[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zorza zgasła i w zapadłych ciemnościach nic nie było widać, oprócz ostrzegawczych świateł moich robotów.Czując, że za moment odpadnie mi koniuszek nosa, pobiegłem truchtem w stronę statku, namacałem błonę, jednym skokiem znalazłem się w kesonie.Keson to coś wspaniałego.To jedno z najcudowniejszych pomieszczeń na statku.Pewnie dlatego, że komora kesonowa to pierwsze pomieszczenie na statku, które ci daje poczucie domu, już wiesz, że wróciłeś do domu, do rodzinnego, ciepłego, bezpiecznego domu, z obcego, lodowatego, groźnego świata.Z mroku w światło.Zrzuciłem dochę, po czym pokasłując i rozcierając zziębnięte ręce poszedłem na mostek.Van der Hoose już tam siedział obłożony swoimi papierami, głowę pochylił frasobliwie i przepisywał na czysto kolejną stronę ekspertyzy.Maszyna kodująca żwawo stukotała pod jego palcami.- A moi wychowankowie już skończyli fundamenty - pochwaliłem się.- Aha - odezwał się Van der Hoose.- A co to za zabawki? - zapytałem.- Zabawki… - z roztargnieniem powtórzył Van der Hoose.- Zabawki? - zapytał nie przestając stukać na maszynie.- Ach, zabawki! - odłożył gotową kartkę i wziął następną.Odczekałem chwilę i przypomniałem:- No, więc co to za zabawki?- Co to za zabawki?… - znaczącym głosem powtórzył Van der Hoose.Zadarł głowę i spojrzał na mnie.- A więc tak stawiasz problem? Widzisz… Zresztą, kto to może wiedzieć, co to za zabawki… Tam na statku… Przepraszam cię, Staszek, ale może najpierw skończę, jak sądzisz?Na palcach podszedłem do swojego pulpitu, przez chwilę obserwowałem pracę Jacka, który już się zabrał do murów stacji meteorologicznej, a potem, także na palcach, wyszedłem z mostku, aby złożyć wizytę Majce.Wszystkie możliwe światła w jej kajucie paliły się, a sama Majka siedziała po turecku na łóżku i była bardzo zajęta.Na stole, na łóżku, na podłodze leżały odbitki stykowe, mapy, szkice, rozciągnięte harmonijki zdjęć lotniczych, wykresy i notatki.Majka po kolei to wszystko oglądała, robiła jakieś adnotacje, czasem łapała lupę, czasem butelkę z sokiem stojącą obok na krześle.Obserwowałem to czas jakiś i wreszcie wybrałem moment, kiedy butelka z sokiem opuściła krzesło, szybko zająłem jej miejsce, tak że kiedy Majka nie patrząc chciała z powrotem odstawić butelkę, trafiła prosto w moją wyciągniętą dłoń.- Dziękuję - powiedziałem i napiłem się.Majka uniosła głowę.- A, to ty - powiedziała z niezadowoleniem.- Czego chcesz?- Tak sobie wpadłem - powiedziałem dobrodusznie.- Jak było na spacerze?- Nawet nosa nie wytknęłam - odparła zabierając mi butelkę.- Siedzę jak przymurowana, wczoraj wieczorem nic nie robiłam i teraz mam urwanie głowy… Gdzie mi tam do spacerów!Oddała mi butelkę, machinalnie wypiłem łyk, czując jakiś niewyraźny niepokój i nagle mi spadła zasłona z oczu.- Majka miała na sobie swój ulubiony domowy strój - puszystą bluzkę i szorty, a jej włosy pod chustką były wilgotne.- Kąpałaś się? - zapytałem tępo.Majka coś mi odpowiedziała, ale ja i tak już wszystko zrozumiałem.Wstałem.Starannie postawiłem butelkę na siedzeniu krzesła.Coś wymamrotałem - nie pamiętam co.Nie wiadomo, w jaki sposób znalazłem się w korytarzu, a potem w swojej kajucie, nie wiadomo, po co zgasiłem górne światło, zapaliłem nocną lampką, położyłem się na łóżku i odwróciłem twarzą do ściany.Znowu mną trzęsło.Pamiętam, że wirowały mi w głowie jakieś strzępy myśli w rodzaju “teraz to już wszystko przepadło, wszystko na nic, już ostatecznie i nieodwracalnie”.Złapałem się na tym, że znowu nadsłuchuję.I znowu słyszałem coś niewłaściwego.Wtedy gwałtownie wstałem, sięgnąłem do nocnej szafki, wziąłem proszek nasenny, połknąłem go i znowu się położyłem.Po ścianach biegały jaszczurki, zacieniony sufit powoli się obracał, lampka nocna to gasła, to rozjarzała się niebywale ostrym światłem, umierające muchy rozpaczliwie bzyczały po kątach.Zdaje się, że przychodziła Majka, patrzyła na mnie z niepokojem, przykryła mnie czymś i znikła, a potem zjawił się Wadik usiadł w nogach łóżka i powiedział gniewnie “Czego się wylegujesz? Cała komisja lekarska czeka na ciebie, a ty leżysz”.- ,,Mów głośniej - powiedziała do niego Ninon - on ma coś z uszami i nie słyszy cię”.Zrobiłem minę do pokera i powiedziałem, że to wszystko zawracanie głowy.Wstałem i razem weszliśmy do rozbitego “Pelikana”, wszystkie narządy uległy erozji i czuć było ostry zapach amoniaku, jak wtedy, w korytarzu.Ale to był niezupełnie “Pelikan”, to chyba raczej był plac budowy, moi wychowankowie pracowali i pas startowy cudownie błyszczał w słońcu, a ja ciągle się bałem, że Tom najedzie na dwie mumie, które leżały w poprzek pasa, to znaczy, wszyscy myśleli, że to mumie, a naprawdę to byli Komow i Van der Hoose, tylko trzeba było uważać, żeby się nikt o tym nie dowiedział, ponieważ właśnie rozmawiali ze sobą, a tylko ja ich słyszałem.Ale przed Majką nic się nie ukryje.“Czy nie widzicie, że Staszek źle się czuje?” - powiedziała gniewnie i położyła na mojej twarzy wilgotną chusteczkę, zmoczoną w amoniaku.Omal się nie udusiłem, potrząsnąłem głową, poderwałem się i usiadłem na łóżku.Oczy miałem otwarte i w świetle lampki nocnej zobaczyłem przed sobą człowieka.Człowiek ów stał tuż przy łóżku pochylony i uważnie patrzył mi w twarz.W słabym świetle wydawał mi się ciemny, prawie czarny - zrodzona z majaczenia skrzywiona sylwetka bez twarzy, chwiejna, pozbawiona wyraźnych konturów i równie chwiejny, niewyraźny odblask padający na jej twarz i ramię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]