[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Adele posz³a za nim, ale Svegi Livor zostali przy drzwiach koœcio³a.- Czego tu szukasz, Sanderze? - zawo³a³ Sveg.M³ody cz³owiek kucn¹³ przy o³tarzu i uwa¿nie mu siêprzygl¹da³.Przeci¹gn¹³ palcem wzd³u¿ jego podstawy.Nagle podniós³ siê i odwróci³.- Cicho! Co to by³o?Nas³uchiwali.- Benedikte z kimœ rozmawia - odpar³a Adele.- No, to znaczy, ¿e znalaz³a Olsena - stwierdzi³ Sveg.- Nie - sprzeciwi³ siê Sander.- A mo¿e i tak, ale s³yszêwiêcej g³osów.Stali nieruchomo, jakby nie maj¹c odwagi choæbyotworzyæ koœcielnych wrót.- Ktoœ jeszcze tutaj? - powiedzia³ Livor z niedowie-rzaniem.- Nie mogê tego poj¹æ.Ludzie ze wsi tak boj¹ siêtego miejsca, ¿e.- Ciiicho - szepnê³a Adele zdrêtwia³ymi wargami.Obserwowali j¹ ze zdumieniem.Sta³a ws³uchana,napiêta jak ciêciwa ³uku.Na jej twarzy malowa³o siêjednoczeœnie zaskoczenie, nadzieja i pow¹tpiewanie.Zastygli, natê¿aj¹c wszystkie zmys³y.Przed koœcio³emrozleg³ siê odg³os zbli¿aj¹cych siê ciê¿kich kroków.G³osy, które.Adele pierwsza ocknê³a siê z parali¿uj¹cego zdumieniai lêku, jaki wszystkich ogarn¹³.Podbieg³a do drzwikoœcio³a i otworzy³a je zdecydowanym ruchem.Wystar-czy³o jej jedno tylko b³yskawiczne spojrzenie na trzechmê¿czyzn o przera¿onych twarzach, którzy nadchodziliœcie¿k¹ wœród traw, by zawo³aæ:- Morten! Bo¿e drogi, Morten, mój narzeczony!- Czy wy ca³kiem poszaleliœcie? - zawo³a³ ten w od-powiedzi.- Nocowaliœcie w Fergeoset?Adele, udaj¹c, ¿e nie s³yszy s³Ã³w narzeczonego, ob-darzy³a go demonstracyjnie gor¹cym uœciskiem.Zerka³aprzy tym na Sandera, jakby chc¹c sprawdziæ, czy on todostrzeg³.A potem wszyscy zaezêli mówiæ równoczeœniejedno przez drugie.Sveg donoœnym g³osem uciszy³ wrzawê.Trzej nowo przybyli, jak siê okaza³o - Morten Hjorts-berg i dwaj Niemcy, byli naprawdê przera¿eni.Jak Svegi jego towarzysze mogli odwa¿yæ siê na spêdzenie nocyw tej strasznej wiosce?Sveg z kolei dopytywa³ siê, co oni tu robi¹.Wyjaœnili,¿e mieszkaj¹ w letniej zagrodzie o kilometr st¹d i ¿e trzechNiemców nie ¿yje.- Gdzieœ ty siê podziewa³ przez tyle czasu? - z wy-rzutem pyta³a Adele.- Spotka³em ich ko³o Fergeoset tego dnia, gdytu przyby³em - wyjaœni³ Monen Hjonsberg, przy-stojny, wysoki m³ody cz³owiek o nieco aroganckimsposobie bycia.- I oni uratowali mnie od.Nieuwierzycie mi, ale chcia³ mnie zabraæ przewoŸnik,który.- Dziêkujê, nie musisz mówiæ dalej, widzieliœmy go- spokojnie powiedzia³ Sveg.- W jaki sposób zdo³ali ciêuratowaæ?- Rzucili siê na mnie i zatrzymali, zanim wsiad³em do ³odzi- odpar³ Morten.- By³em, rzecz jasna, œmiertelnie przera¿ony,ale wyjaœnili mi, ¿e prom wci¹gnie mnie pod wodê.Benedikte cicho podesz³a do grupki stoj¹cej na œcie¿ce,która wiod³a na cmentarz.Przystanê³a ko³o Sandera.Morten Hjortsberg mówi³ dalej:- A potem Niemcy powiedzieli mi, ¿e wrócili tutaj, byodnaleŸæ zaginionego towarzysza.- Tylko jednego? - zdziwi³ siê Sander.- Nie trzech?Czy na pocz¹tku nie by³o was piêciu?Jeden z Niemców odpowiedzia³ ³amanym norweskim:- Tak.Ale tamtych znaleŸliœmy.wczeœniej.Jedenuton¹³, a drugi.Lensman Sveg dokoñczy³ sucho:- Powieszony, bez kropli krwi w ciele?- W³aœnie tak.I chcieliœmy siê dowiedzieæ, co przyda-rzy³o siê trzeciemu.- I dowiedzieliœcie siê?- Nie, jeszcze nie.Znikn¹³ na dobre.- Czy oni przepadli jednoczeœnie? - zapyta³ Sander.- Dwaj ostatni tak.To sta³o siê jesieni¹.Byli czymœbardzo przejêci, ale utrzymywali to w tajemnicy.Jedenz nas, co prawda, pods³ucha³ krótk¹ rozmowê, jak¹prowadzili miêdzy sob¹.Mówili coœ o "wielkim oczyszcze-niu".Nic z tego nie zrozumieliœmy, a potem oni zniknêli.- Gdzie znaleŸliœcie zw³oki? - zapyta³ Sander.- Te-go.z³o¿onego w ofierze?- W jeziorze, tu¿ przy brzegu.Unosi³ siê na wodzie.Sander zesztywnia³.- Ach, dobry Bo¿e, jacy jesteœmy g³upi!- Co takiego? - zdziwi³ siê Sveg.- Gaj ofiarny!Sander biegiem okr¹¿y³ koœció³.Pozostali ruszyli zanim, pocz¹tkowo wolno, z wahaniem, a póŸniej corazszybciej.Teren za koœcio³em opada³ ku jezioru.Najpierw minêliniedu¿y cmentarzyk przytulony do jednej ze œcian koœció³-ka, potem wybiegli na ³¹ki.Daleko przed sob¹ widzieliSandera.Kierowa³ siê ku niedu¿emu, ale doœæ wysokiemupó³wyspowi, wcinaj¹cemu siê w jezioro i zwieñczonemukrêgiem drzew.Z daleka ju¿ dostrzegli coœ osobliwego.Z jednegodrzewa zwisa³ dziwny owoc, poruszany podmuchamiwiatru.ROZDZIA£ IXBenedikte mia³a wra¿enie, ¿e jej zdrêtwia³e stopyautomatycznie poruszaj¹ siê po trawie, po przepiêknejgórskiej trawie, przetykanej niebieskimi dzwonkamii grzebycznikami.Barbarzyñstwem wyda³o jej siê nagledeptanie takiego cudu natury ciê¿kimi buciorami.- Och, mój Panie Bo¿e - jêkn¹³ biegn¹cy Svegi Benedikte zrozumia³a, ¿e nie u¿y³ tych s³Ã³w ot, tak sobie,jako zwyczajowego wyra¿enia, lecz raczej jako wezwania,modlitwy.Byæ mo¿e wyra¿a³ w nich skruchê za te wszystkierazy, kiedy ³aja³ Olsena i nie szczêdzi³ mu przykrych s³Ã³w.Rozci¹gniêci d³ugim rzêdem pêdzili w¹skim skraw-kiem ziemi.¯adne z nich nie wiedzia³o, dlaczego biegn¹,bo i tak nie mogli liczyæ na to, ¿e zd¹¿¹ na czas.I tak te¿ w istocie by³o.Olsen nie ¿y³.By³ bardzo, bardzo blady, wrêcz bia³yjak marmur.Ca³a krew z jego cia³a wyp³ynê³a.Na szyiwidnia³o g³êbokie ciêcie, a na piersi bluŸnierczo po³ys-kiwa³ metalowy kr¹¿ek zawieszony na cienkim rzemy-ku.- Och, nie, nie! - jêknê³a Benedikte, jak gdyby chcia³aza pomoc¹ tych s³Ã³w w magiczny sposób usun¹æ sprzedoczu koszmarny widok.Nie musieli dok³adniej przygl¹daæ siê metalowej blasz-ce, by wiedzieæ, ¿e to kolejny brakteat z wyryt¹ na nimtajemnicz¹ run¹ N.N jak Nerthus.Nikt nie darzy³ Olsena szczególn¹ sympati¹, ale te¿i nikt nie ¿yczy³ mu takiego losu.Niemcy i Morten nalegali, by wszyscy odeszli z Fer-geoset, a najlepiej, ¿eby przenieœli siê do letniej zagrody,w której oni obozuj¹.Stamt¹d droga do wioski, do innejwioski, jest krótsza i znacznie wygodniejsza.Sveg przysta³ na to.Poprosi³, by zabrali ze sob¹zmar³ego na naprêdce skleconych noszach i ruszyli na-przód.On sam pragn¹³ zostaæ tu jeszcze trochê i wrazz Sanderem i Benedikte przeprowadziæ badania.- Ale przecie¿ wy nie mo¿ecie tu przebywaæ - sprzeci-wi³ siê Morten.- Czy nie rozumiecie, ¿e tutaj grozi wamœmiertelne niebezpieczeñstwo?- Razem z nimi jestem bezpieczny - zapewni³ Sveg.- To eksperci, ka¿de w swojej dziedzinie.Morten popatrzy³ wyczekuj¹co, ale nie otrzyma³ ¿ad-nych wyjaœnieñ.Kiedy orszak znikn¹³ w lesie po drugiej stronieFergeoset, lensman Sveg rozpocz¹³ swoje dochodzenie.- I co ty na to powiesz, Benedikte? - zapyta³, szukaj¹cœladów na ziemi.- Nie wiem - odpar³a niepewnie.- Naptawdê niewiem.To z³e miejsce.Tyle mogê stwierdziæ, ale.myœlê,¿e szukamy od niew³aœciwego koñca i w niew³aœciwymmiejscu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]