[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na ekranie widać było rozmyty pik z kilkoma rysującymi się wierzchołkami.– Kiedy się tu zjawią? zapytał Stern.– Sądząc po mocy sygnału, w przybliżeniu za godzinę.– Ile osób wraca? – odezwał się Gordon.– Trudno jeszcze powiedzieć.Na pewno więcej niż jedna.Może nawet cztery czy pięć.– Czyli wszyscy.– Gordon odetchnął z ulgą.– Widocznie odnaleźli profesora i wracają w komplecie.Obaj popatrzyli znacząco na Kramer.– Przykro mi – rzuciła.– Bez osłon nikt się tu nie pojawi.To nie podlega dyskusji.01.01.52Kate podniosła się powoli.Była w wąskiej przestrzeni, najwyżej dwumetrowej, między wysokimi kamiennymi ścianami.Jaskrawy blask płomieni padał z szerokiego przejścia po lewej.Naprzeciwko znajdowały się ciężkie kamienne drzwi.W głębi korytarza były schody.Prowadziły stromo wzdłuż muru na niewielki podest zawieszony dobre dziesięć metrów wyżej.Gdzie się znalazła?Chris znowu uniósł klapę, wyjrzał przez szparę i wskazując blask płomieni widoczny w przejściu, szepnął:– Chyba już wiem, dlaczego nie mogliśmy znaleźć początku tego korytarza.– Dlaczego?– Jesteśmy za paleniskiem.– W wielkiej sali?Podeszła do otworu i wyjrzała ostrożnie.Zobaczyła tuż przed sobą ogień w gigantycznym palenisku.Przez płomienie dostrzegła rycerzy lorda Olivera siedzących przy stole tyłem do niej, nie dalej niż pięć metrów.– Masz rację – szepnęła.– Jesteśmy na tyłach wielkiej sali.Obejrzała się na Chrisa i przywołała go ruchem ręki.Już zamierzała prześliznąć się do drzwi na końcu korytarza, gdy nagle sir Guy odwrócił się od stołu, cisnął w ogień ogryzione udko kurczęcia i pochylił się z powrotem nad talerzem.Kate cofnęła się.Ale było za późno.Malegant nagle wyprostował się na krześle i odwrócił po raz drugi.Musiał ją wcześniej zauważyć.Kiedy ich spojrzenia się zetknęły, wykrzyknął:– Mój panie!Poderwał się z miejsca i sięgnął po miecz.Kate rzuciła się do drzwi.Szarpnęła raz i drugi, ale były zamknięte na głucho.Nie dała rady ich otworzyć.Zawróciła ku schodom po drugiej stronie paleniska.Spostrzegła, że sir Guy stoi tuż przed stosem płonących drew, jakby się wahał.Zauważył ją po raz drugi i natychmiast przeskoczył przez ogień.Chris był wychylony do połowy z otworu w podłodze.– Uciekaj! – krzyknęła do niego i wbiegła na schody.Malegant machnął za nią mieczem, ale głownia z brzękiem uderzyła w mur.Zaklął głośno i spojrzał w otwarte przejście.Chyba nie dostrzegł Chrisa, bo błyskawicznie rzucił się za nią po schodach.Kate żałowała, że nie ma żadnej broni.Pomknęła w górę.* * *Na szczycie schodów, tuż przed wąską platformą, wpadła twarzą w gęstą sieć pajęczyn.Ściągnęła je z obrzydzeniem.Niezabezpieczony barierką podest miał najwyżej metr długości, ale jej to nie przeszkadzało.Była przyzwyczajona do jeszcze węższych półek skalnych.Za to sir Guy musiał się bać.Wyraźnie zwolnił, stawiał ostrożnie stopy, sunąc ramieniem wzdłuż muru.Trzymał się jak najdalej krawędzi schodów, wbijał palce we wszelkie nierówności kamiennej ściany.Raz po raz zerkał przez ramię.Więc ten nieustraszony rycerz cierpi na lęk wysokości, pomyślała.Nie rezygnował jednak.Widocznie trudne położenie tylko podsycało jego wściekłość, bo spoglądał na nią z morderczym błyskiem w oczach.Platforma kończyła się niskimi drewnianymi drzwiami z wywierconym pośrodku otworem wielkości monety.Najwyraźniej schody i podest zbudowano tylko po to, by z ukrycia można było obserwować, co się dzieje w zamkowym holu.Kate pchnęła drzwi.Ani drgnęły.Naparła na nie ramieniem.Zamiast się otworzyć, wypadły z futryny, runęły w dół i z hukiem wylądowały na posadzce.Omal nie poleciała razem z nimi, ledwie zdołała się złapać krawędzi ściany.Wyjrzała na salę.Była wysoko, na poziomie masywnych dzwigarów podtrzymujących konstrukcję dachu.Stół zastawiony do wieczerzy znajdował się dziesięć metrów niżej.Na wprost podestu odchodziła centralna krokiew, która biegła przez całą długość budowli.Co półtora metra krzyżowała się z bocznymi krokwiami ginącymi w otworach zewnętrznych ścian.Wszystkie belki były pokryte ornamentami i połączone w całość krzyżulcami.Kate bez wahania wyszła na główną krokiew.Mężczyźni w dole zadarli głowy, wskazywali ją palcami.Lord Oliver krzyknął:– Na Świętego Jerzego! To uczeń magistra! Jesteśmy zdradzeni! Magister! – Grzmotnął pięścią w stół i poderwał się z krzesła, nie spuszczając z niej wzroku.– Chris, odszukaj profesora – powiedziała cicho Kate.Coś zatrzeszczało.–.bra.– Słyszysz mnie? Chris?Nie było odpowiedzi.Ruszyła szybko po krokwi.Znaczna wysokość nie budziła w niej lęku.Belka miała dobre pół metra szerokości, była jak kładka nad otchłanią.W dole znów rozległy się krzyki.Kate zerknęła przez ramię.Sir Guy wyszedł za nią na krokiew.Wyglądał na przerażonego, ale obecność świadków tego wyczynu dodawała mu odwagi.W każdym razie nie zamierzał okazywać strachu.Zrobił kilka drobnych kroków, lecz poczuwszy się pewniej, ruszył nieco szybciej.Trzymany w ręku miecz pomagał mu utrzymać równowagę.Kiedy dotarł do pierwszego łączenia, chwycił się pionowego wspornika, okrążył go ostrożnie, zaczerpnął głęboko powietrza i poszedł dalej.Szeroka centralna krokiew ułatwiała mu pościg.Erickson przeskoczyła więc szybko na boczną belkę i skręciła w kierunku ściany.Ta krokiew miała nie więcej jak trzydzieści centymetrów szerokości, nie było już tak łatwo po niej iść.Kate dotarła do krzyżulca i prześliznęła się na drugą stronę pionowego wspornika.Dopiero teraz zrozumiała swój błąd.W średniowiecznych konstrukcjach dachowych zwykle umieszczano elementy wzmacniające wzdłuż ścian: dodatkowe krzyżulce, belki rozporowe czy choćby ozdobne wiązania.Ale ten zamek został zbudowany w stylu francuskim.Boczna krokiew była po prostu wpuszczona w otwór w murze, nieco ponad metr wyżej odchodził ukośnie wspornik dachu.Poza tym nie było nic.A przecież oglądała szczegóły tej konstrukcji wśród ruin w Beyzac, nawet dokładnie badała otwory w ścianach.Dlaczego wyleciało jej to z pamięci?Znalazła się w pułapce.Przed sobą miała gładką ścianę, a nie mogła już zawrócić, bo sir Guy czekał przy spojeniu krokwi.Nie dało się też przeskoczyć na sąsiednią krokiew, oddaloną o półtora metra.A może? Odległość była duża, a Kate nie miała żadnego zabezpieczenia.Obejrzała się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]