[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jaguœ te¿ w g³os mówi³a, urwa³a naraz spostrzeg³szy Antka,wpili siê oczami w siebie na mgnienie, na ten jeden b³ysk i roznieœli w dwiestrony, sanki przesunê³y siê wnet i utonê³y w kurzawie, ale Antek z miejsca siênie ruszy³, skamienia³ zgo³a, jeno patrzy³ za nimi.wychylali siê czasem zeœnie¿ycy, to zaczerwieni³y siê Jagusine we³niaki, to dzwonki mocniejzajêcza³y,i ginêli, przepadali, jakby wskróœ tej bielizny pêdzili.pod dachemoszronia³ych ga³êzi, co spl¹tane jakby sklepienie czyni³y, jakoby duchtprzebity w œniegach, a podstemplowany czarniawymi pniami topoli, które sta³y zobu stron drogi i, pochylone, przygina³y siê niby w ciê¿kim, utrudzaj¹cymchodzie pod wzgórze.Patrzy³ wci¹¿ w jej oczy, sta³y przed nim, skrzy³y siê wœniegach kiej te lnowe kwiatki, na drodze wyrasta³y wszêdzie, a patrzy³yzestrachane i ¿a³osne, zdumione a radosne zarazem, przejmuj¹ce i ¿ywym ogniemrozb³ys³e.Przygas³a mu dusza, omgli³a siê, jakby te szrony przysypa³y go doæ dna i nawskroœ przejê³y, ¿e ino te modre oczy same jedne w nim jaœnia³y.Zwiesi³ g³owêi powlók³ siê wolno, odwraca³ siê raz i drugi, ale ju¿ nic nie by³o widaæ podtopolami, czasem jeno dzwonek zajêkn¹³ w oddali i kurzawa zamajaczy³a.Zapomnia³ o wszystkim, jakby z nag³a duszê zgubi³, pamiêæ go odesz³a, ogl¹da³siê bezradnie, nie wiedz¹ey, co pocz¹æ.gdzie iœæ.co siê sta³o? - jakby wsen na jawie siê pogr¹¿y³ i ockn¹æ nie móg³.Prawie nie wiedz¹cy nawróci³ do karczmy wymijaj¹c parê sañ zape³nionych ludŸmi,ale choæ pilnie patrzy³, nie rozezna³ nikogo.- Gdzie tak¹ hurm¹ wal¹? - spyta³ Jankla stoj¹cego na progu.- Do s¹du.Sprawa z dworem o krowy, o pobicie pastuchów, wiecie! Ze œwiadkamijad¹, a Boryna pojecha³ przodem.- Wygraj¹ to?- Po co maj¹ przegraæ! Dziedzica z Woli skar¿¹, s¹dzi dziedzic z Rudki, to idlaczego ma dziedzic przegraæ? A ludzie siê przejad¹, drogi przetr¹, zabawi¹siê - w mieœcie te¿ potrzebuj¹ nasi utargowaæ.Wszyscy po trochu wygraj¹,wszyscy.Antek nie s³ucha³ przekpiwañ, kaza³ daæ okowitki, wspar³ siê o szynkwas i sta³tak zapatrzony przed siê, nieprzytomny prawie, z dobr¹ godzinê, nie tkn¹wszynawet kieliszka.- Wam coœ jest?- I.co by zaœ mia³o byæ.- puœæcie do alkierza.- Nie mo¿na, tam siedz¹ kupey, wielkie kupcy, oni drug¹ porêbê kupili oddziedzica, tê na Wilczych Do³ach, to potrzebuj¹ spokojnoœci, mo¿e nawet iœpi¹.- A to parchów za brody powyci¹gam i na œnieg wyciepnê! - krzykn¹³ i rzuci³ siêzapamiêtale ku alkierzowi, ale od drzwi zawróci³, zabra³ butelkê i wcisn¹³ siêza stó³, w najciemniejszy k¹t.Pusto by³o w karczmie i cicho, tyla co tam ¯ydy coœ zakrzycza³y po swojemu, ¿eJankiel bieg³ do nich, albo ktoœ wszed³ na kieliszek, wypi³ i wynosi³ siê.Dzieñ siê ju¿ przetacza³ na drug¹ stronê, a i mróz braæ musia³, bo skrzypia³yp³ozy sañ na œniegu i ch³Ã³d wia³ po karczmie, Antek zaœ siedzia³, popija³ zwolna, niby to medytowa³, a zgo³a nie wiedzia³, co siê dzia³o w nim i dooko³a.Pi³ kwaterkê po kwaterce, a te oczy wci¹¿ modrza³y przed nim, tak blisko by³y,tak blisko, ¿e je powiekami prawie dotyka³; wypi³ trzeci¹.jaœnia³y wci¹¿,jeno siê jê³y ko³owaæ, chwiaæ i po karczmie nosiæ jako te œwiat³a.Mróz goprzeszed³ ze strachu, zerwa³ siê na nogi, trzasn¹³ butelk¹ o stó³, ¿e w kawa³kisiê rozprysnê³a, i szed³ ku drzwiom.- Zap³aæcie! - krzycza³ Jankiel zabiegaj¹c mu drogê - zap³aæcie, ja wamborgowaæ nie bêdê.- Z drogi, psiakrew, ¯ydzie, bo ciê zakatrupiê! - wrzasn¹³ z tak¹ moc¹, ¿e ¯ydzblad³ i spiesznie siê usun¹³.Antek ino gruchn¹³ w drzwi i wybieg³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]