach gorący pocałunek, który wzniecił na nowo przygasający w niej ogień.- Wcale nie okropne - zaprzeczył, kiedy znów przywarła do niego.- Ale wolałbym kochać się z tobą takjak na to zasługujesz, w wielkim, miękkim łożu, gdzie moglibyśmy całkowicie się sobą nasycić.Musisz się przenieść do innego pokoju jak najszybciej.Jutro - powiedział z naciskiem.- Ale dziewczynki potrzebują, żebym była koło nich.W każdym razie, Helen potrzebuje.- Ja też cię potrzebuję.Wpatrywała się w niego, poruszona jego słowami.Pragnęła jeszcze więcej.Dlaczego on nie mógłby jej pokochać?Ponieważ on kocha lady Catherine, ostudził ją głos matki.Ponieważ mężczyzna nigdy nie pokocha kobiety, która oddaje mu się jak pierwsza lepsza.Jeszcze raz Phoebe odwróciła wzrok, a po chwili odepchnęła się od ściany.W niezręcznym milczeniu każde z nich doprowadzało do porządku swój ubiór.Chciała zsunąć się z szafki, ale pomógł jej zejść, chwytając ją ciepłą dłonią za nadgarstek.Nie puścił jej od razu.- To nie tak miało być, Phoebe.Wyprostowała się i zdusiła wszelką myśl o litowaniu się nad sobą.- Nie musisz mnie przepraszać, bo nigdy niczego od ciebie nie oczekiwałam.Zmarszczył brwi.- Niczego? Pokręciła głową.- Nie jestem prostaczką, lordzie Farley.Znam moje miejsce w twoim domu i wiem, jak to się w końcu rozegra.- Wiesz?- Wiem.Więc nie musisz mnie przepraszać za to, w czym uczestniczymy na równi oboje.- To nie miały być przeprosiny.- Tym lepiej.- Wysunęła się z jego objęć i na drżących nogach ruszyła ku drzwiom.- Jest strasznie późno, a ja umówiłam na rano spotkanie ze starszą służbą.Przyglądał się jej wzrokiem, który miał być jasny i bezpośredni, a był pociemniały i odległy.- Dobrze.Nie przypuszczam, żebyś chciała, abym odprowadził cię do twojej sypialni.Przeszedł ją lekki dreszcz przewrotnej tęsknoty, aby odprowadził: ją i wszedł z nią do sypialni, położył się przy niej i kochał się z nią S znowu, potem zasnął nagi w jej ramionach, a ona w jego.To było kompletne szaleństwo.Nie była pewna, czy ludzie tak postępują, ale ona chciała to zrobić.Z nim.- Nie - powiedziała niezbyt przekonująco.Odchrząknęła.- Nie.Ni e wydaje mi się, żeby to było mądre.- Więc wyjdę po tobie.- Wskazał na drzwi.- Odczekam parę minut.Skinęła głową i odeszła.Nogi uginały się pod nią, kiedy wchodziła po wysokich schodach.W korytarzu pierwszego piętra paliły się świece.Gdzieś tu spała lady Catherine.Phoebe nie chciała o niej myśleć, ale jakoś nie potrafiła pozbyć się jej obrazu.Kiedyś, kiedy James już poślubi lady Catherine, będzie z nią robił to, co właśnie robił z Phoebe.Być może już to robił.Zduszony okrzyk wyrwał się z jej gardła, a ból dodał sił nogom.Ostatnie piętro pokonała biegiem, z chyboczącym się płomykiem świecy.W mroku swojej sypialni rozebrała się czym prędzej i umyła się w zimnej wodzie.Potem włożyła znoszoną koszulę nocną, wślizgnęła się pomiędzy lodowate prześcieradła i zapatrzyła się w tynk na suficie.Sama podjęła tę decyzję i głupotą byłoby teraz tego żałować.Nie pozwoli też sobie na snucie fantazji o przyszłości bliższej bajce niż rzeczywistości jej życia.Nie jest Kopciuszkiem wydźwigniętym z nizin przez ukochanego księcia.W tej chwili jest chętną kochanką wicehrabiego.To wszystko.To, że niektórzy mogliby uważać jej obecną sytuację za osiągnięcie, jak na dziewczynę od kóz, było mało pocieszające.Beznadziejna prawda była taka, że pragnęła być Kopciuszkiem, którego pokochałby książę, ożeniłby się z nią i przysiągł jej wierność na wieki.Pragnęła bajki.Łkanie chwyciło ją za gardło, ale bezlitośnie zdusiła je.Nie będzie płakać za tym, czego mieć nie może.Nigdy nie była mazgajem i nie stanie się nim teraz.Herbatę podano w drugim salonie punktualnie o czwartej.Obecni byli goście Jamesa i jego starsze córki, obie umyte, uczesane i elegancko ubrane.Południowy posiłek pojawił się z podobną punktualnością, choć dla pewności składał się z prostych potraw: pieczonego kurczaka, gęstej, rozgrzewającej zupy jarzynowej i świeżo upieczonych bułeczek.Jedzenie było smaczne i, co równie ważne, gorące.- Jaką różnicę może sprawić jeden dzień - zauważył Kerry, wgryzając się w słodką bułeczkę posmarowaną masłem i powidłami.- Hm.Albo może powinienem powiedzieć, jaką różnicę może sprawić jedna kobieta.James nie zareagował na szpilę, jaką, sądząc z błysku w oku przyjaciela, miał być ten komentarz.Siedząca obok Kerry’ego Catherine nie była tak spostrzegawcza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]