[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Grywa.w co?— Twój Hadryjczyk, pytam, czy grywa w karty? — powtórzy³ wolno, staranniewymawiaj¹c ka¿de s³owo.— Tato.— zaczê³a niepewnie.— Christopher jest w doœæ ciê¿kim stanie.w¹tpiê, czy.— IdŸ i spytaj — ponagli³.— Teraz?— Teraz.Ca³y dzieñ nudzê siê tu jak mops.Potrzebna ml jakaœ kompania na czas,gdy ty bêdziesz na uczcie, zajêta spijaniem mojego piwa.— Ale.Machn¹³ na ni¹ rêk¹.— IdŸ, idŸ!.Obiecujê, ¿e nie idzie mi o hazard.tylko tak, dla rozrywki.£ypnê³a na niego, podnosz¹c siê z miejsca.— Tak — rzuci³a cierpko.— Bardzo rozs¹dnie z twojej strony.— Ooo — zapia³, unosz¹c oskar¿ycielsko brwi i tocz¹c wokó³ b³êdnym spojrzeniem.— Myœlisz, ¿e by mnie ogra³? Myœlisz, ¿e trafi³em na równego sobie?— Choæby mózg wyp³ywa³ mu uszami, myœlê, ¿e Christopher Garron ogra ciê do cna.Lorcan uœmiechn¹³ siê niewyraŸnie i odprawi³ j¹ machniêciem rêki.— Obaczym! Obaczym!Pokrêci³a g³ow¹ i ruszy³a do tajnego przejœcia, ¿eby sprawdziæ, czy Christopherczuje siê na si³ach, by ograæ ojca w karty.PartyjkaWci¹¿ zamkniête okiennice w komnatach Raziego chroni³y przed wieczornyms³oñcem.Œwiece zgaszono, w pokoju wypoczynkowym panowa³y ciemnoœci.Wyntermusia³a szukaæ drogi po omacku, omijaj¹c niewyraŸne zarysy mebli, liczne stertyksi¹¿ek i najró¿niejsze œmieci na pod³odze.Szuraj¹c nogami, co chwila zahaczaj¹c o coœ stopami, przeby³a w koñcu tê krótk¹odleg³oœæ i stanê³a pod drzwiami Christophera.Okiennice w jego pokojuprzepuszcza³y trochê œwiat³a, wiêc mimo mroku mog³a rozejrzeæ siê po wnêtrzu.— Christopher? — zawo³a³a cicho i przest¹pi³a przez próg.Dostrzeg³a go na ³Ã³¿ku, le¿a³ na ko³drze, zwiniêty w k³êbekMia³ na sobie d³ug¹ beduiñsk¹ szatê, bose nogi podci¹gn¹³ pod brodê, a piêœciprzyciska³ do czo³a.W pierwszej chwili pomyœla³a, ¿e œpi, ale gdy podesz³abli¿ej, zauwa¿y³a szparki oczu, b³yszcz¹ce w mroku, œledz¹ce ka¿dy jej ruch.Podesz³a do ³Ã³¿ka.S³ysza³a jego cichy oddech.— Christopher — powiedzia³a znowu g³osem pe³nym wspó³czucia.— Jak siê czujesz?Nie odpowiedzia³, ale gdy przyklêknê³a przy ³Ã³¿ku, wci¹¿ za ni¹ wodzi³ oczami.Miêdzy rzêsami zapl¹ta³ mu siê kosmyk w³osów wilgotnych od potu, wiêcdelikatnie za³o¿y³a mu go za ucho.Czuj¹c jej dotyk, zamkn¹³ oczy, ale od razuotworzy³ je znowu i skoncentrowa³ wzrok na jej d³oniach, jakby opuszczeniepowiek na d³u¿ej sprawia³o mu ból.Ostro¿nie prze³kn¹³ œlinê.— Bardzo ciê boli? — spyta³a niepotrzebnie.Uœmiechn¹³ siê lekko, choæ do³eczki skry³y siê wœród opuchlizny i siniakówpokrywaj¹cych policzki.— Bojê siê, ¿e ³eb mi za chwilê odpadnie — wyszepta³.— Nic nie dosta³eœ?— Napar z kory wierzby.Prychnê³a, bo przy takim bólu równie dobrze móg³by piæ mleko.— A nie haszysz? Nie nalewkê z opium?— Och, mogê tylko pomarzyæ.— jêkn¹³ têsknie — ale Razi lêka siê, ¿e to zawczeœnie.Powiada, ¿e muszê zaczekaæ.— Na co? — wykrzyknê³a.To zdawa³o jej siê szczytem okrucieñstwa.Christopher zdoby³ siê na cichy œmiech, widz¹c jej oburzenie, jêkn¹³ i znowuprze³kn¹³ œlinê.— Aby mieæ pewnoœæ, ¿e mózg nie zamieni³ mi siê w galaretê.Tylko do zachodus³oñca.Wynter zerknê³a na okiennice.S³oñce by³o ju¿ nad horyzontem; nie musia³ d³ugoczekaæ.Nachyli³a siê, ¿eby obejrzeæ (ego zmasakrowan¹ twarz, prawie k³ad¹cg³owê na ³Ã³¿ku, obok jego nagich ramion.Jego cia³o mia³o korzenny zapach.Rude w³osy Wynter, rozsypane na ko³drze, b³yszcza³y w nik³ym œwietle zzazamkniêtej okiennicy.- Jak lœni¹cy kasztan, prosto z ³upinki — westchn¹³.Jego oddech te¿ mia³korzenny zapach, tak jak skóra.Zamknê³a oczy I, niewiele myœl¹c, delektowa³asiê tym zapachem.— Yyy.— zaczê³a niepewnie, otwieraj¹c raptem oczy i usi³uj¹c sobieprzypomnieæ, po co przysz³a.— Ra.Razi zostawi³ mojemu ojcu nalewkê z opium.Mia³byœ ochotê?Zamkn¹³ oczy z wdziêcznoœci¹.— O tak, chêtnie.Zawaha³a siê, ale powiedzia³a w koñcu:— Mój ojciec pyta, czy nie zechcia³byœ pograæ z nim w karty, dla zabicia czasu.— Dobrze — szepn¹³ ulegle z wci¹¿ zamkniêtymi oczami Wynter nie mia³a pewnoœci,czy jej pytanie naprawdê do niego dotar³o.A mo¿e myœla³, ¿e ma zabawiaæLorcana w zamian za opium?— Nie musisz, Christopherze.Mogê przynieœæ ci nalewkê tutaj, jak wolisz.- A ty wola³abyœ, ¿ebym zosta³ tutaj? — Pytanie by³o szczere, nie us³ysza³a wnim cienia goryczy.Zas³ugiwa³o na szczer¹ od powiedŸ.— Wola³abym, ¿ebyœ odwiedzi³ mojego ojca — powiedzia³a a Christopher pos³a³ jejuœmiech, tym razem do³eczki by³y ca³kiem wyraŸne, mimo siniaków.Wyci¹gniêcie go z ³Ã³¿ka i przeprowadzenie tajnym korytarzem zabra³o sporoczasu, ale w koñcu siê uda³o.Christopher niós³ dwie wielkie poduszki, a Wynterpodtrzymywa³a go w pasie.Kuœtyka³ wolno, staraj¹c siê nie poruszaæ g³ow¹ aniszyj¹.— Zostañ tu — szepnê³a i pomog³a mu siê oprzeæ o tajne drzwi, po czym posz³a dopokoju ojca, ¿eby zamkn¹æ okiennice i zapaliæ œwiece.Na jej widok Lorcan uniós³ siê na ³Ã³¿ku.— Och! — krzykn¹³.— Zgodzi³ siê?Niezdarnie siêgn¹³ do szuflady w szafce nocnej.— Uwa¿aj! — krzyknê³a, gdy zacz¹³ traciæ równowagê Podpar³a go, ¿eby nie spad³z ³Ã³¿ka na g³owê.Lorcan opad³ na poduszki, szczerz¹c zêby w uœmiechu, a Wynter wyjê³a z szufladyskrzynkê z grami i po³o¿y³a mu j¹ na ³Ã³¿ko.Od razu zacz¹³ grzebaæ w niejnieporadnie w poszukiwaniu kart.Christopher czeka³ przy drzwiach jak cierpliwy cieñ.Podpar³a go ramieniem iznów ruszyli.Spostrzeg³a, ¿e Lorcan zerkn¹³ na nich, gdy pomaga³aChristopherowi wejœæ do pokoju, I na widok œladów, jakie zostawi³y okrutneciosy Jonathona, uœmiech na jego twarzy znikn¹³ jak rêk¹ odj¹³.Wiedzia³a, ¿e Lorcan jest cz³owiekiem praktycznym, nierzadko wyrachowanym iczasami doœæ bezwzglêdnym, ale krwawa miazga, jak¹ Jonathon uczyni³ z twarzyChristophera, wyraŸnie go poruszy³a.— Dobry Bo¿e, ch³opcze.Jesteœ pewien, ¿e.?Christopher machniêciem rêki uspokoi³ go i ostro¿nie przycupn¹³ na brzegu³Ã³¿ka.Próbowa³ spojrzeæ na Lorcana, nie poruszaj¹c szyj¹, wykrêca³ wiêcniezdarnie cia³o.— Przesuñ nogi — szepn¹³, a Lorcan zrobi³ mu miejsce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]