[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tamten odpowiedział coś, a następnie poszedł dalej plażą.Pierwszy odwrócił się i zaczął iść ku Cyrene długimi, szybkimi krokami.W ciągu ostatnich trzech lat wzrok Cyrene znacznie się zaostrzył, podobnie jak wzrosła jej spostrzegawczość i zdolność zapamiętywania szczegółów.Mężczyznę, który szedł w jej stronę, poznałaby wszędzie i zawsze.Rene.Drugim, właśnie znikającym między przybrzeżnymi drzewami, był agent markizy, Touchet.Co ci dwaj robili razem? Czy spotkali się przypadkiem, tu, z dala od pozostałych, czy też przyświecał im jakiś cel? Rene był faworytem markizy, a Touchet pozostawał na jej usługach.Chociaż Rene przybył do Nowego Orleanu dopiero niedawno, Cyrene nie zdziwiłaby się, gdyby znał Toucheta.Mimo to raczej nie byli przyjaciółmi; w każdym razie zeszłego wieczoru nie przywitali się jako tacy.Jeśli łączyły ich wspólne sprawy, musiały dotyczyć żony gubernatora.Pani Vaudreuil prowadziła rozmaitą działalność, ale jednym z głównych celów było dążenie do ukrócenia przemytu, który odbijał się szkodliwie na jej finansach.Jeśli Rene i Touchet byli zaangażowani w ten proceder, nie wróżyło to dobrze Bretonom.- Odeszłaś daleko od obozu - powitał ją Rene.Cyrene przyjrzała mu się, kiedy tak stał swobodnie uśmiechnięty, poblask morza nadawał jego oczom sre-brnoszary odcień, a wiatr rozwiewał kosmyki ciemnych włosów.Pomyślała o wizycie pani Vaudreuil na łodzi, o Małej Stopie wychodzącej z szałasu, i odparta chłodno:- To samo mogłabym powiedzieć o tobie.Na brzmienie jej głosu Rene uniósł brew, ale odpowiedział lekko:- Owszem, ale ja nie potrzebuję opiekuna.- Nie, sam nim jesteś, a w każdym razie - do tego się mnie przekonuje.- Mało wdzięczne zajęcie, choć nie opuściłbym posterunku, gdybym nie wiedział, że Pierre i Jean, nie mówiąc o Gastonie, są przy tobie.Stęskniłaś się za mną?- Nie przyszłam tu, żeby cię szukać, jeśli to masz na myśli.- Powinienem się domyślić.- Owszem.Pytanie brzmi: czy przyszedłeś tu szukać Toucheta?Rozbawienie zniknęło z twarzy Rene.- Co to ma znaczyć?- Och, daj spokój, wiem, że jest człowiekiem markizy.- Co oznacza, że i ja nim mogę być? Cyrene uniosła podbródek.- Taka myśl naturalnie się nasuwa.- Naturalnie.A jeśli ci powiem, że zeszłej nocy spotkałem tego człowieka po raz pierwszy?- Wtedy - odparła z nieco mniejszą pewnością - poczuję się w obowiązku ostrzec cię przed nim.Powszechnie wiadomo, że zabił w Paryżu co najmniej jednego człowieka.Znajduje się na usługach madame Vaudreuil, między innymi kupuje dla niej haszysz i opium, których jednak markiza nie używa, ale rozprowadza przez swego rządcę; kiedy ten jest nieosiągalny, Vaudreuil robi to sama.Mówią też, że Touchet jest szpiegiem, który zbiera informacje, dziekolwiek może, a to, czego nie jest w stanie odkryć, zmyśla.- Jednym słowem nędznik, którego należy unikać za wszelką cenę.- Ja nie żartowałam.Słysząc jej ostry ton, Rene spoważniał i jakby się nad czymś zastanawiał.- Widzę, ale nadal nie wiem, dlaczego uznałaś za stosowne udzielać mi rad.Możliwe, że tu w dziczy nie jestem na swoim terenie, ale już od dobrych kilku lat nie potrzebuję opiekuna, który wprowadzałby mnie w panujące zwyczaje.Cyrene nie dała się zbić z pantałyku.- Czy mam teraz ustąpić, pokonana twoją światowo-ścią? Nadal nie wiem, dlaczego spotkałeś się z Touche-tem.Rene się zawahał.Widział przed sobą dwa sposoby wybrnięcia z sytuacji.Mógł, co wydawało się wyjściem najrozsądniejszym, odejść w gniewie albo też rozwiać podejrzenia Cyrene, udając, że się poddaje.Dlaczego zawsze spotykał ją w najmniej spodziewanych miejscach? Szybko stawała się jego Nemezis, choć trzeba przyznać, uroczą; pod targanym wiatrem ubraniem rysowały się łagodne krągłości ciała, a kosmyki włosów furkotały wokół twarzy.- Wybacz mi - powiedział, chyląc głowę w gładkim geście grzeczności.- Już dawno nikt nie kazał mi się z niczego tłumaczyć.To się kłóci z moją naturą.Prawda jest taka, że spotkałem tego człowieka, wracając z przechadzki.Czy mówił prawdę? Cyrene dałaby wiele, żeby mieć pewność.Nie spodobała jej się podejrzliwość, która się w niej obudziła.Nie podobało jej się też, że Rene starał się ją udobruchać, choć wydawało się, że niewiele mogła na to poradzić.Ponieważ nie odpowiedziała, Reno ciągnął dalej:- Pójdziemy dalej, czy chcesz wrócić? Obiecuję, że nie zaniedbam więcej obowiązków i przylgnę do ciebie jak rzep.- Obawiam się, że to będzie bardzo niewygodne - zauważyła oschle, a zaraz potem pożałowała tej uwagi, widząc, dokąd miała doprowadzić.- Dla mnie czy dla ciebie?Cyrene ruszyła plażą, żeby nie musieć na niego patrzeć, kiedy odpowiadała:- Oczywiście, dla ciebie.Rene bez trudu dogonił Cyrene, choć nie zrobił nic, aby ją zatrzymać, a tylko zrównał się z nią.Przyglądając się jej bacznie, zapytał:- Dlaczego?- Przeszkodzi ci to w twoich podbojach.Rene ściągnął brwi.- W czym?- Mówię o Szybkiej Wiewiórce.Nieładnie postąpiłeś, zaciągając ją tak szybko do łóżka.- Szybka Wiewiórka?- Córka Małej Stopy, wnuczka Zatopionego Dębu.Mogłeś przynajmniej poznać jej imię.- Nie miałem przyjemności poznać ani jej, ani jej łóżka - powiedział dobitnie.Uczucie ulgi było śmieszne, niemniej jednak Cyrene to właśnie czuła.Odwróciła twarz ku wodzie, żeby Rene niczego nie poznał.- Nie?- Nie.Czy żądałbym zbyt wiele, gdybym spytał, co kazało ci tak myśleć?Powiedziała mu, choć z niejakim oporem.- Przyłapuje się indiańską dziewczynę na baraszkowaniu w szałasie i natychmiast staję się głównym podejrzanym? Masz o mnie zbyt wysokie mniemanie.Albo zbyt niskie.Mówił sucho, beznamiętnie.Cyrene nie potrafiła określić, czy był rozbawiony czy poirytowany, może jedno i drugie.- Zbyt niskie?- Skoro zakładasz, że nie dokonuję rozróżnień między kobietami.- A robisz to?- Sądzę, że mam reputację człowieka, który wybiera.Posłała mu przelotne spojrzenie.- Czy ma mi to pochlebiać?- A cóż kazało ci teraz myśleć, że miałem na myśli ciebie? - spytał cicho.- O ile pamiętam, to ja zostałem wybrany, nie odwrotnie.- To szczera prawda - wyksztusiła przez gardło ściśnięte upokorzeniem.Oddałaby wszystko, by cofnąć te słowa.Zabrzmiało w nich zbyt silne rozgoryczenie; mógł ją posądzić o zazdrość, a tej myśli Cyrene nie mogła znieść
[ Pobierz całość w formacie PDF ]