[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Padł na plecy, z głową przekrzywioną przy nodze ciężkiego stołu.Poruszała się tylko rosnąca kałuża krwi pod nim.Emery się wkurzył.Wyjął Maksowi broń z kabury, przeszedł nad jego ciałem, by zamknąć frontowe drzwi, po czym przebiegł kilka kroków z powrotem, do mnie.Leżałam na brzuchu, bo przeturlałam się, żeby ulżyć obolałym rękom, więc go nie widziałam, słyszałam tylko jego kroki.Przydepnął mi kark i przyłożył lufę do skroni.Poczułam rozprysk jego śliny.Ta część mojego mózgu, która potrafiła wyciec i stanąć obok, usłyszała, że skomlę jak pies w kagańcu.Ale Emery też się bał i tracił opanowanie.Zaskoczyła go wizyta Maksa i słyszałam to w jego chrapliwym wrzasku.– Zostawiłaś torebkę w samochodzie jako sygnał? – Mocniej szturchnął mnie lufą w skroń.Sapnęłam z bólu.– Kto jeszcze się tu zjawi? – Kiedy zobaczył, że nie mogę odpowiedzieć zaklejonymi ustami, zerwał taśmę.Powiedziałam tylko:– No już, strzelaj, popaprańcu.Ktoś w końcu usłyszy któryś strzał i wezwie gliny.Zobaczą samochód Maksa na zewnątrz.Z o wiele większym pośpiechem niż do tej pory Emery złapał nożyk leżący obok ciała Cheri i przeciął taśmę na moich nadgarstkach i kostkach, kalecząc mnie parę razy, czy to z pośpiechu, czy celowo.Stracił ten swój żartobliwy nastrój i nawet wschodnioeuropejski akcent, który, jak zawsze podejrzewałam, był tylko na pokaz.Powiedział:– Kończmy z tym.W sumie znalazłam w Cheri siedem śrucin.– To wystarczy – powiedział Emery.Nie usiadł; stał sztywno nade mną, spokojnie pykając fajkę.Wiedziałam, że jeśli przeżyję, już nigdy nie zdołam rozdzielić zapachów wiśni, bourbona i krzepnącej krwi.Pistolet, z którego zabił Maksa, leżał przed nim na biurku.– Powinny być jeszcze dwie – powiedziałam, by zyskać na czasie.Miałam nadzieję, że ktoś zauważy samochód Maksa przed barem i przyjdzie go szukać.Widocznie Emery myślał o tym samym.– Musi wystarczyć – odparł.– Jaki jest plan, Emery?– Pomyślą, że ktoś, kto nienawidzi glin, podłożył tu bombę.Albo że był wyciek gazu i że to wypadek.– Zastanawiał się.Zaczął chodzić po biurze.Mówił szybciej, ewidentnie zdając sobie sprawę, że każde opóźnienie zwiększa ryzyko, ale chciał mieć pewność, że wszystko przemyślał.– Nie, to się nie uda, znajdą dowody, że to była bomba.– Zrobił triumfalną minę.– No właśnie.Pomyślą, że ktoś polował na ciebie, a reszta z nas to tylko przypadkowe ofiary.Wskazałam nożykiem pocięte ciało Cheri.– A co z kulką w ciele Maksa? Znajdą ją.– Może pomyślą, że ci odbiło i zastrzeliłaś Coyote’a, a potem zabiłaś nas, żeby ukryć ten fakt.To był twój pistolet.– A potem wysadziłam się razem z całym budynkiem? Jesteś na to za bystry, Emery.Wiesz, że się domyślą, że coś jest nie tak z tą całą inscenizacją.Dumał nad tym przez chwilę, aż w końcu wypuścił ostatnią chmurę dymu i wystukał wygasły popiół o podeszwę buta.Schował fajkę do kieszeni koszuli.– Wiesz co? Tak naprawdę wszystko jedno, jak zrekonstruują miejsce zbrodni, byle tylko myśleli, że niewinny barman nie żyje.– Wziął mój pistolet i wskazał nim bezdomnego koło biurka.– Musisz mi pomóc poukładać ciała.Najpierw jego.Przeciągnęłam zesztywniałe mięśnie.– Chyba nie dam rady.Zamiast uśmiechnąć się jak zwykle, złowrogo wyszczerzył na mnie zęby.– Przestań zwlekać.Wiem, że pewnie zdołałabyś mnie teraz zabić, gdybym ci dał okazję.Dasz radę przeciągnąć ciało.Odłożyłam delikatny nożyk.Klęcząc plecami do Emery’ego włożyłam go do ziejącej dziury, która była kiedyś brzuchem Cheri, i schowałam pod wnętrznościami.Podniosłam się i przeciągnęłam dublera Emery’ego tam, gdzie mi kazał, za kontuar.Emery kazał mi kilka razy przesunąć zwłoki, po czym dał mi zapasową fajkę, żebym włożyła ją do martwych ust.Wzięłam fajkę, ale nie byłam w stanie odchylić zesztywniałej żuchwy.– Po prostu wsuń ją w dziurę po zębie – zasugerował Emery.To się udało.– Położę jedną z bomb pod jego twarzą – oznajmił, myśląc na glos.Kiedy ciągnęłam mężczyznę, miał uniesione ręce.Pomyślałam, że cały bar jest pełen odcisków palców Emery’ego; byłoby miło, kiedy już wszyscy będziemy martwi, gdyby jakiś przytomny technik kryminalistyczny pomyślał o porównaniu ich z rzekomymi zwłokami barmana.Ściągnęłam ręce trupa na dół i schowałam dłonie pod jego biodra.Może choć kilka palców ocaleje, zależnie od siły wybuchu.Ale Emery to zauważył.Zawsze wiedzieliśmy, że jest bystrzachą.– Ułóż go z dłońmi przy twarzy – powiedział.– Szybko.– Pistoletem zagonił mnie do kuchni, gdzie na blacie ze stali nierdzewnej stało sześć litrowych butelek alkoholu; z każdej z nich sterczał knot ze skręconej szmaty.Zrozumiałam, skąd wziął się zapach benzyny.Emery podał mi jedną z bomb domowej roboty i kazał mi iść z powrotem do sali barowej, gdzie leżał trup.– Wsuń mu to pod szyję.O tak.W następnej kolejności przeciągnęłam zwłoki Cheri do kuchni i ułożyłam koło gazowego grilla
[ Pobierz całość w formacie PDF ]