[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kaza³ tak¿e za³adowaæ skrzynkê Chateau-Monbrisac rocznik 1976.ZnaleŸliœmy to winko, zupe³nie wyj¹tkowy trunek, na czarnym rynku wBrazzaville.Zapewne pochodzi³o od jakiegoœ notabla, któremu francuski oficja³da³ drobny upominek, a ten w³aœnie potrzebowa³ pieniêdzy.Na nasz arsena³ sk³ada³y siê liczne no¿e i dwadzieœcia pude³ek ca³kowicie lubczêœciowo opancerzonych pocisków z ³adunkiem nitro.No i, upakowane wwodoszczelnej skrzyni, trzydzieœci lasek dynamitu z zapalnikami.Trzydzieœci? By³em zaskoczony, ale Paulo odpowiedzia³ mi, odwracaj¹c wzrok, ¿eby³y potrzebne do ³owienia ryb.Ryb? Fakt, ¿e w rzece roi³o siê od wielkich,pysznych ryb, ale jedna jedyna laska zapewni³aby nam filetów na dwa tygodnie.Ryby nie by³y jedynym wyt³umaczeniem.Prawda by³a taka, ¿e Paulo lubi³ wielkie wybuchy.Podczas wszystkich przygód,jakie wspólnie prze¿yliœmy, zawsze musia³ coœ wysadziæ w powietrze.No ale wkoñcu tym razem ruszaliœmy jedynie na polowanie.Nie by³a to nawet wyprawa.Raczej safari.Czy takie iloœci dynamitu nie stanowi³y pewnej.- Lepiej za du¿o ni¿ za ma³o - uci¹³ Paulo.I wiêcej nie powróci³ ju¿ do tego tematu.Stary zabra³by nawet czo³g, gdybyœmytaki mieli w magazynie.By³y te¿ oczywiœcie trzy karabiny, gotowe do za³adunku, w nierdzewnychfutera³ach.By polowaæ na s³onie, cz³owiek zmuszony by³ wynaleŸæ broñ du¿egokalibru, jednostrza³ow¹, ale o wielkiej prêdkoœci pocz¹tkowej i ogromnej mocy.Bo s³onia nie daje siê zabiæ podstêpnie! Trzeba strzelaæ stoj¹c naprzeciwniego, ¿eby trafiæ w czaszkê, podejœæ na mniej ni¿ dwadzieœcia metrów, a onwtedy cz³owieka widzi.Nie ma to nic wspólnego ze spokojnymi i egzotycznymis³oniami z kenijskich rezerwatów.Na cz³owieka rzuca siê góra miêœni, wielkajak ciê¿arówka, wœciek³a i dzika, opêtana instynktem zabijania.S³oñ jest królem zwierz¹t.Z ca³ej fauny jest najpotê¿niejszy,najinteligentniejszy, a jego si³a nie ma sobie równych.Nawet wielkiedrapie¿niki daj¹ mu spokój, pod groŸb¹ bezlitosnego stratowania i rozerwania nastrzêpy.Tote¿ broñ mieliœmy doskona³¹: Weatherby 478, ogromnej mocy, ulubiony karabinPaula.Ja mia³em Winchestera Express.W rêkach Montaignes'a wyl¹dowa³ zwyk³yWinchester 375.Wszystko to broñ pewna, szybka, potê¿na; nie istnieje niclepszego.***Pirogi by³y gotowe póŸnym popo³udniem.Wyjazd przewidziano nazajutrz o œwicie.Podczas gdy zamocowywano ostatnie ³adunki, w powolnym tempie koñca dniaprzyst¹piliœmy do werbunku.Przede wszystkim potrzebowaliœmy sprawnejintendentury.Tylko dobra organizacja pozwala na unikniêcie materialnychproblemów, takich jak moskity, paso¿yty, wilgoæ znad mokrade³ i wycieñczeniewywo³ane ca³odziennym tropieniem.Potrzebowaliœmy do tego co najmniej dwóchosób.Paulo i Montaignes chcieli dobrze jeœæ.Ja te¿ by³em za.Zaanga¿owaliœmy wiêcjednomyœlnie Ma³¹.By³a m³oda, ale potrafi³a gotowaæ i to w dodatku tak, jaklubiliœmy.Ponadto mia³a wrodzon¹ znajomoœæ d¿ungli i czu³a siê w niej zupe³nieswobodnie.Wreszcie sama poprosi³a Paula, ¿ebyœmy j¹ zabrali, i w razie odmowyrozpêta³oby siê piek³o.Do pomocy na tym stanowisku przydzieliliœmy jej Octave'a.Nie by³ to mo¿enajlepszy nabytek, ale pod rozkazami Ma³ej móg³ okazaæ siê po¿yteczny.Poza tymmieliœmy go pod rêk¹.Paulo przeci¹³ dyskusjê oœwiadczaj¹c, ¿e udzia³ u naszegoboku w ekspedycji bêdzie dla Tatave, jak go nazywa³, bardzo pouczaj¹cy.I Tatave wyruszy³ z nami, niestety!***Pocz¹tkowo mieliœmy zamiar wzi¹æ na tropicieli ludzi Kuju.Znaliœmy w wiosceczterech czy piêciu, z którymi pracowaliœmy ju¿ wczeœniej.Udaliœmy siê wiêc doWodza, zgodnie ze zwyczajami, by prosiæ go o powierzenie nam dwóch swoichch³opców, na zwyk³ych w takich przypadkach warunkach i z odpowiednimuposa¿eniem.Ale w wiosce trwa³y prace.Nad rzek¹ stoj¹ce po kolana w b³ocie kobietyformowa³y wielkie lepkie ceg³y, które mê¿czyŸni przenosili i montowali.Wszêdzie widaæ ju¿ by³o zacz¹tki œcian.Wszystkie grupki, które naspozdrawia³y, poch³oniête by³y prac¹.Nie mogliœmy pozbawiaæ Wodza dwóch ludzi wchwili, gdy potrzebowa³ ka¿dego z nich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]