[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwróciła się, chcąc wyjrzeć przez okno.Ogarnęła ją fala nudności.Może przebudzi się z tego koszmaru, jeśli zdoła szeroko otworzyć oczy? Może znajdzie się ponownie w dniu urodzin, w chwili gdy nie przybył jeszcze żaden gość?- Po powrocie pójdziemy do biblioteki - rzekł.- Musimy omówić pewne sprawy.- Jestem zmęczona.Chcę się położyć.- Jesteś moją żoną - powiedział miłym, miękkim głosem - i ślubowałaś mi posłuszeństwo, milady.Zaczerpnęła powoli tchu i spojrzała ku niemu.- Pójdziemy do biblioteki - powtórzył.Nadal się uśmiechał.ROZDZIAŁ 19William Stubbs wywołał Nigela z oberży jeszcze podczas zabawy, żeby potwierdzić to, co obaj podejrzewali już wcześniej.Barr-Hampton pojechał do Londynu z pewną misją i porozmawiał z kilkorgiem właściwych łudzi.A może zresztą niewłaściwych, zależnie od punktu widzenia.Nigel przypuszczał, że Kasandra dowie się o tym wcześniej czy później.Lepiej więc, żeby stało się to wcześniej.Nie wyjawił jej całej prawdy, a ona nie zwróciła uwagi na jego zapewnienie o niewinności.Zresztą i tak by mu nie uwierzyła.Nikt przecież nie wierzył.Nawet w jego własnej rodzinie.A ona była córką swojego ojca.Pogodził się z niesprawiedliwym osądem, lecz od wzgardy, niedowierzania i nienawiści stwardniało mu serce.Czasami myślał, że zamiast niego ma w piersi kawał lodu.Tyle że lód może stopnieć, a kamień nie.Nie uwierzyłaby mu.Nawet nie próbował jej przekonywać.Tego wieczoru należało jednak to i owo powiedzieć wyraźnie.Postanowił nie czekać do rana, choć mieliby wówczas całą noc na przemyślenie sytuacji, w której się znaleźli.- Usiądź, proszę - rzekł do żony, gdy drzwi biblioteki zamknęły się za nimi.Służbie powiedział wcześniej, że nie będzie jej już potrzebował.- Wolę stać - odparła, podchodząc do okna.Podbródek miała uniesiony do góry, twarz bladą i ściągniętą.Podziwiał jej odwagę.Tego popołudnia zrozumiała, kogo w istocie poślubiła, i musiało to być dla niej odkrycie co najmniej przerażające.Nie okazywała tego, a nawet gotowa była stawić czoło wyzwaniu.Lecz przyprowadził ją tu tylko po to, by uporządkować pewne sprawy.- Proszę, usiądź - rzekł spokojniejszym tonem.Wahała się przez chwilę.Wreszcie podeszła do krzesła przy kominku i usiadła na nim, sztywno wyprostowana.Spojrzała na męża.- W naszym życiu są pewne rzeczy, Kasandro - zaczął - których żadne z nas już nie zmieni, nie można bowiem cofnąć czasu ani o jeden dzień, żeby to uczynić.Poróżniłem się niegdyś z twoim ojcem i udało mu się odnieść nade mną niemałe zwycięstwo, choć do mnie należało ostatnie słowo.Kedleston jest mój.Ty zaś zostałaś moją żoną.Poślubiłaś człowieka, któremu przypadło w udziale to ostatnie słowo.Człowieka skazanego niegdyś na zesłanie za przestępstwo i ukaranego tak okrutnie, że ślady po tej karze nie znikną aż do jego śmierci.Tak wygląda rzeczywistość.- Owszem - przytaknęła - ale do rzeczywistości należy również to, że masz żonę, która będzie cię nienawidzić i tobą pogardzać, milordzie.- Nasze małżeństwo musi trwać, Kasandro, niezależnie od twoich uczuć względem mnie.W ostatnich tygodniach dowiedliśmy, że dobrze współpracujemy jako wspólnicy w interesach i że w obecności innych osób możemy zachowywać się wobec siebie przyzwoicie, a nawet bardziej niż przyzwoicie.Okazało się też - podczas naszej nocy poślubnej, a także dzisiejszego popołudnia - że dobrze się nam też wiedzie w bardziej osobistych sprawach.- To było tylko pożądanie.- Kasandra się zaczerwieniła.- Jest ono w końcu naturalne w małżeństwie.I zdrowe.Przynosi dwojgu ludziom fizyczne zadowolenie.Pozwala też spłodzić dzieci.Nie odpowiedziała, tylko uniosła podbródek jeszcze wyżej i spojrzała mężowi w oczy.- Od tej nocy będziemy dzielić łoże - rzekł.Na jej wargach pojawił się pogardliwy uśmieszek.- I pomyśleć, iż spodziewałam się po tobie honorowego zachowania w tym względzie.Przyrzekłeś, że nie zbliżysz się do mnie bez przyzwolenia.Byłam na tyle niemądra, by udzielić go dzisiejszego popołudnia.Teraz już bym tego nie zrobiła.Nie ma to jednak znaczenia, prawda? Pan rozkazuje i trzeba go słuchać.Przypomniał sobie roześmianą, szczęśliwą młodą kobietę, która zaprosiła go na bal i ofiarowała mu nocleg.Zmieniłem ją, pomyślał, patrząc na jej zgorzkniałą, pełną pogardy twarz.- Przyrzekłem uszanować prywatność twoich pokojów, milady.I dotrzymam przyrzeczenia.Nie obiecywałem jednak niczego względem prywatności czysto cielesnej natury.Twoje ciało należy do mnie, a moje do ciebie.Wyegzekwujmy wzajemnie nasze prawa w moim łóżku.- Zamierzam pozostać w moich pokojach przez resztę życia.Czy mogę teraz oddalić się do własnej garderoby i tam przygotować się na przyjęcie męża? Pozwolisz mi wyjść?- Tak - odparł.Uniosła brwi ze zdziwieniem, więc dodał: - Widzę, że się mnie boisz, Kasandro.Boisz się tego, co mógłbym zrobić, gdybyś nie wyszła.- Czemu miałabym się ciebie bać? - roześmiała się wzgardliwie.- Z powodu blizn na moim ciele, które będą ci nieustannie przypominać, z jakiego powodu powstały.Przypominać o tym, że przeżyłem mimo nieludzkiego traktowania i wielokrotnie ponawianej przemocy.Podejrzewasz bowiem, iż chłostano mnie, bo sam byłem zatwardziałym złoczyńcą uciekającym się do przemocy.Sądzisz, że podobne doświadczenia zabiły we mnie wszelkie ludzkie uczucia i że pozwolą mi one przywołać do porządku krnąbrną żonę.Dojrzał w jej oczach strach, który - jak wiedział - ukrywała podczas wieczornej zabawy.Trwało to jednak tylko chwilę.Kasandra raz jeszcze okazała, iż jest kobietą odważną i silną.- W jaki sposób zdołałeś przeżyć? - spytała.- Byłem zbyt uparty, żeby umrzeć.Miałem też pewne zadanie do wypełnienia po powrocie i myśl o tym dodawała mi sił.Wciąż patrzyła mu w oczy, a w jej spojrzeniu nie było już strachu.Podszedł do niej i wyciągnął rękę.- Chodź.Nie podała mu dłoni.- Nie pójdę, tylko dlatego że ty mi rozkazujesz - powiedziała.- Nie chcę, żebyś mnie bił czy w jakiś inny sposób przywoływał do porządku.Wolałabym, żebyś nie trzymał mnie w uległości strachem.Ach, więc domyśliła się, że tylko ją straszy.Nie miał teraz wyboru, mógł tylko zawlec ją wbrew jej woli do własnych pokojów.Nie chciał jednak brać jej przemocą.- Pójdę z tobą - rzekła - bo w tym, co mówiłeś, było sporo racji.Wzdragam się na myśl, kogo właściwie poślubiłam.Uczyniłam to jednak z własnej woli, głucha na przestrogi rodziny, zwiedziona twoim urokiem, nie wiedząc prawie niczego o tobie.Nie mam dokąd pójść, a zresztą wątpię, czy pozwoliłbyś mi na to, gdybym nawet miała gdzie odejść.Będę zatem twoją żoną, milordzie, pod każdym możliwym względem, i matką twoich dzieci.Ale nie dlatego że ty mi tak nakazujesz, lecz z własnego wyboru.- Ujęła jego rękę i wstała z krzesła.Pochylił się i dotknął wargami grzbietu jej dłoni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]