[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wciąż nie doszedłem do kosztów bieżących.Mam mówić dalej?Awraham posłał mi niepostrzeżenie ten swój zimowy uśmiech i powiedział w zadumie: Czyli co? Mam zrezygnować? Poprzestać na skwerku pamięci z huśtawkami?Teo powiedział: Pójść na kompromis.A Ludmir: Kompromisy.Zaczyna się szambo.Potem Muki Peleg złożył komitetowi raport ze sprzedaży mieszkania ciotki, Elazary Orvieto, gdzie teraz będzie gabinet dentystyczny.Pieniądze za mieszkanie, które wkrótce nadejdą, wpłyną, jeśli pan Orvieto się zgodzi, prosto do kasy stowarzyszenia i będzie je można przeznaczyć na remont domu Alhariziego w chwili, gdy miłość przebije mur uprzedzeń, jak rzekł rabin do zakonnicy.Ja się nie odzywałam.Wreszcie zapadła decyzja, że w przyszłym tygodniu Teo pojedzie z Awrahamem Orvieto do Jerozolimy i spróbują zdobyć poparcie ministra, który służył z Teo w tej samej jednostce jakieś czterdzieści lat temu i dobrze zna Awrahama z okresu, kiedy był on radcą wojskowym w Paryżu.Postanowiono także odbyć spotkanie z władzami Uniwersytetu w Beer Szewie i z działaczami Frontu do Walki z Narkomanią.Ponadto trzeba koniecznie zmienić skład komitetu: musimy przyciągnąć przynajmniej garstkę wpływowych mieszkańców, wychowawców, pracowników socjalnych, psychologów, cieszące się szacunkiem ważne osobistości, może paru rodziców o postępowych poglądach, albo takich, których ten problem już dotyczy, i redaktora gazety lokalnej, a może nawet jednego czy dwóch artystów.Wynika z tego, powiedział Ludmir zdziwiony, że jestem zbędny.A Muki Peleg dodał: Jak rzekł mąż, który zaskoczył żonę z sąsiadem.A Lindę zostawicie? Dalej będzie wam przepisywać?Po naradzie, kiedy Ludmir i Muki wyszli, przy czym Muki w błękitnych butach biegł przodem przytrzymać windę, a Ludmir człapał za nim, kiwając się na boki jak wielbłąd, Teo powiedział: Opuszczę was na kwadrans i skoczę do Palermo po pizzę.Nie będziemy tracili czasu na obiad.Kiedy wrócę, zjemy i pójdziemy na rekonesans.Po jedzeniu wyszliśmy pokazać gościowi Teł Kedar, bo Awraham Orvieto chciał „poczuć to miejsce”.Znów był problem z uruchomieniem rzężącego chevroleta, mimo dwóch ostatnich napraw.Po drodze Teo wyjaśnił nie pytany, na jakim to błędnym pomyśle, z góry przegranej koncepcji, zbudowano miasteczko.I może właśnie te słowa sprawiły, że Awraham przeniósł wzrok na tylne siedzenie i znów posłał mi ukradkowy, pospieszny uśmiech, jakby mnie zachęcał do zajrzenia do przytulnego, wypieszczonego wnętrza.Po czym natychmiast ponownie spuścił zasłonę.Kruchy, drobny mężczyzna o rzedniejących, posiwiałych włosach i pobrużdżonych policzkach, spalonych od afrykańskiego słońca.Twarz spracowanego, wykształconego grawera na emeryturze, który teraz dzieli swój czas między czytanie a rozmyślania.Odzywał się niewiele, mówił miękkim, bezbarwnym głosem, niepewnie, jakby przez sam fakt, że mówi, robił zbyt wiele hałasu.„Gdzie zatem świecić mamy, i komu potrzebny nasz blask”, spytałam go bez słów z mojego miejsca z tyłu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]