[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rozejrzała się po lśniącej czystością k u c h n i.-W każdym razie nie ma znaczenia, jak bardzo pilnuje sięrzeczy.Nie można ich kontrolować.Czasem znikają, podobnie jak ludzie.- Machnęła ręką w powietrzu.- Ottak, po prostu.- Przykryła dłonią jego rękę.- Nie marnujsobie życia, usiłując się dowiedzieć, gdzie znikają.Pożegnali się przy drzwiach.- Skoro już m o w a o znikaniu i pojawianiu się - rzuciła Susan, usiłując ukryć zażenowanie - to jeśli natknieszsię na Sandy, zanim nas odwiedzi, powiedz, że znalazłam jej purpurowy pamiętnik z motylami.Był w jej sypialni.Dziwne, ponieważ sprzątałam t a m już dziesiątki razy i nigdy go nie widziałam.- Zmarszczyła czoło.-Myślę, że to dla niej ważna informacja.- Spojrzała ponadramieniem Jacka i znów pomachała do kogoś na ulicy.315Obejrzał się i zobaczył kobietę w wieku Susan.- To paniButler - wyjaśniła Susan, chociaż dla Jacka była to nieistotna informacja.- Jej córka, J e n n y - M a y , zaginęław w i e k u dziesięciu lat.Rówieśnica Sandy, przemiładziewczynka.Aniołek, jak powiadają.Jack przyjrzał się kobiecie z n a g ł y m zainteresowaniem.- Znaleźli ją?- Nie - odparła Susan ze smutkiem.- Nigdy jej nieodnaleźli.Co noc pani Butler zostawia na ganku zapalone światło, już od dwudziestu czterech lat.Ma nadzieję,że córka wróci do d o m u.Prawie nie wyjeżdża na wakacje, tak się boi, że się rozminą.Jack w o l n y m krokiem ruszył do samochodu.Czuł siędziwnie, inaczej.Zatrzymał się, spojrzał w niebo i zamyślił się nad tym, co zrozumiał po spotkaniu z m a t k ą Sandy.Uśmiechnął się, a potem rozpłakał.Ulga omyła goniczym rzęsisty deszcz.Po raz pierwszy w tym roku poczuł, że może wreszcie się zatrzymać.I znowu zacząć żyć.Rozdział 42Bobby nie był w nastroju, żeby porozmawiać o śmiechu,który przedarł się do tego świata zeszłej nocy.Widać było wyraźnie, że stracił ducha.Czułam ból, gdy na niegopatrzyłam, na tego pięknego ptaka, który kiedyś żył pełnią życia, przemierzał podniebne przestrzenie, wyśpiewując pieśń radości, a teraz leżał na ziemi pokonany, z p o ł a m a n y m i skrzydłami.Kilka razy usiłowałam nawiązać do sprawy, ale to jedynie pogarszało sytuację.Bobby nie szlochał, nie uronił n a w e t łzy.Jego milczenieogłuszało słowami, których nie potrafił lub nie chciałwymówić.Wyglądało na to, że postanowił skoncentrować się na moich problemach, dopóki nie będzie gotowyrozprawić się ze swoimi.Nie było mi to obce - samaw podobny sposób radziłam sobie z życiem.- Dlaczego zawsze zostawiasz torbę przy drzwiach? -spytał.Odezwał się po raz pierwszy, od kiedy wróciliśmy dosklepu.Podążyłam za jego wzrokiem tam, gdzie nieświadomie porzuciłam walizkę z m o i m i u b r a n i a m i , a raczeju b r a n i a m i Barbary Langley.Z a c h o w y w a ł a m się jakkowboj w westernie, który stawia konia tuż przy wej-317ściu do saloonu, żeby móc w każdej chwili odjechać.Robiłam to, aby zniwelować uczucie klaustrofobii, odzywające się we mnie, gdy przebywałam w j e d n y m pokoju z ludźmi, w których towarzystwie czułam się niewygodnie.Włączając w to m o i c h rodziców.I Gregory'ego.I moje m i e s z k a n i e.Bardzo r z a d k o t r z y m a ł a m torbęz ubraniami gdziekolwiek indziej, na przykład przy sobie.Zazwyczaj j e d n o spojrzenie na nią, stojącą przydrzwiach wystarczało, żebym poczuła się lepiej.Wiedziałam wtedy, że jest stąd wyjście, a na dowód tegostoją przy n i m moje rzeczy.Wzruszyłam ramionami.- Siła przyzwyczajenia.- Tym sposobem wszystkiemoje problemy życiowe i skomplikowane dziwactwa zostały zredukowane do głupiego gestu i dwóch nieistotnych słów.Bobby nie miał ochoty wypytywać mnie o szczegóły.Wróciliśmy do składziku z pudłami pełnymi moich rzeczy.- No dobrze - przerwałam milczenie i spojrzałam naBobby'ego, który wpatrywał się przed siebie i sprawiałwrażenie, jakby nigdy przedtem nie był w tym pokoju.-Po co tu znowu przyszliśmy?- Żeby opróżnić pudła z twoimi rzeczami.- Po co?Nie odpowiedział.Nie dlatego, że chciał m n i e zignorować, po prostu chyba nie usłyszał.Miał głowę zaprzątniętą czym innym.Zaczął wyjmować wszystko z pierwszego pudła, umieszczając ostrożnie p a n a Pobbsa na podłodze.Ułożył wszystkie rzeczy w r ó w n y m szeregu odściany do ściany, po czym przystąpił do opróżniania kolejnego kartonu.Pomagałam m u , chociaż nie rozumiałam, dlaczego to robimy.Po d w u d z i e s t u m i n u t a c hwszystkie moje rzeczy znalezione Tutaj leżały w sześciurówniutkich rzędach na orzechowej podłodze.Spogląd a ł a m na nie i nie m o g ł a m p o w s t r z y m a ć u ś m i e c h u.318Wszystko to, od zszywacza do pana Pobbsa, otwierałodrzwi do zamkniętych na klucz w s p o m n i e ń.Bobby popatrzył na mnie.- O co chodzi? - spytałam.- Zauważyłaś coś?Przebiegłam wzrokiem po przedmiotach ułożonychna podłodze.Pan Pobbs, podkoszulek, dwadzieścia pojedynczych skarpetek, ozdobne pióro, plik d o k u m e n t ó w ,za ich zgubienie nieźle mi się oberwało.O co w tymwszystkim chodzi? Spojrzałam na niego pytająco.- Co z paszportem? - spytał rzeczowo.Spojrzałam na podłogę, uśmiechając się do w s p o m n i e ń.Kiedy m i a ł a m piętnaście lat, rodzice zorganizowaliwycieczkę rodzinną w Alpy austriackie.Niestety, dzieńprzed wyjazdem zginął mój paszport i nigdzie nie mogliśmy go znaleźć.Nie chciałam nigdzie wyjeżdżać.Marudziłam na tentemat miesiącami.Tydzień wakacji za granicą oznaczałdwa opuszczone spotkania z p a n e m Burtonem, ale niechodziło tylko o to.Każdy strach, irracjonalna fobiautrudniają nasze codzienne życie.Przestały m n i e bawićwycieczki, ponieważ b a ł a m się, że coś zgubię.Gdybystało się to w miejscu takim jak Austria, gdzie nigdy niebyłam i do którego prawdopodobnie nigdy nie wrócę,w jaki sposób miałabym wtedy odnaleźć to, co zniknęło?Tego wieczoru, gdy zaginął mój paszport, nagle zmieniłam zdanie.Dwie sesje z p a n e m Burtonem poszły w zapomnienie.Chciałam już tylko odnaleźć paszport i pojechać na wycieczkę.Wszystko, tylko nie utrata kolejnej własności.Wycieczka została odwołana, ponieważ nie mieliśmyczasu, żeby załatwić paszport tymczasowy.Rodzice byliskołowani, podobnie jak ja.Wszyscy zgodnie przewróciliśmy do góry nogami cały dom w poszukiwaniu zaginione-319go dokumentu.Teraz, po tych wszystkich latach, znajdujesię tutaj, naddarty, podniszczony, ale cały, z zabawną fotografią mnie w wieku jedenastu lat.To był przedziwnymoment [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl