[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To na szczęście, Parze Ohmsfordzie - powiedziała.- Możesz go potrzebować, jeśli nadal będziesz się trzymał tego człowieka.Spojrzała zimno na Padishara, wzięła dzieci za rękę i pogrążyła się w tłumie, nie oglądając się ani razu.Tylko jej rude włosy połyskiwały jeszcze jakiś czas w oddali.Herszt banitów i Par patrzyli, jak odchodzi.- Kim ona jest, Padisharze? - zapytał, kiedy stracili ją z oczu.Padishar wzruszył ramionami.- Kimkolwiek ma ochotę.Istnieje równie wiele opowieści o jej pochodzeniu, co o moim.Chodźmy już.Na nas również pora.Poprowadził Para z powrotem przez miasto, trzymając się bocznych uliczek i zaułków.Tłum wciąż był gęsty, wszyscy przepychali się i potrącali, twarze ludzi były okryte kurzem, a ich nerwy napięte jak postronki.Zmierzch przepędził światło słoneczne na zachód, wydłużając wieczorne cienie, lecz upał południa, usidlony w murach miasta, unosił się z ulicznego bruku i ścian budynków, zawisając w nieruchomym letnim powietrzu.Było gorąco jak w piecu.Par spojrzał w górę.Na pomocy pojawił się sierp księżyca, a na wschodzie migotały gwiazdy.Próbował myśleć o tym, czego dowiedział się o zaginięciu Miecza Shannary, lecz stwiterdzał, że myśli zamiast tego o Damson Rhee.Jeszcze przed zmrokiem Padishar doprowadził go bezpiecznie z powrotem do piwnicy magazynu za warsztatem rusznikarza, gdzie niecierpliwie czekali na nich Coll i Morgan.Uprzedzając lawinę pytań, herszt banitów uśmiechnął się pogodnie i oznajmił, że wszystko jest gotowe: o północy Ohmsfordowie, Leah, Ciba Blue i on sam dokonają krótkiego wypadu do parowu położonego naprzeciw byłego pałacu władców miasta.Zejdą na dół, posługując się sznurową drabiną.Stasas i Drutt pozostaną na górze.Wyciągną drabinę, kiedy ich towarzysze znajdą się bezpiecznie na dole, i ukryją się do czasu, aż zostaną wezwani.Strażnicy, którzy się napatoczą, zostaną unieszkodliwieni, drabina ponownie opuszczona i wszyscy znikną w ten sam sposób, w jaki się pojawili.Mówił zwięźle i rzeczowo.Nie wspomniał ani słowem o tym, dlaczego to wszystko robią, a żadnemu z jego własnych ludzi nie przyszło do głowy, żeby go zapytać.Po prostu pozwolili mu skończyć, po czym natychmiast powrócili do swoich wcześniejszych zajęć.Natomiast Coll i Morgan ledwie byli w stanie się powstrzymać i Par musiał wziąć ich na bok i opowiedzieć im szczegółowo wszystko, co się wydarzyło.Przysiedli we trójkę na workach proszku do szorowania w kącie piwnicy.Lampy olejowe rozpraszały mrok, a odgłosy miasta nad ich głowami zaczęły cichnąć.Kiedy Par skończył, Morgan sceptycznie pokręcił głową.- Trudno uwierzyć, że całe miasto zapomniało, że istniał więcej niż jeden Park Ludu i most Sendica - powiedział cicho.- Wcale nietrudno, jeśli wziąć pod uwagę, że miało na to ponad sto lat - szybko zaprzeczył Coll.- Pomyśl tylko, Morgan.O ileż więcej niż jakiś park i most zapomniano przez ten czas.Federacja narzuciła czterem krainom trzy wieki zafałszowanej historii.- Coll ma rację - rzekł Par.- Straciliśmy naszego jedynego prawdziwego historyka, kiedy Allanon opuścił krainy.Historie druidów były jedynymi pisanymi kronikami, jakie plemiona posiadały, i nie wiemy, co się z nimi stało.Pozostali nam jedynie wieszcze z ich ustnymi przekazami, w większości dalekimi od doskonałości.- Wszystko, co miało związek z dawnym światem, nazywano kłamstwem - mówił dalej Coll, którego ciemne oczy połyskiwały zimno.- My wiemy, że to prawda, ale jesteśmy w tym niemal zupełnie osamotnieni.Federacja zmieniła wszystko, tak by odpowiadało to jej własnym celom.Po stu latach trudno się dziwić, że nikt w Tyrsis nie pamięta, że Park Ludu i most Sendica nie są takie same jak kiedyś.Prawda jest taka, że nikogo to już nie obchodzi.- Być może.- Morgan zmarszczył brwi.- Ale i tak coś się tutaj nie zgadza.- Zmarszczył czoło jeszcze mocniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]