[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wskazał głową na pobocze drogi.– Podobnie jest z tymi plantacjami.Należały kiedyś do zagranicznych spółek, głównie amerykańskich i francuskich.Kiedy Serrurier doszedł do władzy, wywłaszczył wszystko i znacjonalizował.Teraz na plantacjach, które traktuje jak prywatną własność, pracują skazańcy.Na tej wyspie niewiele trzeba, żeby trafić do więzienia, więc nigdy mu nie brakuje robotników.A plantacje podupadają.– Jak możesz żyć wśród tych wszystkich nieszczęść? – zapytała cicho.– Mam tu swoją pracę, Julie.Dzięki temu, co tutaj robię, można ustrzec od śmierci ludzi z całego rejonu Karaibów i z Ameryki, i nie ma na to lepszego miejsca.W sprawie Serruriera nic nie poradzę.Gdybym spróbował, zabito by mnie, uwięziono albo deportowano, a to nikomu by nie pomogło.A więc, tak jak Hansen i wszyscy inni, trzymam się blisko bazy i koncentruję na swojej robocie.Zamilkł na chwilę, pokonując niebezpieczny zakręt, po czym dodał:– Co nie znaczy, oczywiście, że mi się to podoba.– A nie myślałeś, żeby stąd wyjechać, zająć się, powiedzmy, pracą naukową w Stanach?– Tutaj robię to najlepiej – stwierdził Wyatt.– Poza tym pochodzę z Zachodnich Indii.Tu jest mój dom, chociaż ubogi.Przejechał jeszcze kilka kilometrów i wreszcie skręcił na pobocze drogi.– Pamiętasz to miejsce?– Jak mogłabym zapomnieć – odparła, wychodząc z wozu, aby spojrzeć na rozciągającą się przed jej oczami panoramę.W dali widać było morze, lśniącą, srebrną płaszczyznę.Tuż pod sobą mieli kręte serpentyny piaszczystej drogi, którą dopiero co wjeżdżali, zaś między drogą a morzem leżała przepiękna dolina Negrito, prowadząca w dół do Zatoki Santego, z ukrytym w jej zakolu miniaturowym miasteczkiem St.Pierre i widocznym w oddali przylądkiem Cap Sarrat.Wyatt nie podziwiał widoków.Uznał, że woli patrzeć na Julie, jak stoi na skraju urwiska, a równikowy wiatr rozwiewa jej sukienkę, sprawiając, że przylega ona szczelnie do ciała.Nagle dziewczyna wskazała na drugą stronę doliny, gdzie słońce odbijało się w spadającej wodzie.– Co to?– La Cascade de l’Argent.To jest na P’tit Negrito.– Podszedł bliżej i stanął obok niej.– P’tit Negrito wpada do Gran’ Negrito w dolinie.Stąd nie widać miejsca, gdzie się łączą.Julie wzięła głęboki oddech.– To jeden z najpiękniejszych widoków, jakie w życiu widziałam.Zastanawiałam się, czy znowu mi go pokażesz.– Zawsze do usług – odparł.– Czy po to wróciłaś na San Fernandez?– Między innymi – powiedziała, śmiejąc się niepewnie.Wyatt pokiwał głową.– To dobry powód.Mam nadzieję, że pozostałe są równie dobre.– Też mam taką nadzieję.– Spuściła głowę i jej głos zabrzmiał bardzo cicho.– Nie jesteś pewna?Podniosła głowę, patrząc mu prosto w oczy.– Nie, Dave.Nie jestem pewna.Wcale.Położył jej dłonie na ramionach i przyciągnął ją do siebie.– Szkoda – powiedział, całując ją.Pozwoliła się objąć i rozchyliła usta.Wyatt poczuł, jak do niego lgnie, ale w końcu odsunęła się.– Sama nie wiem – powiedziała.– Jeszcze nie jestem pewna.Ale nie jestem pewna, czy na pewno.– Chciałabyś zamieszkać tutaj, na San Fernandez? – zapytał.Julie spojrzała na niego niepewnie.– Czy to zaproszenie do łóżka?– Chyba raczej oświadczyny – poprawił ją Wyatt, pocierając szczękę.– Nie mógłbym dłużej mieszkać w bazie, skoro porzuciłabyś egzotyczne życie stewardesy, więc musielibyśmy poszukać sobie domu.Może tu by ci się podobało?– Och, Dave, bardzo! – zawołała i przez dłuższy czas oboje wykrzykiwali jakieś trudne do zrozumienia słowa.– Nie rozumiem, dlaczego byłaś wczoraj taka oziębła – stwierdził po chwili Wyatt.– Uczepiłaś się Caustona, jakbyś zawarła z nim przymierze krwi.– A niech cię diabli, Dawidzie Wyatt – odparowała Julie.– Byłam przerażona, ścigałam mężczyznę, a kobieta nie powinna tego robić.W ostatniej chwili wpadłam w panikę i przestraszyłam się, że zrobię z siebie idiotkę.– Więc przyjechałaś tu spotkać się ze mną?Potarmosiła go za włosy.– Nie znasz się na ludziach, prawda, Dave? Jesteś tak pochłonięty swoimi huraganami i obliczeniami.Oczywiście, że przyjechałam do ciebie.– Uniosła jego dłoń, przyglądając się po kolei palcom.– Spotykałam się z wieloma facetami i zastanawiałam się czasem, czy tym razem to będzie właśnie ten.No wiesz, kobiety tak rozumują.I zawsze zaczynałam myśleć o tobie, zrozumiałam więc, że muszę tu wrócić i wszystko wyjaśnić.Musiałeś być w moim sercu tym jedynym, albo zniknąć całkowicie z mego życia, o ile to tylko możliwe.W dodatku ciągle pisałeś te swoje pompatyczne listy, przez które chciało mi się krzyczeć.Wyatt uśmiechnął się jowialnie.– Nigdy nie byłem za dobry w opisywaniu uczuć.Ale widzę, że bez pudła schwytała mnie w sidła podstępna kobieta, więc trzeba to oblać.– Podszedł do samochodu.– Napełniłem termos twoim ulubionym trunkiem, „ponczem plantatora”.W imię zachowania trzeźwości i z uwagi na porę dnia odstąpiłem od ścisłego przepisu, dałem mniej rumu, a więcej cytryny.Wyszedł całkiem orzeźwiający napój.Siedzieli, patrząc na Negrito i delektując się ponczem.– Niewiele o tobie wiem, Dave – stwierdziła Julie.– Powiedziałeś wczoraj, że pochodzisz z St.Kitts.Gdzie to jest?Wyatt machnął ręką.– To taka wyspa na południowy wschód stąd.Naprawdę nazywa się St.Christopher, ale od czterystu lat mówią na nią St.Kitts.Christophe, Czarny Władca Haiti, który był zbiegłym niewolnikiem, przyjął imię od nazwy wyspy.To niezwykłe miejsce.– Czy twoja rodzina zawsze tam mieszkała?– No cóż, nie należeliśmy do tubylców, ale Wyattowie zamieszkiwali na St.Kitts już na początku siedemnastego wieku.Byli plantatorami, rybakami, podobno nawet piratami.Malownicza gromadka.– Pociągnął łyk ponczu.– Ale ja jestem ostatnim Wyattem z St.Kitts.– Szkoda.Co się stało?– W połowie ubiegłego stulecia o mało nie zniszczył wyspy huragan.Ocalał tylko co czwarty Wyatt.Mówiąc ściślej, straciło życie trzy czwarte wszystkich mieszkańców.Potem nastał na Karaibach okres stagnacji.Pojawiła się konkurencja ze strony brazylijskiej kawy, upraw trzciny cukrowej we wschodniej Afryce, i tak dalej.Ci nieliczni Wyattowie, którzy pozostali na wyspie, wyprowadzili się.Moi rodzice mieszkali na St.Kitts, dopóki nie przyszedłem na świat, lecz zaraz potem przenieśli się na Grenadę i tam spędziłem dzieciństwo.– Gdzie jest Grenada?– W południowej części archipelagu, na północ od Trynidadu.A na północ od Grenady leżą Grenadyny, łańcuch wysepek, najwierniejsza kopia tropikalnego raju, jaką można spotkać na Karaibach.Kiedyś cię tam zabiorę.Mieszkałem na jednej z tych wysp do dziesiątego roku życia.Potem wyjechałem do Anglii.– Rodzice posłali cię tam do szkoły?Pokręcił głową.– Nie.Moi rodzice zginęli.Zabił ich następny huragan.Pojechałem do ciotki, która mieszkała w Anglii.Wychowała mnie i zadbała o moje wykształcenie.– Czy dlatego nienawidzisz huraganów? – zapytała cicho Julie.– Pewnie tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]