[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powstają liczne kluby i organizacje miłośników tolkienowskiego świata, uczących się powieści niemal na pamięć, rysujących całe atlasy tolkienowskich krajów, opracowujących kompendia ich historii oraz genealogie bohaterów.Sposób, w jaki jest „Władca Pierścieni” odbierany, bardzo przypomina emocje, które przed stuleciem budziły w Polsce kolejne odcinki „Ogniem i mieczem”.W pamiętnikach z epoki pełno jest smakowitych anegdot, jak ta o pani, która spytana o powód nagłego przygnębienia wyjaśniła z westchnieniem: „Bar wzięty”, albo o człowieku, który modlił się za duszę Podbipięty, zapomniawszy na śmierć, że takowy nigdy po Dzikich Polach nie stąpał.Z tym, że popularność Tolkiena, przybierająca równie gwałtowne formy na całym świecie, wydaje się jeszcze dziwniejsza.Sienkiewicz przedstawił świat niewątpliwie wyidealizowany; ale przecież mocno osadzony w historii.Świat Tolkiena wzięty jest zupełnie skądinąd.Z mitologii - uważny badacz odkryje w nim wiele elementów zaczerpniętych wprost z Eddy, Boewulfa, Nibelungów czy skandynawskich Sag, połączonych jednak w spójną i oryginalną całość.Przede wszystkim zaś - z tęsknoty za światem lepszym.W Śródziemiu bowiem dobro i zło łatwe są do odróżnienia, brak tam moralnych dwuznaczności i nierozwiązywalnych dylematów, pojęcia prawości i niegodziwości pozostają zawsze jasne, a do celu wiodą proste, choć trudne drogi.Ta cecha pisarstwa Tolkiena, zwłaszcza w odniesieniu do kreowanych postaci, sprowadza na nie często zarzut o „nieliterackość”.Wypadnie go uznać za słuszny, jeśli za cechę konstytutywną literatury przyjmiemy opiewanie psychik malowniczo popapranych, pełnych kompleksów, frustracji i wewnętrznych rozdarć.Osobiście wcale tak nie uważam.Zgoda, bohaterowie Tolkiena są nieskomplikowani niczym sir Lancelot czy wspomniany już Podbipięta.Nie są jednak wcale bladzi ani papierowi.Wszyscy, bez wyjątku, zostają postawieni przed wielkim wyborem; wszyscy muszą mu sprostać.O ich literackości nie decydują urazy przedpłodowe lub egzystencjalne rozterki, lecz dany każdemu z nich stygmat wielkości.Wielka Misja, którą spełniają, czyni bohaterów niepodobnymi do zwykłych śmiertelników, równie jak świat, w którym ich autor umieścił, niepodobny jest do rzeczywistości wieku obozów zagłady i satelitów telekomunikacyjnych.W obu wypadkach - i bohaterów, i świata powieści - ta mityczna dziewiczość, nieskażenie znaną nam powszedniością, jest, jak sądzę, właśnie tym, co wywiera na czytelniku najsilniejsze wrażenie i powoduje jego tak silne zaangażowanie emocjonalne.Nie należy jednak dać się zwieść efektownym krytycznym sloganom o arkadyjskim świecie baśni - mimo tego nawet, że sam Tolkien zdaje się w przedmowie naprowadzać czytelnika na ten właśnie trop.Nie da się napisać książki całkowicie oderwanej od świata, w którym przyszło żyć pisarzowi (a jeśli nawet się to uda, nie sposób jej potem przeczytać).Wielka baśń, czy, jak ją sam autor nazywał, „mitopeja” Tolkiena jest również z czasami swego powstania, z ich kulturą i człowiekiem związana bardzo silnie.Zwłaszcza z tym ostatnim.Można oczywiście na „Władcę Pierścieni” patrzeć różnie.Na przykład jako na wyrafinowaną, intelektualną grę, w której tworzenie od podstaw całego świata wraz z jego językami, bogami, demonami, historią, kulturą i życiem codziennym stanowi swoistą zabawę profesora-erudyty, z racji swego zawodu siedzącego przecież po uszy w dawnych mitologiach.Lub jako na mające służyć li tylko oderwaniu się od trosk dnia powszedniego fantazjowanie.Osobiście odbieram powieść Tolkiena jako napisany językiem kulturowych szyfrów moralitet.Moralitet, który tak w swych twierdzeniach nie przystawał do epoki swoich narodzin, że po prostu nie mógł zostać napisany i przedstawiony światu inaczej, niż pod pretekstem wyprawy w świat baśni.„Władca Pierścieni” rodził się przed, w trakcie i zaraz po II wojnie światowej.W czasach upadku - wiary i nawrotu barbarzyństwa, a przede wszystkim - wyjałowienia intelektualnego, ideowego, jeśli wolno użyć tak brzydko pachnącego słowa.Cóż miała w tym czasie do zaoferowania swym odbiorcom europejska literatura? Rozchamiony marksizm, głoszący, że nie ma żadnych niezmiennych norm moralnych, tylko interesy klasowe, że żadna zbrodnia nie zasługuje na potępienie, jeśli popełnia ją klasa na mocy marksizmu do tego uprawniona (rękami swych przedstawicieli, rzecz jasna).A po drugiej stronie - zawiązany na supeł totalnej niemożności egzystencjalizm, obwieszczający że wszystko, ale to wszystko, jest wielkim absurdem (z samym egzystencjalizmem na czele, ale to już mój komentarz).Oba te nurty zgodne były tylko w jednym: tępieniu i zaciekłym wykpiwaniu wartości poprzedniej - wówczas wydawało się, że minionej bezpowrotnie - epoki.Obywatel Zachodu, który wybrałby się wtedy z ich obroną, liczyć mógł jedynie na zdrowy, postępowy rechot okupujących paryskie i londyńskie salony lewicujących intelektualistów.A Tolkien takie właśnie wartości w swoim dziele zawarł.Spójrzmy na powieść od tej strony: jej świat ma swój sens, choć nie znany do końca nawet najmądrzejszym elfom, ale niekwestionowany.Dzieje Ardy okazują się w istocie (tu przyjdzie posiłkować się pośmiertnie wydanym „Silmarillionem”) spełnieniem wielkiego, niezgłębionego planu Jedynego, sprawcy wszystkiego, co się w tym świecie stało, staje i ma stać.Nawet zbuntowany przeciwko Jedynemu Valar, Morgoth, oraz jego sługa Sauron, występujący we „Władcy Pierścieni” jako Władca Ciemności, w przewrotny sposób przyczyniają się do spełnienia woli Jedynego, pragnąc zła, służąc złu i szerząc zło, w ostatecznym, rozrachunku przyczyniają się dobru.W bieg rzeczy bezustannie ingeruje w powieści jakaś nienazwana siła; czyni to w sposób dyskretny, lecz dla uważnego czytelnika dostrzegalny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]