[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale by³am s³aba igrzeszna.Wziê³am ten nó¿ do rêki znowu, kiedy mia³aœ trzy lata, i znowu siê cofnê³am.Wiêc teraz diabe³ powróci³.Carrie powoli, niepewnie post¹pi³a krok do przodu.— Mamo, przysz³am, ¿eby ciê zabiæ.A ty tu czeka³aœ, ¿eby zabiæ mnie.Mamo,to.to nie powinno tak byæ, mamo.To nie powinno.— Módlmy siê — powiedzia³a cicho mama.Wpatrywa³a siê uporczywie w Carrie, a wjej oczach malowa³o siê jakieœ okropne ob³¹kañcze wspó³czucie.Na zewn¹trzpojaœnia³o, cienie tañczy³y na œcianach jak t³um derwiszów.— Po raz ostatnimódlmy siê.— Och, mamo, pomó¿ mi! — wykrzyknê³a Carrie.Upad³a na kolana z pochylon¹ g³ow¹, wznosz¹c rêce b³agalnym gestem.Mama wychyli³a siê do przodu.Nó¿ opad³ zakreœlaj¹c w powietrzu migotliwy ³uk.Byæ mo¿e Carrie dostrzeg³a to k¹tem oka, gdy¿ rzuci³a siê gwa³townie do ty³u inó¿, zamiast wbiæ siê jej w plecy, utkwi³ w ramieniu a¿ po rêkojeœæ.Stopy mamyzaczepi³y o nogi krzes³a i Margaret z rozmachem usiad³a na pod³odze.Patrzy³y na siebie w zastyg³ym milczeniu.Z rany wokó³ rêkojeœci no¿a zaczê³a wyp³ywaæ krew i skapywaæ na pod³ogê.Potem Carrie powiedzia³a cicho:— Chcê ci daæ prezent, mamo.Mama spróbowa³a wstaæ, zatoczy³a siê i opad³a z powrotem na kolana,podpieraj¹c siê rêkami.— Co ty robisz? — wychrypia³a.— Wyobra¿am sobie twoje serce, mamo — powiedzia³a Carrie.— £atwiej mi jest,kiedy widzê ró¿ne rzeczy w g³owie.Twoje serce to wielki czerwony miêsieñ.Moje bije szybciej, kiedy u¿ywam swojej mocy.Ale twoje bije teraz trochêwolniej.Trochê wolniej.Margaret ponownie spróbowa³a wstaæ, ale nie da³a rady.Wystawi³a dwa palce wgeœcie chroni¹cym od z³ego uroku.— Trochê wolniej, mamo.Czy wiesz, co to za prezent? To, czego zawszepragnê³aœ.Ciemnoœæ.Tam, gdzie mieszka Bóg, czymkolwiek jest.Margaret White wyszepta³a:— Ojcze nasz, któryœ jest w niebie.— Wolniej, mamo.Wolniej.—.œwiêæ siê imiê Twoje.— Widzê, jak twoja krew przestaje p³yn¹æ.Wolniej.—.przyjdŸ królestwo Twoje.— Twoje rêce i stopy s¹ bia³e jak marmur, jak alabaster.—.b¹dŸ wola Twoja.— Moja wola, mamo.Wolniej.—.jako w niebie.— Wolniej.—.tak.tak.tak i.Upad³a na twarz.Jej d³onie zatrzepota³y.—.tak i na ziemi.Carrie szepnê³a:— Kropka.Popatrzy³a na ranê i niepewn¹ rêk¹ ujê³a rêkojeœæ no¿a.(nie o nie to boli za bardzo boli)Spróbowa³a wstaæ.Nie mog³a.Wreszcie jakoœ wsta³a, opieraj¹c siê o sto³ekmamy.Krêci³o jej siê w g³owie, nap³ywa³y fale md³oœci, w gardle czu³a smakkrwi, jasnej i czystej.Przez okna wp³ywa³ teraz do œrodka gryz¹cy dym.P³omienie objê³y ju¿ s¹siedni dom; na dach, na ten sam dach, który niegdyœ takbrutalnie podziurawi³y kamienie, spada³y teraz iskry m¿¹ce ³agodnym œwiat³em.Carrie wysz³a z domu tylnymi drzwiami, zataczaj¹c siê przebrnê³a przez podwórzei opar³a siê(gdzie jest moja mama)o drzewo.Pamiêta³a niejasno, ¿e powinna jeszcze coœ zrobiæ.Coœ jakby(motele parkingi)anio³ z mieczem.Z mieczem ognistym.Niewa¿ne.Przypomni sobie.Przesz³a przez podwórze do Willow Street, a potem wczo³ga³a siê na skarpêprowadz¹c¹ do szosy nr 6.By³a 1.15 w nocy.By³a 23.20, kiedy Christine Hargensen i Billy Nolan wrócili do „The Cavalier".Weszli schodami od ty³u, przekradli siê przez korytarz do swojego pokoju iledwie Chris zd¹¿y³a zapaliæ œwiat³o, Billy zacz¹³ zdzieraæ z niej bluzkê.— Na litoœæ bosk¹, pozwól mi to rozpi¹æ.— Do cholery z tym.Nagle chwyci³ bluzkê w garœæ i szarpn¹³ mocno.Materia³ rozdar³ siê z ostrymtrzaskiem.Jeden guzik odskoczy³ i potoczy³ siê po go³ej drewnianej pod³odze.Z do³u dochodzi³a st³umiona prymitywna, podniecaj¹ca muzyka.Ca³y budyneklekko dygota³ od niezgrabnych, entuzjastycznych podskoków farmerów, m³ynarzy,kierowców ciê¿arówek, kelnerek i fryzjerek, m³odocianych chuliganów i ichmiejscowych przyjació³ek z Westover i Motton.— Hej.— Cicho b¹dŸ.Trzepn¹³ j¹ w twarz, a¿ g³owa jej polecia³a do ty³u.Spojrza³a na niego zzimnym, zawziêtym b³yskiem w oku.— To koniec, Billy.— Cofa³a siê przed nim ko³ysz¹c piersiami w staniku, p³askibrzuch podnosi³ siê i opada³, d³ugie, smuk³e nogi w d¿insach by³y sprê¿one jakdo skoku; ale cofa³a siê w stronê ³Ã³¿ka.— Skoñczone.— Pewnie — odpar³.Pochyli³ siê ku niej, a wtedy Chris ze zdumiewaj¹c¹ si³¹uderzy³a go w policzek.Wyprostowa³ siê i potrz¹sn¹³ g³ow¹.— Podbi³aœ mi oko, ty dziwko.— Dostaniesz jeszcze.— Jasne, ¿e dostanê.Wpatrywali siê w siebie z nienawiœci¹, dysz¹c ciê¿ko.Potem Billy zacz¹³rozpinaæ koszulê.Na jego usta wyp³yn¹³ nieznaczny uœmieszek.— Robisz postêpy, Charlie.Naprawdê robisz postêpy.— Zawsze nazywa³ j¹Charlie, kiedy by³ z niej zadowolony.Z nag³ym przeb³yskiem ch³odnegorozbawienia pomyœla³a, ¿e najwidoczniej jest to jakieœ ogólne okreœlenie nadobr¹ dupê.Mimo woli sama równie¿ zaczê³a siê uœmiechaæ i trochê siê odprê¿y³a.W tejsamej chwili Billy rzuci³ jej koszulê na twarz, z przysiadu r¹bn¹³ j¹ g³ow¹ wbrzuch jak kozio³ i przewróci³ na ³Ã³¿ko.Sprê¿yny jêknê³y donoœnie.Zaczê³abezsilnie t³uc go piêœciami po plecach.— Z³aŸ ze mnie! Z³aŸ ze mnie! Z³aŸ ze mnie, ty œmierdz¹cy chamie.Z³aŸ zemnie!Wyszczerzy³ do niej zêby w uœmiechu i jednym szybkim, brutalnym ruchem rozerwa³jej zamek w d¿insach uwalniaj¹c biodra.— Zawo³asz tatusia? — mamrota³.— Tak? Gadaj! Zawo³asz tatusia, mójkurczaczku? Co? Zawo³asz swojego wielkiego tatusia prawusia? Co? Powinienemciebie tym oblaæ, wiesz? Powinienem ci to wsadziæ w pysk.Wiesz o tym? Co?Gadaj? Œwiñska krew dla œwini, co? Prosto w pysk, no nie? Ty.Chris nagle przesta³a walczyæ.Billy zamilk³ i popatrzy³ na ni¹.Dziwacznyuœmieszek b³¹dzi³ po jej twarzy.— Ca³y czas chcia³eœ w ten sposób, co? Ty nêdzny gnojku.Ca³y czas, prawda? Tybiedny, ¿a³osny, za³gany kutasie.Powoli wyszczerzy³ zêby w ob³¹kañczymgrymasie.— To niewa¿ne.— Tak — przyzna³a.— Niewa¿ne.— Uœmiech nagle znik³ z jej twarzy.Odchyli³ag³owê do ty³u, a¿ ¿y³y wyst¹pi³y jej na szyi — i plunê³a mu w twarz.Zapadli w czerwon¹, hucz¹c¹ otch³añ zapomnienia.Na dole orkiestra ³omota³a i sapa³a dychawicznie (£ykam ma³e bia³e pigu³ki, conie daj¹ zasn¹æ nikomu.Szeœæ dni jestem w drodze, ale dziœ wieczór bêdê wdomu!) pe³n¹ par¹, bardzo g³oœno, bardzo Ÿle, piêcioosobowy zespó³ wkowbojskich koszulach naszywanych cekinami i nowych zwê¿anych do do³u d¿insachnabijanych b³yszcz¹cymi æwiekami, od czasu do czasu ocieraj¹cy z czo³a potzmieszany z brylantyn¹, gitara prowadz¹ca, gitara rytmiczna, gitara stalowa,gitara dobro, perkusja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]