[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie, aby kiedykolwiek wierzy³,¿e odbuduj¹ na nowo potêgê Kopienników.Mogli jednak potê¿nie przeœladowaæpoddanych ksiêcia.I czynili to z równ¹ zaciek³oœci¹, choæ z ró¿nych przyczyn.Niebawem jednak dopatrzy³ siê, ¿e nie prowadz¹ go ku bramie miejskiej i dalej,ku miejscu kaŸni.Przeciwnie, wspinali siê ku cytadeli.Pocz¹³ niespokojniestrzelaæ oczami, lecz zyska³ tylko tyle, ¿e go pacho³ek smagn¹³ korbaczem.Dopiero pod murem katowni Mroczek poczu³, jak obojêtnoœæ z wolna ustêpujemiejsca przera¿eniu.Spichrzañscy kaci dobrze znali swoje rzemios³o i jeœlirozpoznano w nim zbójeckiego kamrata z Prze³êczy Zdech³ej Krowy, przejd¹d³ugie, bolesne dnie, nim pozwol¹ mu skonaæ.Szarpn¹³ siê na powrozie, którym powi¹zano wiêŸniów w jeden szereg, leczpacho³ek tylko zarechota³:- Co, teraz strach, jak czujesz katowskie kleszcze, kozojebco? Wczoraj trza siêby³o baæ, nimeœcie ludzi mordowaæ zaczêli!Jednak¿e bynajmniej nie oprawca czeka³ na Mroczka poœrodku mrocznej katowni wpodziemiach wie¿y cytadeli.Ksi¹¿ê Evorinth sta³ tu¿ pod pochodni¹, zatkniêt¹na œcianie w ¿elaznym pierœcieniu.G³owiê mia³ odkryt¹, jasno¿Ã³³t¹ koszulê - têsam¹, któr¹ nosi³ podczas spichrzañskiego karnawa³u, lecz Mroczek nie móg³ otym wiedzieæ - pomiêt¹ i rozerwan¹ pod szyj¹.Obok niego sztywno wyprostowanyi bardzo m³ody mimo brunatnej kapicy mnich skin¹³ potwierdzaj¹co g³ow¹.- To ten cz³owiek - oznajmi³ m³odzieñczym, piskliwym g³osem, który mia³ zapewnebrzmieæ dostojnie, lecz tylko ³ama³ siê niezrêcznie.- W imieniu mojego panaZird Zekruna ¿¹dam tego cz³owieka.- Nad nim inne jeszcze terminy wisz¹ - odezwa³ siê od dŸwierzy w³odarz.-Liczne a ciê¿kie.Bo cz³ek ów od lat jest spod prawa wyjêtym.Nie za wczorajszybunt, lecz za zbójowanie w szajce z Prze³êczy Zdech³ej Krowy.To Twardokêskakamrat, jaœnie panie - pok³oni³ siê ksiêciu, starannie omijaj¹c wzrokiemkap³ana.- Mo¿e nam co ciekawego o herszcie rzeknie.I my go d³ugi czas wSpichrzy wygl¹dali.Bo na nim jeszcze jedno podejrzenie ci¹¿y.O podpalenieKrowiego Parowu.Ksi¹¿ê Evorinth obróci³ siê ku Mroczkowi.- Znam go - oznajmi³ z cicha, ale takim g³osem, ¿e Mroczka ciarki przesz³y.-Dwie noce temu gwarzy³ w WiedŸmiej Wie¿y z Twardokêskiem i nie wiedzieæ, jakimsposobem wymkn¹³ siê pacho³kom.Radbym go wypytaæ, a dobrze.Tak¿e oprzekupstwo na osobach moich stra¿ników.Bez czyjejœ pomocy nie znalaz³byprzystêpu do lochów.- To byæ nie mo¿e - na twarz m³odziutkiego mniszka wyst¹pi³y ceglaste wypieki.- Niby czemu, frater? - w³adyka nie kry³ siê zanadto z pogard¹.- Niby ktowzbroni w³odarzowi na w³asnej ziemi poddanych s¹dziæ? Ty? Wiêcej jeszczerzeknê: kto wzbroni ksiêciu jaœnie panu i ciebie na mêki wzi¹æ? Parê tuzinówpomorckich kap³anów bez ¿ycia wczorajszej nocy leg³o.Jak myœlisz, frater, niepomieœci siê w takiej kupie œcierwa jeszcze jeden trup? Wedle mnie doœæ jestpowodów, ¿eby ciê ksi¹¿ê pan nasz mi³oœciwy przede zmierzchem kaza³ obwiesiæ.Choæby za pomordowanie spichrzañskich poddanych, na których truchle znalezionoskalne robaki, co jest rzecz boskim prawem zakazana.- Nie mam ¿adnej w³adzy nad Spichrza.- Na pocz¹tku przemowy w³odarza kap³anuczyni³ nieznaczny ruch, jakby chcia³ siê cofn¹æ, lecz wnet odzyska³ panowanie.-Nie mam te¿ wiadomoœci o wczorajszych wypadkach, bo zwierzchnik œwi¹tyni nieopowiada siê przed akolitami.Na mêkach nie wyjawiê wam nic ponad to, co mówiêteraz.- O, zna³em ju¿ wielu, co siê podobnie zastrzegali -skrzywi³ siê szyderczow³odarz - ale srogo zb³¹dzili.Nie uwierzysz, frater, jaka cz³eka elokwencjaogarnia, jak mu kat g³adzie w k³Ã³dkê wsadzi.- Starczy! - uci¹³ zimno ksi¹¿ê.- Nie wierzê, byœcie mogli mnie objaœniæ -doda³ ciszej - dlaczego wasz pan pragnie pospolitego zbójcy tak dalece, ¿egrozi wojn¹, jeœli go nie wydam.Jednak, o ile wam podobnej rzeczy dozwolono,wyjawcie mi, czy to jeden z owych rozkazów zsy³anych od waszego pana zapoœrednictwem skalnych robaków? Jeden z rozkazów, które musicie wype³niæ alboumrzeæ?G³os ksiêcia Evorintha by³ spokojny, niemal miêkki -i by³y w nim pok³adyszyderstwa, których Mroczek nie potrafi³ do koñca wyœledziæ ni zrozumieæ.S³ugaZird Zekruna nie odpowiedzia³, lecz rumieniec, g³êboki jak barwa starej ochry,któr¹ pokryto œciany katowni, mówi³ za niego.Przy milcz¹cym, pe³nym pogardysprzeciwie w³odarza kap³an przywo³a³ pacho³ków.Ksi¹¿ê Evorinth nie próbowa³ich zatrzymywaæ, kiedy wyprowadzili Mroczka z wie¿y.Podobnie, jak niesprzeciwi³ siê, gdy nastêpnego dnia oznajmiono mu, ¿e ¿alnicka ksiê¿niczkapragnie co prêdzej powróciæ do domu.Mroczek zreszt¹ nie mia³ siê o tymwszystkim dowiedzieæ, bowiem skoro tylko dotar³ do komnat kap³anów, ogarnê³a gowielka gor¹czka.Co prawda, nie opóŸni³o to odjazdu ¿alnickiego orszaku ni ojeden dzieñ.Po prostu zapakowano go na wóz, nieœwiadomego i napojonegowzmacniaj¹cymi korczywami.Przypuszcza³, ¿e jego s³aboœæ by³a na rêkê kap³anom: nie musieli siê troskaæpróbami ucieczki.Ockn¹³ siê bowiem dopiero g³êboko w ¯alnikach, zaœwspomnienia z podró¿y, która musia³a trwaæ wiele dni, by³y mgliste irozproszone.Pamiêta³, ¿e ksi¹¿ê Evorinth przehandlowa³ go niczym kawa³eksukna.Pamiêta³ te¿ oblicza o czo³ach poznaczonych znamionami skalnychrobaków, które pochyla³y siê nad nim i mówi³y coœ rozkazuj¹co, wlewaj¹c mumiêdzy zaciœniête zêby gorzkie wywary.Nie przytomnia³ po nich.Przeciwnie,osuwa³ siê w rodzaj ciê¿kiego majaku, w którym zwidywa³y mu siê wci¹¿ na nowoznajome postaci.¯ona bieg³a ku niemu w p³on¹cej sukni i obejmowa³a mocno, jaktamta dziewczyna, która na trakcie do œwi¹tyni poci¹gnê³a w ogieñ przywódcêbuntowników.Zbójca Twardokêsek przechyla³ buk³ak ze skalmierskim winem i snu³powoln¹ opowieœæ o minionej chwale Kopienników.Rudow³osa niewiasta w obrêczydri deonema na g³owie œmia³a siê i kiwa³a nañ z daleka d³oni¹.A gwiazdyspada³y, jedna za drug¹.Czasami przytomnia³ na tyle, by móc oceniæ, ¿e wci¹¿ le¿y wewn¹trz krytegosuknem wozu.Czu³ na sobie ch³odne rêce kap³anów, spogl¹da³ na faluj¹ce od mocyznamiona i na chwilê pojmowa³, ¿e dzieje siê coœ z³ego i przeciwnego naturze.PóŸniej zaœ przera¿enie przygasa³o i rozmywa³o siê wœród innych zwidów.Dopiero kiedy minêli Dolinê Thornveiin, poczu³ siê nieco lepiej.Niewielelepiej: podejrzewa³, ¿e kap³ani zadbali, by przedwczeœnie nie odzyska³ si³.Rana wci¹¿ mu doskwiera³a - g³êboka, ledwo zabliŸniona szrama po sztylecieTwardokêska, jedna z niewielu rzeczy, które przypomina³y mu, kim by³, nimpo³o¿yli na nim rêce pomorccy kap³ani.Jednak Dolinê Thornveiin zapamiêta³,pomimo maligny, która spada³a nañ ka¿dej nocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]