[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.a ileż jest na każdym kroku takich pięknych rzeczy, które nawet najbardziej zatracony człowiek znajduje pięknymi? Spójrzcie na dziecko, spójrzcie na jutrzenkę Bożą, spójrzcie na trawkę, jak rośnie, spójrzcie w oczy, które patrzą na was i kochają was.Dawno już stał przemawiając.Staruszek patrzał teraz na niego ze strachem.Lizawieta Prokofiewna krzyknęła: „Ach, mój Boże!”, domyśliwszy się wcześniej niż inni, i załamała ręce.Agłaja szybko podbiegła do niego, zdążyła go pochwycić i z przerażeniem, z twarzą wykrzywioną bólem usłyszała dziki krzyk „ducha, co wstrząsnął i zwalił” nieszczęsnego.Chory leżał na dywanie.Ktoś zdążył czym prędzej podłożyć mu pod głowę poduszkę.Tego nikt się nie spodziewał.Po jakichś piętnastu minutach książę N., Eugeniusz Pawłowicz i staruszek dygnitarz usiłowali ożywić znów zebranie, ale już po upływie pół godziny wszyscy się rozjechali.Wypowiedziano wiele współczujących wyrazów, wiele narzekań, wiele przypuszczeń.Iwan Pietrowicz wyraził się między innymi, że „młodzieniec jest niewątpliwie słowianofilem albo czymś takim, ale że to zresztą nie jest niebezpieczne”.Staruszek nic się na to nie odezwał.Co prawda, już potem, na drugi i na trzeci dzień, wszyscy się trochę rozgniewali; Iwan Pietrowicz nawet się obraził, ale nie bardzo.Generał zwierzchnik przez pewien czas był nieco chłodniejszy w stosunku do Iwana Fiodorowicza.„Protektor” rodziny, dygnitarz, także ze swej strony wymamrotał do ojca rodziny coś umoralniającego, przy czym wyraził się pochlebnie, że bardzo a bardzo interesuje się losem Agłai.Był to człowiek istotnie dość dobry; ale jedną z przyczyn, dla których zaciekawił się księciem podczas wieczoru, stanowiła dawna historia księcia z Nastasją Filipowną; o tej historii coś niecoś słyszał i nawet bardzo się interesował, miał nawet ochotę wywiedzieć się czegoś o niej.Biełokońska odjeżdżając do domu powiedziała Lizawiecie Prokofiewnie:- Ano i dobry, i głupi; jeżeli chodzi o moje osobiste mniemanie, to uważam, że raczej głupi.Sama widzisz, co to za człowiek, chory człowiek!Lizawieta Prokofiewna zadecydowała w duchu ostatecznie, że konkurent jest „nie do przyjęcia”, i podczas rozmyślań nocnych dała sobie słowo, że „póki ona żyje, książę nie zostanie mężem jej Agłai”.Z tym też wstała rano.Ale tego samego rana o pierwszej, przy śniadaniu, wpadła w dziwną sprzeczność z własnymi sądami.Na jedno, nadzwyczaj zresztą ostrożne, pytanie sióstr Agłaja odrzekła nagle zimno, ale wyniośle, jakby nożem ucięła:- Nigdy żadnego słowa mu nie dawałam, nigdy w życiu nie uważałam go za swojego narzeczonego.Jest dla mnie takim samym obcym człowiekiem jak każdy inny.Lizawieta Prokofiewna wybuchnęła nagle.- Tego się nie spodziewałam po tobie - rzekła ze smutkiem.- Jako konkurent jest niemożliwy, wiem to dobrze i chwała Bogu, że się tak złożyło; ale takich słów po tobie się nie spodziewałam! Sądziłam, że zajmiesz inne stanowisko.Ja bym tych wszystkich, co byli u nas wczoraj, wypędziła, a jego bym zostawiła; to taki człowiek!.Tu nagle urwała, sama przestraszona tym, co powiedziała.Gdyby jednak mogła się domyślić, jak bardzo w tej chwili była niesprawiedliwa względem córki! W głowie Agłai wszystko już było postanowione; ona również czekała na swoją godzinę, która powinna przynieść ostateczne rozwiązanie sprawy, i wszelka aluzja, wszelkie nieostrożne dotknięcie głęboko raniły jej serce.VIII.Dla księcia również poranek ten zaczął się pod wrażeniem ponurych przeczuć; można je było wytłumaczyć jego chorobliwym stanem, ale smutek drążący mu duszę miał jakiś nazbyt nieokreślony charakter, i to go najbardziej męczyło.Co prawda, stały przed nim fakty jaskrawe, ciężkie, przygniatające, ale smutek jego sięgał znacznie dalej niż to wszystko, co sobie przypominał i uświadamiał; zdawał sobie sprawę, że sam się nie potrafi uspokoić.Powoli ugruntowało się w nim przekonanie, że dziś jeszcze wydarzy mu się coś niezwykłego i nieodwołalnego.Atak, któremu wczoraj uległ, należał do lekkich; oprócz hipochondrii, pewnej ociężałości w głowie i bólu w członkach nie odczuwał żadnych innych skutków.Mózg jego pracował dość dokładnie, chociaż dusza była chora.Wstał dość późno i od razu przypomniał sobie wczorajszy wieczór; przypomniał sobie również, acz niezbyt wyraźnie, i to, jak w pół godziny po ataku przyprowadzono go do domu.Dowiedział się, że był już u niego posłaniec od Jepanczynów i pytał o jego zdrowie.O wpół do dwunastej zjawił się drugi; to mu sprawiło przyjemność.Wiera Lebiediew jedna z pierwszych przyszła go odwiedzić i usłużyć mu.W pierwszej chwili, gdy go zobaczyła, rozpłakała się nagle, ale gdy książę od razu ją uspokoił - roześmiała się.Jakoś nagle zastanowiło go głębokie współczucie okazywane mu przez tę dziewczynę; chwycił jej rękę i pocałował.Wiera gwałtownie się zarumieniła.- Ach, co pan robi, co pan robi! - zawołała przerażona i szybko cofnęła rękę.Odeszła wkrótce w jakimś dziwnym zmieszaniu.Między innymi zdążyła mu opowiedzieć, że jej ojciec dziś skoro świt pobiegł do „nieboszczyka”, jak nazywał generała, żeby się dowiedzieć, czy czasem przez noc nie umarł, no i dowiedział się, że śmierć stoi tam już koło progu.O dwunastej wrócił do domu i zjawił się u księcia sam Lebiediew, ale właściwie „tylko na minutkę”, żeby spytać, jak „drogocenne zdrowie” i tak dalej, a przy okazji zajrzeć do „szafki”.Wciąż tylko jęczał i biadał, więc książę prędko go pożegnał; stary lis usiłował jednak wypytać księcia o wczorajszy atak, chociaż widać było, że jest o tym najdokładniej poinformowany.Po nim przyleciał Kola, również na chwilkę; ten rzeczywiście się śpieszył i był nadzwyczaj posępny i zaniepokojony.Zaczął od tego, że wprost i usilnie poprosił księcia o wyjaśnienie tych wszystkich rzeczy, które przed nim ukrywano, dodając, że już o wszystkim prawie dowiedział się wczoraj.Był tym głęboko i silnie wstrząśnięty.Z całym możliwym współczuciem, do jakiego tylko był zdolny, książę opowiedział mu całą sprawę, jak najdokładniej przytaczając fakty, i niby piorunem raził biednego chłopca.Kola nie mógł wymówić ani słowa i rozpłakał się.Książę poczuł, że to było jedno z tych wrażeń, które zostają na zawsze i czynią stanowczy przełom w życiu młodzieńca.Pośpieszył więc wyrazić mu swój własny pogląd na sprawę, zaznaczając, że według niego śmierć starca jest może bezpośrednim skutkiem tej zgrozy, którą w jego sercu wzbudził występek, i że na to nie każdy by się zdobył.Oczy Koli błysnęły, gdy wysłuchał księcia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]