[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej wspaniałe włosy wyraźnie się przerzedziły.Oczywiście mogło się zdarzyć, że kobietom po porodzie wypadały włosy, ale to mijało.Mali słyszała o tym, choć sama czegoś takiego nie doświadczyła.Ale uważała, że od porodu siostry minęło już wystarczająco dużo czasu, by doszła do zdrowia.Nie wyglądało jednak, by długie, ciepłe lato ją wzmocniło.Pot perlił się jej na czole i górnej wardze, gdy opadła obok Mali i oparła się o ścianę.- Zapomniałam, jakie to długie i ciężkie podejście - rzuciła zdyszana, ocierając dłonią twarz.- Nie cięższe niż zwykle - odparła Mali, zerkając na siostrę z ukosa.- To raczej ty nie jesteś tak samo silna.Ale to wróci, wiesz.Potrzeba czasu.- Chyba tak.- Pijesz mój napar, prawda?- Tak, i jem wszystko, co Halldis przede mną stawia - uśmiechnęła się Margrethe.- To chyba jakiś cud, że nie jestem wielka jak góra po tym, jak mnie karmią w Innstad.Nie, nie była wielka.Mali nigdy jeszcze nie widziała siostry tak szczupłej jak teraz.Zaczynała wyglądać wręcz na chudą.Mali objęła ją i poczuła wyraźnie kości jej ramienia.Coś złego działo się z Margrethe, była pewna.Przecież już powinna wydobrzeć po tym porodzie, nawet biorąc pod uwagę utratę krwi.- Byłaś u doktora? - spytała nagle Mali.Margrethe uniosła na nią matowe spojrzenie.- U doktora? A po co miałabym iść do doktora? Przecież jestem zdrowa.Wiesz, prowadzenie gospodarstwa, dzieci.Tak, ciągle się boję - dodała nagle.- Boję się o małą Ingrid.Nie rośnie, jak powinna, i myślę, że jest.opóźniona.- Opóźniona?- Tak, we wszystkim.Przecież nawet nie umie jeszcze siedzieć, a Dordi Beret.- Wiesz, dzieci się bardzo różnią - rzuciła Mali, starając się nie okazać niepokoju, który poczuła.- Przecież to i tak cud boski, że Ingrid przeżyła.Ona potrzebuje po prostu więcej czasu.Dzieci, które się rodzą słabe, potrzebują czasu.- No tak, to możliwe - odparła Margrethe.- Chyba nie zniosłabym myśli, że mogłabym stracić jeszcze jedno.Wstały i zaczęły iść pod górę.Słońce padało na nie z ukosa przez przerzedzone, kolorowe liście i sprawiło, że skóra Margrethe pojaśniała, a włosy zyskały żywszy odcień i blask.Zupełnie jak wtedy, gdy była młoda, pomyślała Mali, i przywodziła na myśl oszałamiająco piękną huldrę.Albo zeszłego lata, gdy była zdrowa i zadowolona.Ale jednak, gdy słońce oświetliło ją od tyłu, wyglądała jak duch.Mali przeniknął zimny dreszcz.Przeszły powoli przez mokradła.Zbierały borówki z czerwieniejących krzewinek, gawędziły i śmiały się.Wokół nich panowała wielka cisza.Tylko z góry dobiegał je szum potoku, który spiętrzał się w ciasnym wąwozie poniżej drogi na pastwiska.- O, to ten zdrój, Mali - uśmiechnęła się Margrethe.- Wszyscy z niego piją.Jego woda jest szczególna, wiesz o tym?- Tak, słyszałam o nim już pierwszego lata, gdy tu przybyłam - zaśmiała się Mali.- Nie wiem, czy rzeczywiście pomaga, ale zawsze możemy się napić.Przeszły na płaską półkę skalną przy brzegu wody, pochyliły się i napiły.Nagle Margrethe zaczęła kaszleć.Był to suchy, ciężki kaszel, który zgiął ją wpół.Mali poklepała ją po plecach, ale i tak chwilę trwało, zanim atak nie minął.Margrethe spływała potem.- Źle połknęłam - wykrztusiła z trudem.- Musiało mi wpaść nie w tę dziurkę.Mali nic nie powiedziała.Pochyliła się, zmoczyła skraj fartucha w wodzie i otarła twarz siostry.- Obiecaj mi, że pójdziesz do doktora - poprosiła.- Przecież nie twierdzę, że jesteś chora, tylko byłoby dobrze, gdyby on cię obejrzał.Już za długo nie możesz dojść do siebie.- Głupstwa - odparła siostra.- Ty zawsze się o mnie niepokoisz.Miło mi, oczywiście - dodała, uśmiechając się blado do Mali.- Dobrze mi robi świadomość, że jesteś w pobliżu.Doceniam to, wierz mi, Mali.Ale doktora nie potrzebuję, na pewno nie.I jeśli nawet coś mi jest, to z pewnością nic niebezpiecznego.- Nagle zaśmiała się rozbrajająco, a jej twarz zajaśniała radością.- Nie bądź taka zasępiona.- Margrethe ujęła dłoń starszej siostry.- Wierz mi, nie masz najmniejszego powodu do niepokoju.Wręcz przeciwnie!Jej oczy ożywiły się nagle.Mali spojrzała na nią uważnie, na jej jaśniejący uśmiech i roziskrzone, wesołe oczy.Na jej skórę, która także wróciła do życia, prawie jak w gorączce.Coś poruszyło się w niej niespokojnie, ale odsunęła tę myśl.To nie mogło być możliwe.- Wierzę ci - uśmiechnęła się, ściskając ciepłą i wilgotną dłoń siostry.- Wierzę ci!Ale o tym, co naprawdę podejrzewała, nawet nie odważyła się myśleć.ROZDZIAŁ 5Tegoroczny ubój owiec już się skończył.W Stornes sprawiono i zmagazynowano mięso na długą zimę.Część leżała w skrzyniach przesypana solą, część konserwowała się w słonej wodzie, a część stała zawekowana w dużych słojach na półkach spiżarni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]