[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na ogród pewnie padają pasma srebrzystego światła, pachną kwitnące akacje i słychać śpiew słowików.Noc życia i cudzej miłości, kiedy szczególnie ciężko żyć ze świadomością swojego kalectwa i swojej bezsilności.W księżycowe noce Ernani często ulegał atakom smutku, ale tak źle jeszcze się w życiu nie czuł.Nawet wtedy, kiedy mu powiedziano, że Laissa Makara będzie żoną Władcy Fali.W końcu małżeństwa między Wysokimi Domami nigdy nie były zawierane z miłości, obowiązek jestobowiązkiem.Laissa nie kochała, była tylko posłuszna woli rodziców, ale i tak związek ten wydał się Ernaniemu strasznym nieszczęściem, chociaż wtedy jeszcze żył Anesti, a Rinaldi nie okrył się hańbą i nie zapiekł w złości.Wcale nie wiedział, że uratował młodszego brata…Gdyby tej samej odległej jesiennej nocy Rinaldi nie wybierał się na kolejną schadzkę i nie przyszedł tu, do tej sypialni, Ernani użyłby z takim trudem zdobytej trucizny.Młodzieniec wziął do ręki obsypaną jej drobinami szpilkę.Wśród srebrnych płatków krył się malutki trzpień, wystarczyło nacisnąć, by z łodygi wyskoczył zatruty kolec.Lekka, łatwa, czysta śmierć… Tymczasem biedny Rino będzie umierał długo i okropnie, nawet jeśli gadanie o Pierwotnych Stworach nie jest niczym innym jak bajaniem.–Nie śpisz? – Eridani w ciemnym płaszczu i miękkich butach bez obcasów stał na progu.– Ja też nie mogę zasnąć.Posłałem ci środek nasenny…–Tu jest.– Ernani wskazał na stół.– Nie wypiłem.–Dlaczego?–Nie wiem… Może dlatego, że to tchórzostwo.–To nie jest tchórzostwo.To, że tobie jest źle, nie polepszy nikomu humoru.Ani Beatrice, ani – anaks zająknął się – Rinaldiemu, ani Borrasce, ani mnie.Trzeba tę noc przeżyć, tak samo jak jutrzejszy dzień, a potem iść do przodu i robić to, czego za nas nie zrobi nikt.Erno, stajesz się, a tak naprawdę stałeś się już następcą.Powinieneś być twardy nie tylko duchem, bo z tym wszystko u ciebie w porządku, ale i ciałem.Musisz się wyspać, niech nawet z pomocą ziela! Nie bój się, nie pozwolę ci się do niego przyzwyczaić, ale dziś to niezbędne.Siedź, podam ci.Władca Kertiany, miękko stąpając, podszedł do stołu, wziął puchar i ostrożnie – jakby od tego, czy wyleje się lek, coś zależało – przyniósł bratu.Ernani posłusznie osuszył czarę.Napój miał w sobie lekką goryczkę, ale był bardzo przyjemny w smaku.–Posiedzę z tobą, póki nie zaśniesz.– Starszy brat wziął młodszego zarękę.– Szkoda, że nie jestem żonaty.Nocna samotność jest czasem nie dozniesienia.–Rozmawiałem z Rinaldim – nieoczekiwanie dla samego siebie przyznał się Ernani.– Musiałem to zrobić.–Widzę, że ci się nie udało – westchnął Eridani.– Tak samo jak i mnie… Ale jak to zrobiłeś?–Powołałem się na twoje pozwolenie, a oni nie ośmielili się mnie sprawdzić.–Zuch! – Anaks mocno ścisnął ramię następcy.– Jeśli trzeba, potrafisz i myśleć, i działać.Przynajmniej tyle radości w te podłe dni.A on nie przyznał się?–Nie.–Nie wierzysz mu?–Jak mogę? – Oczy młodzieńca wypełniły łzy.– I poza tym… Tyle w nim złości.–Tak, też to zauważyłem – westchnął władca.– Jestem winny.Trzeba było puścić go na tę wojnę.Rino mógłby zginąć, ale okryty chwałą…–Eridani, a może rzucono na niego czar? Może opętał go demon?–Nie.Niestety, nie.Rinaldi przeszedł próbę przy ołtarzu Nieobecnych.– Anaks zamilkł, patrząc w nocne niebo.Lśniący dysk księżyca przeciął czarny cień.Nietoperz.–Rinaldi to nasz ból, bracie, ale to ludzki ból i ludzka strata.Ta złość woczach Rino, skąd się wzięła? Przecież nigdy nie był okrutny…Tak, nigdy nie był zły, zawistny, mściwy.Wybuchowy i nieokiełznany, gwałtowny – tak, ale dobry i zupełnie niepamiętliwy.Poprzedni Rinaldi nigdy nie dręczyłby przez pół roku kobiety, nie zacierałby śladów, nie przeklinałby swojego świata i swojej krwi.–Ernani – głos brata brzmiał dziwnie niepewnie – nie masz poczucia, żeto, co się dzieje, to coś nieodwracalnego? Nie boisz się? Nie czujesz nic?Nie wydaje ci się, że zbliża się do nas coś niewyjaśnionego, silnego,niezrozumiałego?–Erio, przecież jesteś Rakanem, anaksem.Mocą Nieobecnychpowinieneś posiadać dar jasnowidzenia.Czy… Czy może to nieprawda?–Trudno powiedzieć – zamyślił się władca.– Wiesz, przyszłości nieznają nawet Nieobecni, bo ona się przez cały czas zmienia.Jest los, jestprzypadek, jest wyższa wola, jest wola śmiertelników i one albo łączą sięze sobą, albo sobie przeczą.Czasem zwyciężają bogowie, czasem los, aczasem śmiertelnicy.Mogę widzieć i widzę, co może się stać, ale czy sięstanie? I co oznaczają posyłane mi widzenia? Pewnego razu śnił mi sięRinaldi, obok niego była czarnowłosa kobieta z niebieskimi oczyma,całowali się.Kobieta śmiała się, a ja wiedziałem, że to Śmierć, naszaśmierć, ale tam, we śnie, nic nie mogłem zrobić.Nie puściłem Rinaldiegoz Borrascą, a on znalazł swoją śmierć tu, i to jak straszliwą! A ubiegłejnocy widziałem, jak z głębin wynurzają się starożytne potwory.Niezapamiętałem dokładnie, jak wyglądały, pamiętam tylko dym, krzykiprzerażenia, miotających się ludzi.Nie wiem, co to oznacza.Może należyodwołać kaźń Rinaldiego, ale skazały go Wysokie Domy i NieobecniBogowie.On już nie jest w mojej władzy.A może nieszczęście wydarzy się, jeśli złamię wolę i prawo i ulżę losowi brata? Nie wiem nic, Ernani.Przekleństwo! To najgorsze: nie wiedzieć, co należy zrobić… A ty, widzę, zasypiasz, to dobrze.Jutro czeka cię ciężki dzień
[ Pobierz całość w formacie PDF ]