[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak upiększać to, co już jest doskonałe?- Czy jest pani gotowa? - zapytał detektyw Broumas.265Siedział naprzeciwko mnie.Policjant mundurowy zająłstanowisko przy drzwiach.Spoglądając w jego stronę, stwierdziłam, że ma znudzony wyraz twarzy, jakby to był dzień jak co dzień.- Przyjaciółka powiedziała mi, że moja matka została zamordowana - odezwałam się.- Tak, ktoś musiał przyłożyć do tego rękę.- Kto?- Jeszcze nie mamy pewności - odparł detektyw.- Znalazła ją w piwnicy jedna z sąsiadek.- Pani Castle.Ona ma klucz.- W ten sposób odpowiedziałam sobie sama na swoje pytanie.- Akurat nie ma.Zauważyła z tyłu uchylone okno i poprosiła o pomoc młodą kobietę.Detektyw Broumas spoglądał w notes.Była to mała oprawna w skórę książeczka z czerwoną tasiemką jako za-kładką.- Madeline Fletcher.Jej ojciec jest sąsiadem pani matki.Przez chwilę pomyślałam o tatuowanym dziwolągu, który wślizguje się do domu matki i o tym, jakby to matkę zdenerwowało.- Tak - powiedziałam - to jest właśnie to okno, które wczoraj próbował naprawić mój mąż.- Było szeroko otwarte - dodał detektyw Broumas.- Nie powinno być.- Pani Castle powiedziała też, że pani tam była wczoraj wieczorem.Że widziała pani samochód przed domem matki do jakiejś siódmej wieczór.- Rzeczywiście.- Co pani tam robiła?266- To jest moja matka, proszę pana.- Proszę wobec tego opowiedzieć nam po kolei, co pani tam robiła i jak ją pani zostawiła.Czy matka spała, czy nie?Co na sobie miała? Czy były w tym czasie jakieś telefony? Czy słyszała pani jakieś dziwne hałasy? Czy pani matka się bała kogoś czy czegoś?- Matka bardzo od jakiegoś czasu podupadała - usłyszałam swoje własne słowa.Użyłam tego potocznego określenia, którego tak nie znosiłam w stosunku do starszych ludzi.-Kilka lat temu zachorowała na raka jelita grubego i tak na dobre nigdy się z tego nie podniosła.Jej doktor twierdzi, że jeśli ludzie żyją tak długo, to prędzej czy później dopada ich nowotwór jelit.Taki jego żarcik.Detektyw Broumas odchrząknął.- Tak, to poważna sprawa.Rozmawialiśmy z panią Castle i wiem, że bardzo pani matce pomagała.Czy poza nią ktoś jeszcze tam przychodził?Spojrzałam na swoje dłonie.Przestałam nosić jakąkolwiek biżuterię.Zaczęła mi ciążyć.Stwierdziłam na przykład, że w restauracji, pod koniec posiłku z lewej strony nakrycia mia-łam zawsze kupkę pierścionków, kolczyków, zegarek.Z tym wszystkim na sobie nie byłabym w stanie rozmawiać.- Ostatnio nie - odparłam.- Pani Castle wspomniała o pewnym incydencie, jaki się wydarzył w domu pani matki nie tak dawno - drążył detektyw Broumas.Spojrzałam na niego czujnie.- W swoim dawnym pokoju znalazłam prezerwatywę.- I?267- Doszłyśmy do wniosku, że to sprawka chłopca, który czasem przychodził do matki załatwiać jej różne sprawy na mieście, a czasem robił w domu drobne naprawy, z którymi już sama sobie nie radziła.Broumas spojrzał do notesu.- Manny Zavros?- Tak, Manny Zavros.- Watson Road piętnaście dwadzieścia pięć?- To adres jego matki - wyjaśniłam.- Manny zniknął, kiedy pani Castle zawiadomiła parafię.- Zniknął?- Czy myślicie, że to on?- Badamy wszystkie tropy.- Nie chciałabym dla Manny'ego kłopotów, ale.- Tak?- Jest jeszcze coś, o czym nie mówiłam nikomu.- Ale mnie się mówi wszystko - powiedział.Wiedziałam, że jest to właściwy moment, żeby posiać ziarno.Mówiąc to, czułam wypieki na policzkach.- Mniej więcej w tym samym czasie ze szkatułki mojej matki zginęła biżuteria.- I nie zgłosiła pani tego na policję?- Zauważyłam to dopiero po kilku tygodniach, a wtedy już Manny'ego nie było.Zmieniłam zamki w drzwiach.Tak czy owak, nie chciałam denerwować matki.Większości tej biżuterii od lat nie nosiła.- Rozumiem.Ale, przy okazji, pani matka nie jest jedyną osobą w sąsiedztwie, która zmarła w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.Wiedziałam, co mi powie, i uważałam, żeby się z tym nie zdradzić wyrazem twarzy.268- Mam nadzieję, że nie chodzi o pana Forresta?- A dlaczego pyta pani właśnie o niego?- Bo go bardzo lubię - odparłam.- Znam go od wczesnego dzieciństwa.- A co by pani powiedziała o pani Leverton?Szybko nabrałam tchu i nakryłam ręką usta.To zachowanie - wyraźnie nadmiernie wyreżyserowane - sprawiło, że poczułam się niezręcznie.- Dziś rano znalazła ją w sypialni sprzątaczka.Chociaż na własne oczy widziałam żywą panią Leverton odjeżdżającą ambulansem, nie mogłam oprzeć się myśli, że ja przynajmniej byłam przy śmierci mojej matki.- A dokładnie w jaki sposób umarły? - zapytałam.Poczu-łam pod swetrem rozprzestrzeniającą się delikatną warstew-kę potu.Ręce miałam wilgotne.Dlaczego nie zapytałam o to na samym początku?- Każda inaczej.Pani Leverton była nieprzytomna, ale oddychała, kiedy sprzątaczka ją znalazła.Umarła w karetce pogotowia w drodze do szpitala.- A moja matka?- O której opuściła pani dom matki wczoraj wieczorem?Usiadłam prosto, przygotowana na to, że za chwilę Broumas mnie oskarży.Ale spojrzał na mnie łagodnie i tą samą ręką, w której trzymał pióro, pociągnął za kant prawej no-gawki spodni.Przypomniało mi się określenie, którego mnie nauczyła Sara.„Słabo przystojny”.Był to funkcjonujący w show-biznesie termin używany wobec mężczyzn prawie przystojnych.Niby mieli wszystko, co trzeba, właściwe cechy i 269proporcje - kolor włosów, wzrost itd.- ale jednocześnie było w nich coś mdłego, coś „obok”, co sprawiało, że ich nigdy nie obsadzano w głównych rolach.Słaby podbródek, zbyt szeroko rozstawione oczy, zbyt odstające uszy.Zdecydowałam, że Robert Broumas należy właśnie do „słabo przystojnych”.- Chcę wiedzieć, jak umarła - powiedziałam.- Za chwilę odpowiem na to pytanie.O której godzinie wyszła pani wczoraj od matki?- Wkrótce po szóstej - odparłam i o mało się nie skrzywi-łam.Pani Castle powiedziała, że widziała mnie o siódmej.Detektyw Broumas przerzucił w swoim notatniku kilka kartek wstecz, poprawił się na krześle i odchrząknął.- Czy pani pojechała prosto do domu?- Nie.- A dokąd pani się udała?- Pani Castle może potwierdzić, w jak fatalnej formie by-ła moja matka.Że jej wczoraj nawet nie poznała.- Mówiła.- Wiedziałam, że będę musiała zadzwonić do hospicjum.I że jeśli ją zabiorą, to już nigdy więcej nie zobaczy swojego domu.Nagle stwierdziłam, że płaczę.Po policzkach płynęły mi łzy, które wycierałam rękawem swetra.Chciałam powiedzieć:„Ona nigdy nie musiała opuszczać domu.Czy zdajecie sobie sprawę z tego, jakie to było dla niej ważne?”.- Dosyć dużo jeździłam samochodem.Pojechałam w takie miejsce, w które jeżdżę, żeby.żeby pomyśleć.270- To znaczy gdzie?- W pobliżu Yellow Springs Road jest takie miejsce, z którego widać elektrownię atomową Limerick.- Jak długo pani tam przebywała?Obliczyłam w myślach, ile czasu spędziłam z Hamishem, i do tego dodałam jeszcze mniej więcej godzinę z czasu spę-dzonego u matki.- Około trzech godzin.- Siedziała pani i myślała przez trzy godziny?- Muszę przyznać, że.że się zdrzemnęłam.Przebywanie z matką bywa bardzo wyczerpujące.- I potem pojechała pani do domu, tak?- Tak.- Czy pani do kogoś dzwoniła albo z kimś rozmawiała?- Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]